Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Strona Guermantes

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 3 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Strona Guermantes | Autor: Marcel Proust

Wybierz opinię:

Inka

 Trzeci tom z cyklu W poszukiwaniu straconego czasu Marcela Prousta zaprzecza znanemu przysłowiu: Im dalej w las, tym więcej drzew. Argumenty? Znając już styl autora poprzednich części wiemy, czego się spodziewać. Zatem łatwiej przebrnąć przez lekturę. Tak. Proust „trzyma” poziom i konsekwentnie kontroluje subiektywne przepływy czasu. Nie spieszy się. Nie musi. Może swobodnie dopieszczać każde zdanie. Pochodząc z zamożnej rodziny, mając jako usprawiedliwienie chorobę, nie spędzają mu snu z powiek kwestie utrzymania, rachunków, czy codziennej „obsługi”. Bilans trzech lat twórczej pracy: siedem tomów rękopisów. W tym trzeci: Strona Guermantes.

 

Czytana jako kontynuacja pokazuje dojrzalszego bohatera. Choć nadal są to wspomnienia. Relacja spisywana z perspektywy czasu. Alter ego Prousta znowu snuje swoje miłostki, ale nie ma w nich już skrajnie odległych stanów emocjonalnych. Od euforii do przygnębienia. Jest za to większa stabilizacja i przeniesienie środka ciężkości na studium socjologiczne. Pierwszy tom skupiał się na wewnętrznych stanach tytułowego Swanna. W drugim – więcej było rozważań filozoficznych, estetycznych. Tutaj Proust odmalowuje przed czytelnikami zbiorowy portret arystokracji francuskiej końca XIX wieku. I robi to w typowy dla siebie sposób. Za pomocą wyobraźni, marzeń, gry kolorów, smaków i zapachów. Znów łączy literaturę i malarską ekspresję. A może właściwiej – impresjonizm. Bo to wrażenia pełnią tutaj tak istotne funkcje. W kwestii formy – najwyższy kunszt języka, konstrukcji gramatycznych. W treści – prosta fabuła opierająca się na wyprowadzce z Combray do pałacu rodziny Guermantów.

 

Czytelnik rozpoczynający dopiero przygodę z Proustem spokojnie odnajdzie się w tych zawiłościach. Poznaje bowiem bohatera starającego się o awans „na salony”. Początkowo zafascynowany elitarnością zamkniętego kręgu XIX – wiecznych celebrytów, powoli odkrywa pozory i miałkość życia arystokracji. I odbywa się to dosłownie powoli. Proust krok po kroku, z ogromną starannością i szczegółowością obnaża prawdziwą naturę szlachetnie urodzonych z metryki, ale niekoniecznie szlachetnych z zachowania. Początkowe zalety, odarte z lukru, stają się pospolitymi, ludzkimi wadami. Górnolotne, salonowe rozmowy o sztuce, polityce, zamieniają się w puste small talki. Rażą intelektualną miałkością, fałszem. Przykładaniem zbyt dużej wagi do koneksji rodzinnych, drzew genealogicznych odtwarzanych na kartach powieści z żarliwą pieczołowitością.

 

Na czoło wysuwa się tytułowy ród Guermantów. Ale to tylko symboliczni reprezentanci pewnej epoki, warstwy. W rzeczywistości Strona Guermantes zawiera bogatą galerię postaci zmieniających się pod wpływem różnych okoliczności życiowych. I analizy te trwają tak długo, że często ma się wrażenie prawdziwej walki z czasem, a nie jego poszukiwaniem. Celebracja przyjęć, charakterystyki postaci rozciągają się na kilkadziesiąt stron. Często przekraczając setkę. Te pozornie tylko nudne partie osładzane są humorem sytuacyjno – słownym, który zawdzięczamy, o ironio! szczeblom najniższym w drabinie hierarchii, służbie. To przedstawiciele tej pogardzanej warstwy wygłaszają zabawne i trafne opinie o swoich chlebodawcach. Na przykład Franciszka, słusznie punktująca powieściowego Marcela jako bawidamka i maminsynka. Za takiego uważany był zresztą sam autor.

 

Równie dowcipnie i uroczo komentowane są salonowe romanse i podboje. Nasz bohater w końcu zdobywa ściganą jeszcze w drugim tomie Albertynę, by za chwilę rozpocząć polowanie na księżnę Guermantes. Bohater wyraźnie kolekcjonuje kobiety. Chwali się ich zainteresowaniem. Żadnej nie darząc prawdziwą miłością. Chociaż… nie. Jest jedna, z której odejściem Marcel nie potrafi się pogodzić. Duże partie tekstu poświęcone są babce. Jej chorobie, zniedołężnieniu, śmierci. Mamy tutaj bardzo szeroką gamę różnych uczuć. Od zniecierpliwienia, wściekłości, po zniechęcenie, żal, smutek, żałobę. Proust nie byłby sobą, gdyby przy okazji nie przemycił kilku przemyśleń na temat medyków i medycyny oraz osobistych preferencji nieheteronormatywnych ukrytych w wątku przyjaźni głównego bohatera i Roberta de Saint – Loupa, dzięki któremu przebił hermetyczną skorupę arystokracji i dostał się w jej kręgi. A przynajmniej tak mu się wydawało. I tutaj wyraźnie daje się odczytać ponadczasowy wymiar twórczości Prousta. Dokonana przez niego obserwacja ma analogie w każdej współczesnej społeczności, gdy próbując awansować do lub w danej grupie sprzeniewierzamy się wyznawanym wartościom.

 

Proust podsuwa czytelnikowi bardziej lub mniej oczywiste przykłady hipokryzji pokrytej lukrem dobrych manier i nienagannej etykiety. Nowością w stosunku do poprzednich tomów są nawiązania do historii Francji. Sam Proust miał w swoim życiu epizod wojskowy i ślad tej służby znalazł odzwierciedlenie w partiach poświęconych wojnom i strategiom dowodzenia. Ale to nie wszystkie autotematyczne wątki. Mając w rodzinie żydowskich przodków został zmuszony do zajęcia stanowiska w sprawie Dreyfusa, którą żyła ówczesna Francja. Chociaż Proust na kartach książki nie potępia jednoznacznie antysemityzmu, ani go nie wspiera, zachowuje bezpieczną neutralność. Nie zagłębiając się w zawiłości polityki: Proust przedstawia oficera żydowskiego pochodzenia fałszywie oskarżonego o kolaborację z Niemcami i skazanego na dożywocie w kolonii karnej. To kolejna aluzja do obecnych czasów zawierająca gorzką refleksję o tym, jak niewiele trzeba, by oczernić i zniszczyć człowieka. I nieważne, czy odbywa się to na salonach, w koszarach, w życiu, czy w powieści.

 

Po raz kolejny Proust udowadnia, że jest mistrzem obserwacji ponadczasowych historii.

Sylfana

  „Strona Guermantes” Marcela Prousta to kolejna odsłona losów bohatera całego cyklu „W poszukiwaniu straconego czasu”. Autor, zgodnie ze swoją manierą i stylem, opowiada nam historię naznaczoną mocnymi akcentami egzystencjonalizmu i filozofii ludzkich zachowań i przemyśleń. Choć sama fabuła wydaje się być prosta i mocno nieangażująca, to już sposób opowiadania i narracji wymusza na czytelniku pełne skupienie, pozwalające na wnikliwą analizę tego, co dzieje się w tekście. Podkreślam – tego, co dzieje się w tekście, a nie tego, co dzieje się w tejże historii, która jest klarowna, stabilna i momentami ociężała. Więcej, niźli między bohaterami, dzieje się w głowie narratora – bohatera. To on w myślach tworzy bardziej kolorowe, zawiłe i trudne teorie, opierające się właściwie o sens życia człowieka w ogóle. Proust przechodzi od jednostkowej historii do pewnego uniwersum – znaczeń, symboli, a właściwie ludzkiej natury, której nie można oszukać.

 

Tak, jak już wspomniano, fabuła jest ograniczona do minimum zdarzeń, czy też zwrotów akcji. Dowiadujemy się, że Marcel, wraz z całą swoją rodziną zamieszkuje w pałacu, który należy do rodu Guermantes. Mężczyzna od razu zakochuje się w pani domu, a jego myśli bardzo często angażują się w wewnętrzne omawianie ich relacji. W głowie narratora kotłują się różne myśli, które znów przenoszą nas do uniwersum świata człowieczego. Jego opinie, refleksje oraz analizy mogą stać się osobnymi cytatami, pasującymi do wielu innych sytuacji. Niejednokrotnie przecież frazy z cyklu „W poszukiwaniu straconego czasu” traktowane są jak aforyzmy, sentencje filozoficzne i poniekąd także prawdy życiowe.

 

Głównym zajęciem Marcela w powieści jest obserwacja platonicznej ukochanej Marii. Jego tożsamość i status nie pozwala mu na zbliżenie się do kobiety, jednak nie przeszkadza mu to tworzyć z nią pewnego rodzaju relację na odległość. Chodzi on w te same miejsce co księżna, bacznie obserwuje ją w różnych sytuacjach, robi wszystko, żeby złapać z bohaterką przynajmniej kontakt wzrokowy. Jego zachowanie i podejście przypomina mi odrobinę postać typowego bohatera romantycznego, takiego swoistego Wertera, wzdychającego do niedoścignionej miłości. Profil Marcela bardzo mocno przypomina człowieka będącego zawsze w jakiejś materii metafizycznej, który nie zauważa prawdziwej, „suchej” rzeczywistości. Jego postawa jest werterowska, jego poczynania, a właściwie ich brak, też są werterowskie, a przemyślenia? Być może odrobinę bardziej głębokie, racjonalne i czułe na wszystkie aspekty uczucia, którym darzy wspomnianą wcześniej kobietę niż jak to było u samego nieszczęśliwego Wertera.

 

Czy warto przeczytać tę powieść? Z pewnością tak, ale tylko jeśli spełnimy kilka warunków. Po pierwsze – przeczytamy dwie pierwsze części cyklu. Bez tego nie uda się odtworzyć całościowej charakterystyki bohatera, zabraknie nam kilku znaczących elementów jego wizerunku, przede wszystkim tego wewnętrznego, gdyż to, co się dzieje na zewnątrz łatwo można sobie samemu dopowiedzieć. Po drugie - należy lubować się w literaturze strumienia świadomości, na tamte czasy pisanej w sposób eksperymentalny, intuicyjny, inny, niż tej pory był stosowany w literaturze. Strumień świadomości komplikuje nam sprawę rzetelnego odbioru, może zagłuszać pewne treści, dlatego należy być wyjątkowo skupionym. Po trzecie – nie jest to książka, w której dzieje się coś ekstremalnego. Należy nazwać ją obyczajowo – filozoficzną, dlatego też trzeba mieć odpowiednie upodobania i gusty literackie.

 

Mimo pewnych zastrzeżeń książkę gorąco polecam. Dla mnie samej była to czysta przyjemność, choć samą lekturę dozowałam sobie dosyć długo, gdyż dosyć szybko dochodziło u mnie do przesycenia treścią powieści. Tak, czy inaczej, jest to dzieło literatury europejskiej i za takie należy je obiektywnie uważać.

Grażyna

  Strona Guermantes to trzecia część cyklu Marcela Prousta "W poszukiwaniu straconego czasu", najdłuższa i chyba najtrudniejsza do skupienia na niej uwagi. Tytułowa strona to kierunek, w który można udać się na spacer z ukochanego Combray - inny, to w stronę Swanna, tytuł pierwszego tomu. Combray to wymyślona przez autora nazwa, miasteczko, w którym spędzał czas nazywa się na prawdę Illiers. O tym, czym dla Francji , jej literatury i kultury jest cykl Marcele Prousta, pełen symboli, świadczy dodanie nazwy Combray do Illiers w 2005 roku, kiedy obchodzono uroczyście setne urodziny Marcela Prousta. W miasteczku jest symboliczny dom Ciotki Leonii, znanej z tego, że to u niej Marcel jadał magdalenki, symbol wspomnień polączonych z doznaniami smakowymi. We francuskiej telewizji można nawet obejrzeć specjalną ucztę w stylu autora "W poszukiwaniu straconego czasu" - poświęcony jest jej jeden z odcinków popularnego programu kulinarnego prowadzonego przez Julie Andrieu.

 

Po spacerach w stronę Swanna pora na przeciwną stronę, Guermantes, której poświęcona jest trzecia część cyklu. Rodzina bohatera zamieszkuje w pałacu rodu de Guermantes. Fascynacja ( nieco snobistyczna) arystokracją zbiega się z fascynacją panią domu, w której nasz bohater natychmiast się zakochuje. Swoim zwyczajem stara się na różne sposoby zbliżyć do ukochanej, księżny Oriany de Guermantes. Wybiera się do teatru, by obserwować ją w loży i zwrócić na siebie jej uwagę, spaceruje w miejscach, gdzie ona chodzi, stara się szukać osób w swoim otoczeniu, które by mogły pomóc mu przybliżyć się do niej.

 

Swoje uczucia i poczynania pokazuje nam w taki sposób, by wydało nam się, że sami w tym uczestniczymy. Obserwacja życia epoki schyłku francuskiej arystokracji jest pogłębiona subtelną analizą psychologiczną i rozważaniami estetyczno-filozoficznymi. Nie brak też opisu doznań, które przytrafiają się każdemu w szczególnych okolicznościach. Jednym z ciekawszych jest sen, w który bohater zapada będąc w hotelu.. Głęboki sen, z którego ciężko się obudzić i w momencie przebudzenia nie wiemy, gdzie jesteśmy , nazywa snem ołowianym. Zastanawia się też, jak to się dzieje, że po takim momencie dezorientacji i oderwania się od rzeczywistości stajemy się ponownie tą samą osobą , z tym samym życiem i wspomnieniami. Czy gdy budzimy się z takiego "ołowianego snu", nie mamy podobnych odczuć i nie zastanawiamy się, co się wtedy z nami dzieje ?

 

Jednym z krewnych księżnej do Guermantes , do których zbliża się bohater , by ją lepiej poznać jest Robert de Saint- Loup, wojskowy. Podczas pobytu w miejscu jego koszarowania Marcel chce zrobić na nim jak najlepsze wrażenie, licząc na pomoc w nawiązaniu znajomości z ukochaną i zaproszenie do niej. Przy okazji pojawia się gorący temat , którym żyła Francja pod koniec XIX wieku - sprawa Dreyfusa. Poznajemy przy okazji stanowisko autora, który wierzy, że pochopnie skazany francuski oficer został niesłusznie osądzony.

 

Mimo, że większość tej części "W poszukiwaniu straconego czasu" zajmują opisy podwieczorku i obiadu u księżnej, są wzbogacone opisem pogłębionych uczuć autora, jego zmiennych nastrojów i obyczajów francuskiej arystokracji, która tak pasjonuje młodego bohatera, to dostarczają nam ciekawych wrażeń artystycznych. I jakże inne, wymagające 'tracenia czasu" są metody zbliżania się do ukochanej, niż te, które mamy do dyspozycji teraz, w epoce szybkiego dostępu do informacji, które umożliwia nam Internet.

 

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial