Doris
-
Tym razem w książce Iwony Gajdy „Bezimienni” wraz z młodymi przyjaciółmi udajemy się do Meksyku, krainy kontrastów, barw i zapachów, słońca i muzyki, modlitwy i guseł, a także karteli narkotykowych i przemocy. Krainy, w której katolicy wznoszą ręce do Bogini Śmierci, tak jak do Matki Boskiej z Gwadelupy i proszą „o zemstę. albo o pomoc w kradzieży lub napadzie”.
Oczami naszych przewodników patrzymy na kolorowe suknie kobiet tańczących w rytm melodii wygrywanych przez mariachi. „Muzycy szli z boku i przygrywali na vihuelach, trąbkach oraz skrzypcach. Wyglądali zjawiskowo w wielkich słomkowych sombrerach, czarnych obcisłych spodniach i koszulach haftowanych srebrną nitką.” Spoglądając na przepiękne, kolorowe zdjęcia, jakich w książce zamieszczono sporo, cieszymy wzrok i niemal oddychamy atmosferą fiesty.
Być może to łączność, jaką Meksykanie stale utrzymują z tradycją, pamięć o krwawych ofiarach składanych tu kiedyś dawnym bogom sprawia, że wyraźnie wyczuwalny jest ciągle jakiś rys okrucieństwa, obecność tego, co pierwotne, a nadal żywe. To jeszcze potęguje ów kontrast, podkreślony dodatkowo przez współistnienie tuż obok siebie wspaniałych rezydencji i nędznych, brudnych faweli, o których tak empatycznie pisał Paulo Lins.
I tak jak każdy człowiek chłonie świat zmysłami, a jednocześnie odczuwa go też całkiem niematerialnie, duchowo, intuicyjnie i zarazem analitycznie, rozumowo, tak i nam autorka oprócz scen rodzajowych, wprowadzających nas w koloryt i obyczajowość Meksyku, przekazuje też głębsze prawdy o naturze człowieka i o jego, niestety często negatywnym, wpływie na otoczenie. Strona namacalna, materia to kompetencja naszych wędrowców – młodych bohaterów, zaś strona pozazmysłowa, ulotna, poza czasem i przestrzenią, należy do błądzących wokół duchów, i to one, z łatwością przemieszczając się we wszystkich wymiarach, raczą nas tą odsłoną opowieści.
W ten sposób możemy ogarnąć całość, co z pewnością pozwoli nam lepiej zrozumieć fenomen latynoamerykańskiego Meksyku. Możemy cofnąć się o kilkaset lat i spojrzeć oczami Cortesa na niosących dary Azteków, możemy odwracać głowę, by wysokie płomienie buchające ze stosów, na których płoną skazani przez Wielką Inkwizycję heretycy, nie parzyły nas w twarz.
Jak przeszłość kształtuje nasze aktualne dzieje. Gdzie pewne narodowe cechy, w tym przypadku akurat machyzm, instrumentalne, a nawet okrutne traktowanie kobiet, pęd ku kultom związanym z krwią i przemocą, biorą swój początek?
Mając okazję prześledzić, w dużym oczywiście skrócie, historię Meksyku, wejrzeć w umysły zarówno tych, których już od dawna nie ma, ale pozostawili po sobie znamienne dziedzictwo, jak i tych nam współczesnych, z tego dziedzictwa obficie czerpiących, nie sposób nie zatrzymać się na chwilę i nie zadumać nad człowiekiem, jego drogą, wyborami i ich konsekwencjami, których on nie chce lub nie potrafi często zauważyć. Czy aby zachodzące zmiany przybrały właściwy kierunek? Jeśli nie, to czy możemy jeszcze zapobiec złu, które może nadejść?