Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

NA KAŻDYM ROGU TA SAMA TRUSKAWKA. 1946-1950

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 3 votes
Klimat: 100% - 3 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

NA KAŻDYM ROGU TA SAMA TRUSKAWKA. 1946-1950 | Autor: Miron Białoszewski

Wybierz opinię:

Czytacz1967

 Warszawa, moje miasto. Tu się urodziłem, i tu – tak myślę, umrę. Moje Miasto, dzień po dniu, cud życia w placach, na ulicach, na zielonych skwerach, tętnice codzienności. Krok za krokiem, zapatrzenie, zadumanie.

 

Wiele o Niej czytam, każdą książkę, która trafi do mych rąk. Zacząłem od historii Warszawy, poszczególnych dzielnic, budynków. Przeczytałem „Sto diabłów” Kraszewskiego, gdzie Warszawa stanowi tło dla treści powieści. Pochłonąłem „Lalkę” Bolesława Prusa, uznawaną za pierwszą powieść warszawską. Znam „Martę” Elizy Orzeszkowej. Dziesiątki wierszy, nowele, obrazki literackie. Cała biblioteka nazbierała się Towarzystwa Miłośników Czytania o Warszawie.

 

Tym razem trafiłem na felietony Mirona Białoszewskiego zebrane w tomie „Na każdym rogu ta sama truskawka”. Miron Białoszewski jest mi znany przede wszystkim jako poeta i autor jednej powieści „Pamiętnik z Powstania Warszawskiego”. Większość utworów poetyckich i – rzecz oczywista, powieść pokazują różne odcienie, barwy życia Warszawy. „Ta sama truskawka …” to kronika wyrastania Miasta z popielisk i gruzów. Krótkie notki, drukowane w codziennej prasie, ukazują sprawy bliskie każdemu warszawiakowi z lat czterdziestych i pięćdziesiątych dwudziestego wieku. Pokazują portrety mieszkańców zapisane dziennikarskimi słowami. Prosto i rzetelnie. Podając imiona i nazwiska, a niejednokrotnie, adresy bohaterów felietonów. Ma się rozumieć że pierwsze teksty Białoszewskiego tyczą samej odbudowy Warszawy. Ale im dalej zapuszczamy się w lekturę, tym więcej spotykamy ludzi, ich losy. Są to zwyczajne ludzkie sprawy, tylko że inne od moich, twoich, naszych.

 

Dajmy przykład. Białoszewski pisze w kilku felietonach że wielu Warszawiaków mieszkało w domach bez okien i drzwi. Ja niedawno wymieniłem domofon otwierający drzwi od klatki schodowej. Inny przykład. W 1947 roku zakupiono harfę do Szkoły Muzycznej za ileś tam węgla – co odnotował Białoszewski, zaś w 2022 roku przetacza się przez świat dyskusja o nowych zródłach energii.

 

Miron Białoszewski krąży po Warszawie, zagląda w każdy nieomalże zaułek. Zamienia się w dziennikarza – tropiciela. Rozmawia z każdym napotkanym człowiekiem. Podaje jego dane osobowe, niejednokrotnie adres zamieszkania, co przy dzisiejszej ustawie RODO, wydaje się być niewinnym spojrzeniem na świat. Z drugiej jednak strony Białoszewski robi – używając dzisiejszych pojęć słownych, kampanię reklamową. Bo oto czytelnik gazety codziennej miał czarno na białych adres sklepu monopolowego, adres krawca czy modystki. Nie wiem czy Autor felietonów o Warszawie z lat powojennych miał tego świadomość, ale niejeden varsavianista może zrekonstruować ulice Warszawy dom po domu tylko czytając krótkie notatki Białoszewskiego. I nie tylko ulice. Całe życie Warszawy. Bolesław Prus, gdyby żył w czasach Białoszewskiego i czytał jego felietony, miałby kapitalny materiał do powieści.

 

Nie wiem tego czy Autor „Tej samej truskawki …” przewidział wartość dokumentalną swoich tekstów, ale jestem pewien czegoś innego. Miał Białoszewski poczucie wartości słowa. Jego sprawozdania z ulic Miasta są oznaczone krótkimi spojrzeniami, bez zbędnych zawiłości. Krótkie zdania, ładnie skrojone. Jeżeli można tak powiedzieć, Białoszewski chodził ze słownikiem pod pachą.

