mmichalowa
-
Niektóre pozycje pozostawiają dziurę - i w sercu i w głowie. „Zabiłam” to reportaż będący wciąż jątrzącą się raną, chociaż wydarzenia w nim ujęte miały miejsce w 1994r., wciąż bolą, wciąż sączy się krew. Przyznam szczerze, że do momentu lektury tej pozycji nie zaprzątałam sobie zbyt mocno łowy tym, co wydarzyło się w Rwandzie. Oczywiście miałam jakiś zasób wiedzy w tym temacie, ale szczątkowy i pozbawiony emocjonalnego wydźwięku.
Autorka, Natalia Ojewska specjalizująca się w tematyce traktującej o społeczeństwach odbudowujących się po konfliktach, tym zbiorem rozmów otworzyła mi oczy na dramat, jaki rozegrał się między dwoma plemionami. Tutsi i Hutu mieszkający obok siebie, przenikający się wzajemnie, dali się ponieść skutecznej propagandzie. Totalitarny rząd przekonał Hutu, że posiadają prawo do dominowania, że mogą się czuć lepsi od swoich sąsiadów będących Tutsi. Zaczęli więc zabijać, bo mogli, bo nie chcieli powrotu do zniewolenia. Sytuacja stała się napięta. Ludzi torturowano: topiono w fekaliach, kamienowano, nabijano na pal. To zmusiło mieszkańców do dalszej fali nieludzkich zachowań. Kobiety zaczęły wydawać swoich ukrywających się sąsiadów, by chronić własne rodziny, co i tak w większości przypadków nie przynosiło zamierzonych efektów. Niekiedy strach przed prześladowaniem i męką powodował, że matki wolały samodzielnie uśmiercić swoje dzieci, by nie być świadkami dramatu, jaki mogli zgotować im przedstawiciele drugiego plemienia.
Świadectwa uczestniczek wydarzeń są przerażające. Jedna z kobiet opowiada o tym, jak była świadkiem śmierci dziewięciorga swoich dzieci oraz męża, który wykrwawił się przy niej, po odcięciu genitaliów. Przeżyła wyłącznie dlatego, że sprawcy byli pewni, iż umrze w wyniku odniesionych za ich sprawą ran. To, co miało miejsce w jej domu zdecydowanie odbiło się na psychice. A podobnych przypadków były setki…
Kolejne rozprawy, kolejne wyroki… niektóre z nich już się kończą. Pozostaje jednak pytanie jak powrócić do swojej wioski? Jak na nowo żyć z ludźmi, których rodziny zostały skazane na śmierć, być może z tej konkretnej ręki? Czy da się normalnie funkcjonować w takich społecznościach?
Obie strony ludobójstwa w Rwandzie są ofiarami – jedni, ci którzy zginęli wtedy, pozostali - którym przyjdzie się zmierzyć z dramatem dopiero teraz.
„Mój czteroletni syn poprosił mnie: Mamusiu nie wrzucaj nas do rzeki. Niech już ci mężczyźni przyjdą i nas zabiją.”
Seria reporterska „Czuły punkt”, naprawdę w niego uderza. Każda następna poznana historia powodowała u mnie zarówno fizyczny, co emocjonalny ból. Czytałam wspomnienia kobiet, które otwarcie przyznawały się do tego, że zabijały, by ratować bliskich. Czytałam też takie, w których do końca- mimo wyroku sądu, trwają w przekonaniu, że podjęły jedyną słuszną decyzję. Każda z nich jest ofiarą. Bez względu na obrane przez siebie stanowisko. Wszystkim przyszło zapłacić najwyższą możliwą cenę. Cieszę się, że autorka pozwoliła czytelnikowi popatrzeć na zaistniałą sytuację właśnie przez pryzmat różnych doświadczeń. To umożliwia samodzielne wyciągnięcie wniosków oraz dogłębne wczucie się w emocje, jakie kierowały tamtymi ludźmi, bo jak wiemy w życiu nic nie jest jedynie czarno-białe. Jednocześnie podziwiam skupienie się na takiej tematyce, bo nie jest to łatwy temat do rozmów. Dotarcie do tych osób, ponowne rozdrapywanie ran, wymagało odwagi od każdej ze stron. To bolesna historia, ale takie też są potrzebne w naszym życiu, chociażby po to, by docenić to, co mamy.