SKAZANI NA CZYTANIE
-
Drogie moliki książkowe, Przyznajcie się kto z was pamięta szał, jaki na Bookstagramie i Booktubie dwa lata temu wywołała zwyczajna książka jaką jest "Gołąb i wąż" autorstwa Shelby Mahurin? A teraz kto z was pamięta zeszłoroczną premierę "Krew i miód"? Bo szczerze, ja nie pamiętam i drugi tom kupiłam miesiąc temu. Tymczasem nie tak dawno premierę miał trzeci tom "Bogowie i potwory" i kończymy naszą hiperboliczną przygodę z Lou oraz Reidem. Przypomnijmy szybko tę historię.
Lou uciekła ze swojego sabatu wyrzekając się mocy. Chciała ukryć się gdzieś zdala od tego magicznego świata i żyć normalnie. Na jej nieszczęście dla łowców czarownic nadal była wiedźmą i miała zostać spalona na stosie. Jedno zdarzenie i głupia decyzja sprawiły, że musiała wyjść za Chesseura, który planował ją zabić. Gorący romans, razem przeciwko światu i matka, która chce cię zabić w tle. Tak docieramy do momentu wielkiej, ostatecznej bitwy, by móc uwolnić się od sabatu oraz łowców czarownic.
Drugi tom był nie najlepszy i czytając go ziewałam na wszelkie możliwe strony. Mam wrażenie, że autorka dała sobie wyzwanie, kiedy wybije wszystkich swoich czytelników. Po prostu czytać się tego nie dało, a i tak wiele osób powiedziało już to przy pierwszym tomie. Zakończenie trylogii było dla Shelby Mahurin ostatnią deską ratunku, żebym powiedziała, że "ten cykl jest naprawdę dobry i warty przeczytania". Jak myślicie podołała? "Bogowie i potwory" zaczęło się tak, jak skończyło "Krew i miód" skończyło - nijako, źle, nudno.
Myślałam, że się popłaczę. Nie mogłam uwierzyć, że autorka dalej brnie w swoje. Mimo, nie raz drastycznie, słabych ocen i komentarzy. A przede mną było pięćset stron. Świadczyć o tym, jak bardzo ją męczyłam może fakt, że robiłam to bite cztery tygodnie, równe dwadzieścia osiem dni. Niejednokrotnie odkładałam ją, zabierałam się za inną książkę i ponownie do niej wracałam, żeby mieć dość po jednym rozdziale. Ale nie odpuszczałam i modliłam się o siły. Nawet nie wiem kiedy po prostu się wciągnęłam.
Historia zaczęła nabierać tempa i bardziej przypominać tę z pierwszego tomu. Tak naprawdę zaczęło mi się podobać, gdy doszło do ostatecznego starcia między Lou a jej matką. W końcu nie było gadania, co to dziewczyna nie zrobi, jak trzeba się na to szykować, a doszliśmy do efektów. Autorka w końcu jakby stwierdziła, że koniec lania wody i tak jak na samym początku tej drogi w "Gołąb i wąż" przeszła do czynu. Zdarzenie zaczęło gonić zdarzenie.
Sami główni bohaterowie stali się nagle dużo żywsi. Ostatnie półtora tomu zachowywali się jak w nieuleczalnej depresji, miałam ich konkretnie dość, do tego stopnia, że sama chętnie bym ich uśmierciła. Tu w końcu nabrali werwy i jako czytelnik odczuwałam, że faktycznie mogą wygrać swoją bitwę. Dzieliłam z nimi emocje i zapał, a na samym końcu wspólnie roniłam łzy i radowałam. Nie wiem czy autorka celowo początkowo wynudziła czytelników, by następnie dać im mocną dawkę wrażeń, ale tym zabiegiem uratowała ten trzeci ostatni tom.