 

To są obrazy miasta. Spojrzyj na nie, odczytaj, zachwyć się albo odrzuć. Bo Warszawę albo się kocha, albo nienawidzi. Z tekstów Białoszewskiego emanuje miłość. Widać od razu ukrytą w tekstach swobodę poruszania po Mieście. Znajomość historii Stolicy i dnia obecnego jest widoczna w każdym zdaniu „Tej samej truskawki …” W tym tkwi sukces opowieści Białoszewskiego. Te opowieści to Warszawa. To nie blaga, to sama Stolica.

MagLaw

 Miron Białoszewski to nazwisko, które miłośnikom literatury kojarzy się z pewnością najbardziej z będących jego autorstwa „Pamiętników z Powstania Warszawskiego”, w których23 lata po zakończeniu Powstania zawarł on cały tragizm losów zwykłego Warszawiaka przez trudny czas powstańczej walki. Reporterskie pasje obudziły się w Mironie zdecydowanie wcześniej, o czym można przekonać się biorąc do rąk najnowsze dziecko wydawnicze Dowodów na istnienie, w postaci zbioru felietonów Autora z okresu 1956-1950.

 

W tym czasie Miron Białoszewski spełniał się jako dziennikarz lokalnych mediów – pracując najpierw dla „Kuriera codziennego”, później dla „Wieczoru Warszawy”, a wreszcie dla „Świata Młodych”. Ten okres reporterskiej działalności Autora zaowocował licznymi krótszymi i dłuższymi artykułami prasowymi, w których z wyjątkową wnikliwością, dociekliwością, wręcz z odrobinąwścibstwa wściubiał no w nie swoje sprawy, po to, aby początkowo dokumentować losy powstającej z gruzów stolicy (tak w Kurierze, a później Wieczorze), a następnie kreślić peany o zdolnościach i możliwościach pokolenia młodych Polaków, przed którymi socjalistyczny świat otwiera swoje podwoje (tak w Świecie”).

 

Tak też podzielony został zbiór owych felietonów zawarty w „Na każdym rogu ta sama truskawka”. Choć fizycznie w książce taki podział nie istnieje, to jednak czytając niniejszy wybór nie sposób go nie dostrzec, choćby z tego względu, że każdy z tekstów opatrzony został dopiskiem, gdzie i kiedy ukazała się jego treść.

 

Niewątpliwie zarówno treści publikowane dla Kuriera czy Wieczoru skierowane do starszego odbiorcy, jak i te zamieszczone na łamach Świata, które adresowane były do młodszych czytelników, cechuje wyjątkowy kunszt posługiwania się słowem, arcymistrzowskie kreowanie dziennikarskiej wypowiedzi, która mimo przedstawiania czasem suchych faktów, ma stworzyć u czytelnika powstanie namacalnego obrazu, w którym odzwierciedlone zostaną emocje odbiorcy. Pod tym względem cały wybór tekstów zamieszczonych w „Na każdym rogu ta sama truskawka” nakazuje chylić czoła przez Autorem i podziwiać wirtuozerię budowania napięcia w pisaniu o codziennych sprawach.

 

Pomimo tego, zdecydowanie bardziej przemówiły do mnie felietony z czasów Kuriera i Wieczora, a więc z okresu 1946-1950, niż z czasów „Świata Młodych”. Te pierwsze stanowią bowiem żywy obraz Warszawy, która dźwigała się z kolan po wojennej zawierusze, a jej mieszkańcy wszystkim siłami starali się udowodnić sobie i innym, że mimo ogromnych zniszczeń, mimo biedy, a wręcz skrajnego ubóstwa z każdym kolejnym dniem można powracać do normalności, dążąc ze wszystkich sił do tego, aby przywrócić dawną świetność miasta i spokojne, a z czasem dostatnie życie jego mieszkańcom. To w tych felietonach zawarty został obraz zniszczeń, tragizm ludzkich losów, ale i determinacja w dążeniu do tego, aby wspólnymi siłami odbudować stolicę. To za pośrednictwem tych treści każdy współczesny czytelnik poczuć może klimat tamtych lat, obcować z często tragicznym ludzkim losem, ale wręcz poczuć kurz unoszący się nad gruzowiskami, czy pot spływający po plecach robotników wznoszących z ruin nowe miasto. Tu jest prawda i tu są emocje. Tych zabrakło mi zaś w tych tekstach, które skierowane zostały do młodego, ówczesnego czytelnika. Z dzisiejszej perspektywy trącą one myszką, a przede wszystkim trudno oprzeć się wrażeniu, że mają one ideologicznie kształtować umysły nowego pokolenia Warszawiaków i Polaków, urabiać je plastycznie jak stal, ku chwale ojczyzny i socjalizmu. Cóż, po części trudno się dziwić takiemu ich wydźwiękowi, jeśli weźmie się pod uwagę, że dotyczą one początku lat 50-tych, kiedy to władza miała iść w ręce ludu i partii, ale aby uzyskać grono wiernych wyznawców trzeba było wpierw odpowiednio je urobić, kształtując socjalistyczne upodobania od najmłodszych lat.

