Niegrzeczne literki
-
Madonna di Campiglio przywitała rodzinę Orłowskich w pewien zimowy dzień, aby mogli towarzyszyć przyjacielowi rodziny i wspólnikowi Roberta, Martinowi Schmidtowi, w obchodzeniu jego urodzin. W wyjedzie do włoskiego kurortu towarzyszy im córka z mężem Johanem, na którego w hotelu czeka nie lada niespodzianka. Los bywa nieprzewidywalny i dbając o nastrój wczasowiczów, złączył ich drogi z dawną partnerką życiową zięcia Orłowskich. Ich córce, Izie, nie przyjdzie spędzić tego czasu w spokoju, a jej nerwy zostaną wystawione na próbę.
Jakby mało było atrakcji, podczas ich pobytu, wybucha epidemia nieznanej choroby COVID-19. Jej pierwszą ofiarą okazuje się być Camilla Vogel, właścicielka niemieckiej stacji telewizyjnej i dawna dziewczyna Johana. Panika porusza gości pensjonatu, którzy boją się, że zostaną zarażeni i podzielą los biednej kobiety.
Przeprowadzone badania wykluczają Orłowskich z grona zarażanych, więc po odbyciu stosownie długiej kwarantanny, mogą powrócić do Polski w pełnym składzie.
Ich radość nie trwa długo, bo kiedy z początkiem lata świat ponownie zezwala na przekraczanie granic państw, nasza rodzinka dostaje zaproszenie… na komendę do Madonna di Campiglio!
Dlaczego włoska policja zainteresowała się polską rodziną? Czy koronawirus miał coś wspólnego ze śmiercią Camilli? A może ktoś jej pomógł w odejściu z ziemskiego padołu…
Niesamowicie czułam się czytając tę książkę. Po pierwsze, jest to saga, a ja weszłam w jej środek, nie czytając poprzednich części. Po drugie to moje pierwsze spotkanie z COVIDem w literaturze, które zostało tak otwarcie poruszone i skrzętnie wykorzystane przez Dankę Braun.
Autorka nie szczędziła nam zdrady, szantażów, podejrzeń oraz namiętności co znacznie podkręciło temperaturę tej powieści.
Cięty język Renaty i jej zabawne teksty sprawiły, że momentami śmiałam się do książki. Mogę stwierdzić, że w zestawieniu z Robertem, tworzą moją ulubioną kombinację tej powieści. Jeśli znajdują się i w pozostałych tomach sagi to z chęcią po nią sięgnę.
Jeśli chodzi o zagadkę kryjącą się w książce, to niestety nie mogę powiedzieć, że czymkolwiek mnie zaskoczyła. Moje początkowe założenia były słuszne, a poprowadzenie fabuły w taki, a nie inny sposób, tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu. Może, gdyby nie było w tej książce Renaty, to moja ocena znacznie by zmalała, jednak jej postać zasługuje w moich oczach na dodatkowe punkty.
Ich córka, niestety nie przypadła mi do gustu. Jako bohaterka – może być, jednak do grona psiapsi bym jej nie przyjęła. Dlaczego? Nie mam pojęcia.
Patrząc z perspektywy czasu na pandemię, podejmowane przez bohaterów kroki były mi bardzo znajome i może nie z nostalgią, lecz z pewną dozą wspomnień podeszłam do tego wątku.
Danka Braun w świetny sposób połączyła obyczajówkę z kryminałem, oddając w nasze ręce książkę, której nie powstydziłaby się najdłuższa telenowela telewizyjna. Miałam wrażenie, że za chwilę okaże się, że każdy z każdym romansuje, a Johan jest dzieckiem z nieprawego łoża Roberta.
Mimo wszystko „Historia pewnego morderstwa” przypadła mi do gustu na tyle, że w wolnej chwili z chęcią sięgnę po pozostałe tomy sagii o rodzinie Orłowskich. Jej podejście do tematów, które mają miejsce w życiu każdego z nas, doskonale odnalazło się w szeregu moich zainteresowań, zmuszając mnie do czytania nawet w nocy.
Polecam wszystkim fanom kryminalnej strony obyczajowych powieści.