upupa_epops
-
Libertarianizm da się opisać najkrócej słowami: „wolność, wolność ponad wszystko”. I o każdą wolność tu chodzi: o osobistą, dającą prawo do robienia wszystkiego na co ma się ochotę, bez skrępowania jakimikolwiek zasadami, prawami czy konwenansami ale i o wolność ekonomiczną. Ta druga jest pojęciem nieco głębszym i oznacza ni mniej ni więcej, a samowolkę w zakresie prowadzonych działań biznesowych, ale i brak konieczności uiszczania jakichkolwiek podatków, przyjętych w różnej formie w państwach zorganizowanych i zarządzanych przez władze tegoż kraju.
W XXI wieku taka forma organizacji a raczej jej braku w odniesieniu do jakiegoś terytorium zdaje się być mrzonką i po trzykroć mrzonką jeśli przyjmiemy, że terytorium to, leży w kraju prawem, konstytucją i demokracją płynącym, czyli w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Czy zatem jest możliwe w kraju, który chciałby uchodzić za na wskroś demokratyczny taki wolnościowy model? Czy libertarianizm jest w ogóle możliwy jeśli przyjmiemy, że nasze prawa kończą się tam gdzie zaczynają się prawa innego człowieka?
Reporterskie śledztwo przeprowadził MatthewHongholtz-Hetling, dziennikarz śledczy i reporter współpracujący z gazetami takimi jak: „Foreign Policy”, „USA Today”, „Popular Science”, który za swoją pracę był nominowany do Nagrody Pulitzera i choć nie został jej laureatem, jego materiały oceniono tak wysoko, że został finalistą w tymże konkursie.
Autor prowadzi narrację dwutorowo: opowiada o ludziach i o baribalach. O ludziach chcących żyć na własnych zasadach, bez narzuconego przez nikogo prawa w jakimkolwiek zakresie i o niedźwiedziach, od zarania dziejów cieszących się jak na dzikie zwierzęta przystało, niczym nie skrępowaną wolnością. Reporterskie śledztwo prowadzone w małej miejscowości Grafton nieuchronnie prowadzi autora do śmiałych wniosków: a co jeśli to sposób życia ludzi spowodował, że ataki baribali przybrały na sile? Czy jednak teza przyświecająca wieki temu założycielom miejscowości, że każda władza jest zła jest skrajnie utopijna? Czy da się w ogóle żyć w miejscu gdzie nie możemy liczyć w razie potrzeby na pomoc służb, choćby straży pożarnej? Historie ludzi i niedźwiedzi, a czasem kotów (podobno przysmaki baribali) przeplatają się w wyjątkowy sposób.
Opowieść ma niesłychany literacki urok, być może za sprawą znakomitego tłumaczenia, jakiego dokonała Aleksandra Paszkowska. Kolejne rozdziały rozpoczynają się cytatami, często lirycznymi, które dodając książce wyjątkowości, sprawiają, że twardy i konkretny reportaż, zyskuje blasku wysublimowanego dzieła literackiego.
„Niedźwiedzia przysługa”, to książka którą warto smakować powoli. Szczególnie, że zachęcają do tego krótkie, zwarte rozdziały, po których aż się prosi by na chwilę przystanąć i zadumać nad tym co się przeczytało. Opowieść zdecydowanie inna niż wszystkie. Historia wydawałoby się prosta – z wiadomości wieczornych: „baribale zaatakowały mieszkańców”, bądź „baribale weszły do miasta i zdemolowały sklep”, jednak w połączeniu z opowieścią o pragnieniu wolności, tworzy to historię niezwykłą.
Chętnie sięgam po książki sygnowane przez Krytykę Polityczną, z pełnym przekonaniem, że czeka mnie coś dobrego: poszerzenie horyzontów społecznych, politycznych czy ekonomicznych, nowe idee, ciekawa polemika. I nie zawodzę się. Tym razem, dostałam również w pakiecie znakomite doznania literackie i wizualne, bo miętowa okładka z prostą acz ujmującą grafiką autorstwa Patryka Mogilnickiego jest dodatkową zachętą do tego by rozsiąść się w fotelu i zanurzyć w lasy Ameryki Północnej w poszukiwaniu: baribali i wolności.