 

Pomijając zatem ten wybór tekstów, z pewnością warto sięgnąć po „Na każdym rogu truskawki” nie tylko po to, aby obcować z najwyższej jakości dziennikarską robotą, ale również po to, aby zyskać niezwykle plastyczną wizję powojennej warszawskiej rzeczywistości. Do czego serdecznie zachęcam.

Masło

 „Jakość chleba znów się pogorszyła, często zdarzają się zakalce”

 

Warszawa się odbudowuje. Z obsypanych gruzami ulic, spod hałd pokruszonych cegieł, spośród czerwonawego dymu wyłaniają się pierwsze rusztowania i nowe budynki, a praca wre! Pomiędzy zawalonymi ścianami kamienic przechadza się Miron Białoszewski, dziennikarz i reporter „Kuriera Codziennego”, „Wieczoru Warszawy” a później i „Świata Młodych”. Obserwuje i zapisuje, rozmawia z uczniem, przekupką i pucybutem ale i junakiem, robotnikiem i „kobietą pracującą”. Pyta o troski dnia codziennego, odnotowuje prośby i zapotrzebowania, apeluje, zaznacza i zwraca uwagę.

 

„W pewnym gospodarstwie wściekła się krowa”.

 

Dzięki Mironowi Białoszewskiemu i Adamowi Poprawie, który zbiór krótkich form poety zebrał i opracował, Czytelnik przenosi się na ulice zrównanej z ziemią stolicy. Miasta, które w rytmie wybijanym uderzeniami kilofów i kielni, przy śpiewie piosenek i radości jego mieszkańców, rośnie z dnia na dzień. Owszem, jest to miasto pełne problemów, ale któż by dzisiaj o nich pamiętał? Właśnie tu gotyckie sklepienia toczą nierówną walkę z lanym betonem i kopanymi tunelami, to tu bawiące się dzieci napotykają bielejące kości powstańców, a w podwórkach spalonych kamienic tkwią mogiły obrońców Warszawy. To miasto zaskoczeń i zdziwień – w odkrytych piwnicach trwają przeniesione przez Niemców niespękane okna ze Szpitala Przemienienia Pańskiego, które cudem przetrwały Powstanie. Delikatne jak delikatne bywa życie ludzkie – cudowna alegoria ludzkiego życia i warszawiaka, który powraca w gruzy, by odbudować swój świat. 

 

„P. Sylwia zna się także na chiromancji”

 

Miasto nie pozostawia nikogo samemu sobie. Prężnie działa Caritas. Warszawa i jej mieszkańcy dbają o najbardziej potrzebujących, choć nie bywa to łatwe. Trwa walka z larwami komarów, które „tracą grunt pod nogami”, czujne komisje tropią wszelkie nieprawidłowości, w tym nieuczciwych sprzedawców fałszowanego mleka i śmietany albo karzą fryzjerów, w zakładach których zauważono włosy w puderniczkach i używano brudnych grzebieni. A pośród tego chaosu – pochody, śpiewy i marsze. Pierwsze, przeznaczone dla zwykłego człowieka, spektakle, poranki, koncerty i wystawy malarskich prac górników przybyłych do stolicy ze Śląska. Na cokoły wracają ukochane przez warszawiaków pomniki, rosną dzwonnice kościołów, a dziewiętnastoletnia ekspedientka marzy o założeniu własnej księgarni… I tylko drażni plaga plakatów na Marszałkowskiej, boli że „zapomina się o torach dla rowerzystów”.

 

„Na każdym rogu ta sama truskawka” to książka zawierająca nie tylko nieznane dotąd szerszej publice teksty prasowe Mirona Białoszewskiego, ale przede wszystkim to zapis niesamowitych, niepowtarzalnych podróży przez stojącą na progu wielkich zmian Warszawę (cytowane teksty obejmują okres od 1946 roku do 1950 roku, czyli czasów, kiedy dziennikarz nie musiał jeszcze ważyć każdego słowa, byleby nie podpaść cenzurze i partii, choć oczywiście im dalej w las, tym więcej zachwytów i krytyki starych czasów). Warszawę, która ginęła i która właśnie rodziła się na nowo. Wyjątkowy zbiór krótkich przecież historii, które potrafią nieść w sobie więcej treści i emocji niż kilkustronicowe reportaże. Polecam!

 

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial