MagLaw
-
Jeśli szukacie książek z zakresu literatury pięknej, które na trwale zapadną Wam w pamięć, a przy tym w czasie czytania w pełni utwierdzą Was w przekonaniu, że w istocie to co czytacie to literatura przez duże L to z pewnością powinniście sięgnąć po Hermanna Hessego. Ja proponuje Wam zwłaszcza wydane niedawno, nakładem wydawnictwa Media Rodzina, dwa mistrzowskie opowiadania składające się na zbiór „Klein i Wagner. Ostatnie lato Klingsora”.
Każda z tych opowieści ma swój własny, niepowtarzalny klimat, każda urasta do miana odrębnego arcydzieła, każda ma swoje tempo, które sprawia, że Czytelnik łapany jest przez Hessa w sidła uroku kreślonych przez niego obrazów.
Nie bez powodu odwołuję się tu do stylistyki malarskiej, gdyż ta stanowi sedno „Ostatniego lata Klingsora”, od którego przewrotnie, pomimo tego, że ujęte jest w zbiorze jako drugie, zacznę recenzję. Fakt, że sam Hesse spełniał się nie tylko na polu literackim, ale równie wprawnie posługiwał się pędzlem i sztalugą, sprawia, że zagłębiając się w losy Klingsora, oczami wyobraźni widzimy malownicze krajobrazy włoskiego południa, czujemy na skórze podmuch ciepłego wiatru, palące słońce otulające swym żarem, smak popołudniowej kawy, czy wieczorny posmak czerwonego wina.
Ta sielankowa atmosfera jaka charakteryzuje to opowiadanie stanowić ma swoisty hołd Hessego oddany wybitnemu artyście – Vincentowi Van Goghowi. To on staje się pierwowzorem Klinsgora i to jego portret nakreślony został w ostatnim lecie. Wybór ten bynajmniej nie jest przypadkowy. Wyraz ekspresji malarskiej Van Gogha fascynował i inspirował Hessego, stał się również przyczynkiem za podążaniem w tworzonym przez niego nurcie, czego literacki wyraz odzwierciedlony został w lecie.
Zupełnie inny wyraz ma pierwsze z opowiadań – „Klein i Wagner”, które jest bardziej egzystencjalne, wręcz mroczne, żeby nie powiedzieć diaboliczne. Trudno tu ne doszukać się również do fascynacji prozą Fiodora Dostojewskiego i jego poszukiwań ciemnych, czasem morderczych aspektów ludzkiej duszy. Dokładnie taką ścieżką podąża Hesse w „Kleinie”, w którym obie tytułowe postacie opowiadanie stanowią swoje alter ego. Klein wszak wzorowany jest na autentycznej postaci Ernesta Augusta Wagnera - wirtemberskiego nauczyciela, który dopuścił się krwawej zbrodni na własnej rodzinie pozbawiając żonę i czwórkę swoich dzieci życia. Motywacja kierujące sprawcą, rozterki targające jego duszą, trudności w powstrzymaniu się od żądzy, które przejmują władzę nad umysłem sprawiają, że koleje losu Kleina – podrzędnego urzędnika, który w niewyjaśnionych okolicznościach porzucił swoją połowicę i latorośle i szuka schronienia u stóp południowych Alp, niebezpiecznie skłania do wniosku, że obie historie się zazębiają, w wręcz stanowią swe bliźniacze odzwierciedlenie, co najmniej tak, jakby Klein stanowił sobowtóra Wagnera.
Wyraźne są również nawiązania Hessego do jego muzycznych fascynacji, w których Wagner – kompozytor, wraz ze swymi pełnymi mistycyzmu kompozycjami, tworzy dźwiękowe tło dla odkrywania istoty ludzkiej natury. W poszukiwaniu zatem granicy między dobrem a złem, w badaniu cienkiej linii, po której przekroczeniu człowiek staje się mordercą, prowadzi Hessa do wyciągania własnych wniosków o ludzkiej egzystencji, co sprawia, że niczym odurzeni chłoniemy każde kolejne słowo. Z resztą taki też był zamysł samego Hessa, który opowiadanie to scharakteryzował w niezwykle trafny sposób wskazując, że „ ten utwór nie jest piękny ani powabny, ma raczej smak cyjanku”.
Ten posmak faktycznie wyczuwalny jest na każdej kolejnej karci, a mimo tego, albo właśnie przez to, nie można oderwać się od lektury „Kleina”, a po jej zakończeniu poczucie odurzenia nie ustaje. Dajcie się zatem sprowadzić na manowce i niech twórczość Hessego Wami zawładnie, tak jak mną. POLECAM!!!