Doris
-
Już tytuł debiutanckiej książki Sebastiana Nowaka sugeruje nam, co jest jej tematem: po prostu życie, nasza codzienność, rozpięta na linii czasu – tutaj akurat linii łączącej trzy pokolenia. Siermiężna, socjalistyczna rzeczywistość przeistoczyła się w pełen kolorów i kiczu, budek z hot dogami i straganów z pirackimi płytami, wybuchający energią nowych przedsięwzięć okres transformacji, który został później wyparty przez zlepek korporacyjno- biznesowo – światowych realiów, sprzyjających alienacji i poczuciu zniechęcenia.
Zmieniła się technologia, moda, podejście do sfery obyczajowej, do wychowywania dzieci, do ekologii. Jednak człowiek, jego największe pragnienia, głód uczuć, ambicje, potrzeba bliskości, zrozumienia, a także wolności i samorealizowania się, pozostały niezmienione. Przenosimy je w genach niczym tę symboliczną, starą szafę, wędrującą od dziadka do wnuka, dla której musi znaleźć się miejsce nawet w najciaśniejszym mieszkaniu. Bo przecież zawsze z nami była. Albo też jak nieśmiertelne powiedzonka babci, które Jana po kilkudziesięciu latach bezwiednie powtarza, bo od zawsze słyszała je w domu.
To opowieść patchwork, złożona z pozornie chaotycznie połączonych elementów. Przewijają się przez nią raz dziadkowie, raz wnuki, raz rodzice razem, kiedy indziej oddzielnie. Do tego mamy istną mieszaninę bohaterów, także z początku nie powiązanych ze sobą.
Jana, wyluzowana, lekko ekscentryczna architektka wnętrz, Ludwik, marzyciel, kinoman, lekko pogubiony syn przedwcześnie zmarłego ojca. I Krzysiek, gej, pragnący żyć po swojemu, mimo widocznej społecznej dezaprobaty. Każde z nich pokazuje nam obraz świata POV czyli z własnego, bardzo osobistego punktu widzenia. I ta mozaika, wydawałoby się luźnych skojarzeń, wyrywków z ich życia, zaczyna stopniowo układać się w coraz spójniejszą całość, w miarę, jak odsłaniają się kolejne jej elementy, gdy spostrzegamy, jak ich drogi przecinają się i splatają, a indywidualny punkt widzenia przybiera formę jakby bardziej wspólną.
Doświadczają tego wszystkiego, co każdy z nas. Próbują wyrwać się z domu w świat, który okazuje się jednak nie tak kolorowy i przyjazny, jak do tej pory myśleli. Ciągły pośpiech, przepracowanie, brak czasu dla siebie i znajomych. Rano łyk kawy, bieg po schodach, praca, praca, praca, w międzyczasie hektolitry kawy i połknięta w pośpiechu kanapka, pędem do domu, pod prysznic i kilka godzin snu. Liczą się wyniki, trzeba się wykazać, red bull doda ci skrzydeł. Tylko czy naprawdę właśnie o to im chodziło?
Gdy zaczynają się zastanawiać, dokąd tak pędzą, co albo kogo chcą dogonić, jakie cele sobie stawiają, to czują chaos i niepokój. Jak Jana, gdy uświadamia sobie, że „kształt jej dalszych planów okazał się pikselozą.”
Spoglądając jeszcze raz na długą drogę, jaką przeszliśmy od drabiniastego wozu, którym na początku podróżowała stara szafa do nowego domu, od paternalistycznej wizji rodziny, socjalistycznej zgrzebności, analfabetyzmu naszych babek, możemy zadać sobie pytanie, czy teraz jesteśmy szczęśliwsi, bliżsi naszemu ideałowi życia, bardziej spełnieni? Czy nie zatraciliśmy się w tym pędzie, by mieć szybciej, więcej, drożej od naszego otoczenia, wykazać się bardziej niż ono, windując nasze ambicje i wymagania wyżej i wyżej. Aż już nie widzimy tego, co było naszym marzeniem, jest daleko w tyle, a to co przed nami też wciąż nieosiągalne, tylko co to miało być… nie pamiętamy.
Nasi bohaterowie, przekraczając trzydziestkę, zaczynają uważniej przyglądać się sobie i światu, analizować swoje priorytety, rozpisywać: winien i ma. Do jakich wniosków dojdą?
Sebastian Nowak posługuje się prostym, wyrazistym językiem, opowieść płynie, wątki rozwijają się przed nami harmonijnie i wzajemnie uzupełniają, odsłaniając coraz wyraźniejszą wspólną linię, wypełniając kolejne luki, jakie z początku trochę nas dezorientowały. Cierpliwości, wystarczy trochę poczekać, a wszystko zaczyna się rozjaśniać. Idealnie wpisuje się w tę treść i formę specyficzne poczucie humoru autora, raz ciepłe, wyrozumiałe, innym razem sarkastyczne, a czasami nawet mocno złośliwe.
„Powszednia historia” to słodko-gorzkie, wzruszająco–kpiarskie podsumowanie naszych czasów i nas samych, tego, co robimy ze swoim życiem, rozliczenie nas z naszych własnych marzeń. To książka dla każdego z nas i o każdym z nas w jakimś stopniu.