Sasa
-
Jest niemal niemożliwym dobre zrozumienie treści opowiadań po przeczytaniu ich zaledwie raz. Nie wspominając już o dostrzeżeniu ich przesłania. Musiałam czytać każde z opowiadań po cztery, czasem nawet sześć razy, żeby mniej więcej dociec znaczenia zebranych historii; a i tak czuję, że wciąż wiele mi umyka.
Tak jak podpowiada opis z tyłu okładki - gdzie jest granica między tym, co realne, a co jest wyobraźnią - nie ma tej granicy. Z jednej storny nic nie wydaje się rzeczywiste, ale z drugiej ciężko scharakteryzować wytwory wyobraźni. Ciągle towarzyszy to nieodparte wrażenie, że to, co się dzieje w książce to jakiś sen - chaotyczny, pełen metafor i niezrozumiałych elementów. Ciągle zmieniają się scenerie i sytuacje. Każda ze scen obraca się w inną, jeszcze mniej spodziewaną. Każdy akapit jest nie tyle odrębną myślą i ideą, a zupełnie inną historią.
Na początku każdego rozdziału pojawiające się skromne, czarno białe fotografie - mogłoby się wydawać, że wprowadzą nas w klimat opowiadania, ale prawda jest taka, że znając już treść rozdziału wprawiają w równie mocną konsternację, jak sam tekst.
Na opisie na odwrocie okładki, jest napisane, że to strumień świadomości - otóż nie, to nie jest strumień, a rwąca rzeka, do której ciężko jest wejść, nie mówiąc już o wychodzeniu. Zostajemy zalani różnymi, nawet najdrobniejszymi i najmniej spodziewanymi relfeksami i spostrzeżeniami.
Sporo rozjaśniało się dla mnie w “Postscriptum” - odebrałam to opowiadanie jako ogólne podsumowanie, ale też rozmowę z tym głosem w głowie, który tworzy nasze myśli. To też wydaje się być ważnym spojrzeniem, podczas refleksji nad całością książki. Jednocześnie, gdy już myślałam, że w końcu zrozumiałam o co chodzi w tej książce przyszedł poemat w epilogu - mnie, osobiście, zupełnie wybił z tego, co wydawało mi się, że wyniosłam z całości tekstu. Podejrzewam, iż ma to ogromny związek z całą ideą książki - ale wciąż brakuje mi tego połączenia.
Co mi się bardzo spodobało to liczne wtrącenia angielskie i niemieckie oraz okazjonalne po łacinie. Nadało to taki podniosły charakter, choć same obcojęzyczne fragmenty były rzeczami pozornie najzwyklejszymi. Również fragmenty “Króla Olch” Goethego czy ballady “Romantyczność” Adama Mickiewicza wprowadziły w taki głębszy charakter, pełen odwołań i nawiązań, co - dla osób, które owe odwołania znają - o wiele bardziej sam tekst wzbogaca.
Ciągle wracam do opisu z tyłu okładki - wymienione są tam między innymi surrealizm, oniryzm, majaki i literacki wehikuł czasu. To wszystko dodane razem może tworzyć tylko jedną rzecz - a mianowicie literaturę wymagającą. Bynajmniej nie do herbatki i nawet nie do rozmów z innymi. To, co się dzieje na łamach każdego z opowiadań - “snute niespiesznie refleksje” zachęca przede wszystkim do samodzielnego przeanalizowania treści książki.
Przede wszystkim trzeba czytać to z czystą głową, bo myślenie o czymkolwiek innym blokuje przesłanie i samą treść utworu.
Osobiście, jest mi ciężko stwierdzić, czy jest to książka warta przeczytania, czy też nie. Wiem, że nie wycisnęłam z niej wszystkiego, a co za tym idzie, nie mam porządnego spojrzenia na tę sprawę. Jednak uważam, że każda osoba, która lubi czytać zbiory opowiadań; literaturę zmuszającą do refleksji; czy po prostu teksty niełatwe w odbiorze mogłaby spróbować. Ponieważ mam jednocześnie wrażenie, że każda osoba odbierze ten tekst na swój własny, indywidualny sposób.