Sylfana
- Nastał w dziecięcej literaturze polskiej w końcu ten czas, gdy mamy swoją własną wersję popularnej animacji o tytule Jak wytresować smoka. Co prawda, nasza rodzima wersja nie jest bajką wyświetlaną na ekranach telewizorów, a wersją książkową, jednak jak dobrze wiemy, wrażenia czytelnicze są niejednokrotnie ciekawsze niż bierna obserwacja komedii familijnych w nowych mediach. Stara, poczciwa książka zawsze wygra, o ile oczywiście prawidłowo rozwija temat, zaciekawia, pobudza wyobraźnię. Jeżeli przez te wszystkie filtry i parametry przeciągniemy publikację Smopsy Justyny Bednarek może się jednak okazać, że powiedzenie, iż oryginał jest zawsze lepszy będzie miał większe prawo bytu. Co to może właściwie oznaczać? W moim odczuciu książka staje się mocną repliką (może nawet podróbką?), która nie wnosi niczego nowego, nie ubogaca wersji podstawowej. Nie ma niczego złego w inspirowaniu się wytworzonymi już tekstami kultury, trzeba jednak uważać, żeby aż zanadto nie zachłystnąć się produktem innego twórcy.
Snopsy początkowo wydawały się mieć potencjał, szczególnie dzięki dwóm postaciom – Jaromirowi i wiedźmie Świętosławie. Imiona te bardzo pozytywnie kojarzą się z naszą kulturą słowiańską, dawnymi obrzędami i tradycjami. Także profesja wiedźmy była bardzo dobrze znana naszym przodkom – to ona była nieraz demonem uprzykrzającym życie ludziom, ale także człowiekiem z krwi i kości, który uprawiał ziołolecznictwo, zajmował się i pielęgnował chorymi, a także dbał o okoliczną społeczność. Była to niezwykle ważna kreacja kulturowa, która do dzisiaj objawia się w naszej mentalności i tożsamości narodowej. Zatem wybór takich postaci wydaje się bardzo ciekawy i trafny, przybliża do nas, współczesnych, trochę nieznanej historii owianej ze wszystkich stron tajemnicą.
Innym, integralnym elementem książki jest wytwór stricte fantastyczny, a mianowicie mowa tu o smokach. One może już nie są mocno związane z naszą kulturą, jednak stanowią dobry element układanki, szczególnie, że dzieci uwielbiają te mityczne stworzenia. Mamy zatem dwa mocne fundamenty powieściowe, które mogą być gwarancją sukcesu, jednak wszystko to rozbija się o konstrukcję fabularną, która jest miałka, średnio ciekawa, a momentami nudna. Potencjał zdecydowanie nie został wykorzystany, nie mówiąc już o duplikatach treści świadczących o jej powtarzalności. Po co maglować ten sam wątek kilka razy, czy nawet skromne dwa razy? Wydaje się być to totalnie bez sensu.
Na uwagę zasługują jednak ilustracje w publikacji. Są one piękne i bardzo oryginalne. Zdecydowanie przyciągną uwagę młodych czytelników i uatrakcyjnią lekturę. Szkoda jednak, że wartość powierzchni wizualnej nie idzie w parze z samą literacką treścią. Nie chce jednak mówić, iż książka ta nie trafi w gusta wszystkich odbiorów. Być może znajdzie się grono wielbicieli tej opowieści i nie będzie im przeszkadzało, że jest to poniekąd odbicie lustrzane z małymi różnicami innego obrazu kulturowego. Jak już wcześniej wspomniałam, bezapelacyjnym ozdobnikiem tej powieści są naleciałości historyczno – kulturowe, ogólny klimat akcji, a także ilustracje. Te trzy elementy mogą już stanowić solidny powód do sięgnięcia po tę pozycję i może się w rezultacie okazać, że całość jest przyzwoita i warta zapoznania.
Książkę tę polecę przede wszystkim dzieciom, które nie widziały jeszcze bajki Jak wytresować smoka. Bez wiedzy na temat tej animacji będzie im łatwiej zanurzyć się wyobraźnią w powieści. Taki czytelnik jest też częściową gwarancją na sukces piśmienniczy – nie będzie on porównywał wspomnianych tekstów kultury, nie będzie „skażony” wiedzą z innego źródła, więc być może akcja wymyślona przez Justynę Bednarek nie będzie dla niego nudna i przewidywalna.