Mistrzyni Swojego Życia | Autor: Kinga Bogdańska

 Nie ukrywam, że po poradniki sięgam jedynie okazjonalnie. Nie wydaje mi się, żeby ktoś inny lepiej ode mnie wiedział, jak powinnam przeżyć swoje życie i był w stanie udzielić mi porad, które mogłyby poprawić moją egzystencję. Żyję dla siebie, najlepiej jak potrafię, zgodnie z własnymi przekonaniami i założeniem, że nikt za mnie przecież tego życia nie przeżyje. Na ten tytuł trafiłam przypadkiem. Przykuwająca wzrok okładka i chwytliwy tytuł sprawiły, że postanowiłam dać mu szansę. Czasami dobrze jest również zrobić dla jakiejś książki wyjątek i wyjść poza swoją strefę czytelniczego komfortu.

Choć nie jestem przekonana do podobnych tytułów, staram się nie podchodzić do nich z rezerwą, dystansem, czy przekonaniem, że to faktycznie nie jest dla mnie. Nie skreślam z góry żadnych książek i nie inaczej było tym razem. Pełna entuzjazmu i dobrych chęci zagłębiłam się w pierwsze strony publikacji, by przekonać się, co też skrywa „Mistrzyni swojego życia”.

Gdybym miała w kilku prostych słowach, skrótowo podsumować tę książkę, to powiedziałabym, że to walka o siebie i lepsze jutro, historia wygranej z nowotworem i pokazanie, jak znaleźć balans między tym, co w życiu robić trzeba, a co robić by się chciało. Autorka opowiada w tym tytule o tym, co w jej życiu odegrało przełomową rolę. Trudna choroba i konieczność uporania się z takim smutnym wyzwaniem nadają ton całości. Podoba mi się, że Bogdańska chciała podzielić się swoimi doświadczeniami. Takie historie zawsze mają duże znaczenie. Można się czegoś nauczyć, można wziąć przykład, można sobie coś przemyśleć.

Podczas lektury siłą rzeczy narzucają się porównania naszego życia do egzystencji autorki. Kobieta opowiada nam, jak powinnyśmy zostać tymi tytułowymi mistrzyniami, daje dobre rady, odwołuje się do kwestii rozwoju, akceptacji. W pewien sposób motywuje, skłania do refleksji i zastanowienia się nad sobą. I nie da się ukryć, że są to istotne rzeczy i zawsze jest, moim zdaniem, dobry czas na to, by pewne sprawy sobie przemyśleć. Nie jestem natomiast pewna, czy jest nam do tego potrzebna rzeczywiście tego typu publikacja.

„Mistrzyni swojego życia” to opowieść o przeciwnościach losu i garść porad, jak można sobie z nimi poradzić. Jest to interesujące i ważne. Z drugiej strony natomiast warto głośno zadać pytanie: ile podobnych historii już poznaliśmy, usłyszeliśmy, przeczytaliśmy? Mam wrażenie, że było tego dużo. Mimo że nie można i nie wypada generalizować, to nie oszukujmy się, ten tytuł tak naprawdę nie wnosi niczego nowego. Można go przeczytać. Można się zastanowić. Można nawet powiedzieć, że czas poświęcony tej publikacji nie będzie czasem straconym. Czy jednak rzeczywiście zmieni ona Wasze życie? Nie. Czy nakłoni do tego, byście z miejsce rozliczyli się ze światem, zaczęli spełniać marzenia, dokonali wewnętrznego przełomu i nagle stali się zupełnie innymi ludźmi? Niestety nie.

Książkę czyta się miło, lekko i przyjemnie, choć przecież kryje się w niej duży ciężar przeżyć, doświadczeń i przemyśleń. Autorka wie, co chce przekazać i potrafi to zrobić. Widać, że ma dużo do powiedzenia i znalazła sposób na oddanie swoich myśli i przelanie ich na papier. Wierzę, że ten tytuł może znaleźć swoje zwolenniczki, że może pomóc. A może to po prostu kwestia tego, czego w danej chwili potrzebujemy i oczekujemy?