Olga Piechota
-
Każdy z nas chciałby być zdrowy, piękny i zapewne szczupły. Warto byłoby dodać do tego jeszcze szczęście, ale to nie dzisiejszy temat. Choć pewnie te trzy aspekty dałyby spełnienie niejednej osobie. Dobrze, ale jak sprawić, że w świecie, gdzie tempo jest niesamowicie szybkie, gdzie czasami nie ma czasu na sen, zdrowo się odżywiać i jeszcze utrzymywać idealną sylwetkę... Przecież to wydaje się wyjątkowo trudne, dla niektórych wprost niemożliwe. Dla mnie bez wątpienia to ciężka sprawa – nawet jak mam dużo czasu. Gdy jeszcze jest to zdrowie, to można na niektóre sprawy przymrużyć oko, lecz gdy zdrowia brakuje, to pora się za siebie wziąć, mówiąc kolokwialnie.
Dzisiaj chciałabym Wam zaprezentować książkę, która w niekonwencjonalny sposób porusza temat Hashimoto. W dużym skrócie jest to zapalenie tarczycy niosące ze sobą całe grono uciążliwych i niebezpiecznych objawów. Między innymi duże zmęczenie, problemy z kontrolą snu, przyrost masy, stany depresyjne, problemy z ciśnieniem i wiele można by jeszcze wymieniać. Między innymi dlatego tak ważne jest kontrolowanie swojego samopoczucia i stanu zdrowia – by jak najszybciej zauważyć narastający problem. Ale jak już jest, to trzeba sobie z nim poradzić. Na pewno dobrą pomocą jest odpowiednie i zdrowe żywienie się. Tylko cały czas istnieje dodatkowa trudność w postaci małej ilości czasu. Jak sobie z tym poradzić? Na to pytania odpowiada właśnie książka "180 dań do pudełka. Hashimoto", która wchodzi w skład serii "Dieta w domu i na wynos".
Jak oceniam sam pomysł na tematykę książki i ujęcie jej w kategorii przepisów kulinarnych? Troszkę ciężko odpowiedzieć mi na to pytanie, ponieważ sama nie cierpię na to zaburzenie ani też nie znam skali problemy w społeczeństwie. Słyszałam w ostatnim czasie, że znacznie częściej notuje się Hashimoto, a i moi znajomi wspominali o tej dolegliwości. Dlatego ostatecznie wydaje mi się trafiona koncepcja szybkich przepisów pozwalających na poprawę samopoczucia i zmniejszenie niedoborów witamin. Współczesność naprawdę stawia przed nami wiele trudnych zadań i zabiera ten upragniony czas, stąd dodatkowo wzięcie pod uwagę tego aspektu w książce daje większe możliwości osobom potrzebującym właśnie odpowiedniej diety.
Książka ma niezmiernie ciekawe wprowadzenie, które pozwala zrozumieć istotę problemu. Osobiście o Hashimoto jeszcze niedawno wiedziałam bardzo mało, teraz moja wiedza jest znacznie większa, a ta pozycja pozwoliła mi ją w prosty sposób uporządkować w głowie. Autorka daje sensowne rady pozwalające wprowadzić do życia wiele wartościowych i pomagających nawyków, które mogą w przyszłości przynieść pozytywne skutki.
Co do samych przepisów to warto Wam przypomnieć, że jestem kulinarnym laikiem. Uwielbiam o nich czytać, ale za tworzenie tych wszystkich niesamowitych dań odpowiada moja mama, ja odpowiadam za te nieudane. Jednak patrząc na moje możliwości, przepisy podane w książce wydają się stosunkowo łatwe do wykonania i sensowne. Składniki są bez większych problemów dostępne w Polsce i też w większości dobrze mi znane, więc nie ma problemu z ich kupieniem w pobliskim markecie. To duży plus, gdyż czytałam wiele niesamowitych przepisów, które były dla mnie już na wstępie niewykonalne, ponieważ nie wiedziałam, gdzie kupić składniki, a nie mam takiej motywacji, by wychodzić za standardowe sklepy.
Książa jest też podzielona w wyjątkowo przejrzysty sposób. Prezentuje posiłki w układzie śniadanie, obiad, kolacja i przekąski. Poza tym wypisana jest liczba kalorii, czas przygotowania danego posiłku oraz wartości odżywcze. Dzięki temu wiadomo, czego spodziewać się po danym daniu, ale też kiedy je przygotować. Tym bardziej że stworzone są listy tygodniowych zakupów i jak dla mnie to po prostu wspaniały pomysł. Wiadomo konkretnie co kupić i można iść na zakupy tylko raz w tygodniu. To duża oszczędność czasu i niekiedy też pieniędzy.
Cieszę się, że zapoznałam się z tą książką kucharską. Przypomniałam sobie o istocie trudności związanych z Hashimoto. Dzięki wspaniałym i konkretnym przepisom zyskałam dużą motywację, by odżywiać się zdrowo, a przynajmniej by próbować robić to częściej. Odkryłam też wspaniałe przepisy na koktajle, a akurat w moim przypadku to niezmiernie ważna sprawa.
Agnesto
-
Hashimoto, to nic innego, jak chora tarczyca. Tak najszybciej można określić chorobę, o której coraz więcej się słyszy i czyta. A dlaczego? Ktoś oburzony już na wstępie powie, „... że to schorzenie rzadkie, że są inne, istotniejsze. Choćby po-covidowymi problemami z odzyskiwaniem zdrowia i bolącymi organizmami. Trzeba pomagać większości, tym faktycznie potrzebującym ludziom, bo odzyskanie formy i sprawności sprzed choroby nie jest takie szybkie, jak to się początkowo lekarzom wydawało. O takich pacjentach trzeba pisać, ich trzeba diagnozować, prawidłowo leczyć i doradzać. A nie, Hashimoto!”
Ja jednak szybko wchodzę w sukurs. Mówię stop.
Hashimoto rozpoznaje się u coraz większej populacji ludzi, a co zatrważające, coraz więcej pośród młodszych. Dlatego trzeba o niej mówić, pisać i pomagać na wszelki możliwy sposób. To nie kaszel, alergia czy angina. Nie ma lekarstwa dostępnego od ręki. Hashimoto to choroba, z którą trzeba się nauczyć żyć. Jak? Zdiagnozować, dobrać właściwe leki i co istotne, przeciwdziałać jej, a sobie poprawić komfort życia. Wystarczy coś co robimy na co dzień – jadłospis. To właśnie dieta i odpowiednio dobrane składniki są w stanie zdziałać … smakowe cuda. Zaczynamy od lektury „180 dań do pudełka”, potem robimy przegląd kuchennych zasobów i działamy.
Ta książka to przebogata studnia wiedzy – szybkiej, jasnej i konkretnej. To wydanie, co pewnie zaskoczy wielu, nie jest poradnikiem, czy mini leksykonem medycznym. To książka prawie kulinarna. „180 dań do pudełka. Hashimoto”, w której wstępem jest „pigułka” informacji o Hashimoto, stanowi dla mnie nie lada odkrycie. A co w ogóle sprawiło, że po nią sięgnęłam? Właśnie te dania do pudełka – i to aż 180! Na wynos i do pracy – praktykuję, stosuję i polecam. Jednak tu przepisy poprzedza tekst, który czytam i czytam, i w którym odnajduję przestrogi dla siebie, bo choć temat dotyczy Hashimoto, to powinnam i ja uważać. Na co? Na stres, otyłość, niewłaściwą dietę, zanieczyszczenia, czy choćby rozregulowany układ odpornościowy. Efekt? Senność, brak energii, sił fizycznych, ciężka głowa przemęczona psychicznie, depresje. Trzeba na siebie uważać, tylko i aż. Wystarczy niewielka zmiana, czasem tylko krok do tyłu, by zmiana perspektywy ukazała nam inny obraz nas-samych. Wycofajmy się z codziennego galopu o nagrodę, której ciągle nie widać na horyzoncie. Zachowajmy dystans do siebie. Taki stop nazywam wyhamowaniem, aktywnym spowolnieniem. Można robić to samo lecz z innym myśleniem, nastawieniem i podejściem. Dlatego zanurzając się w przepisach - gotowym czterotygodniowym menu mającym pomóc chorym, odkrywam w sobie ową chęć zmian. Czuję smak nowej, lepszej i zdrowszej JA.
Hashimoto mnie nie dotyczy lecz jedzenie, zwłaszcza to dobre i pomagające – już tak. A cieszę się z tej książki (mojej, ach mojej) tym bardziej, że codziennie przygotowuję sobie jadło na wynos. I nie dość, że lubię to całe krzątanie przy nim, wymyślanie i próbowanie nowych smaków, to lubię bawić się kolorami pudełek, w których to wszystko ląduje. To dla wielu powinno stanowić zachętę. Dla opornych. I co ważne, nie muszę z niczego rezygnować. Są i ryby i przyprawy i coś słodkiego. Mogę urozmaicać – ciało i wyobraźnia szaleją.
Już przy czytaniu jadłospisu na pierwszy dzień zaczytuję się... w twarożku z warzywami i pieczywem. To nic innego, jak serek z zielonym groszkiem, ale czytając wykonanie uzmysławiam sobie, że to tak proste i tak pyszne, że aż banalne. Widzę zielone akcenty groszku zanurzonego w białej masie serka i już mam na to ochotę. Twarożek plus jogurt i zielony groszek, który wystarczy rozmrozić we wrzątku. Mistrzostwo pudełkowe. Wieczorem nastawiam budzik na rano przesuwając pobudkę o... 10 minut wcześniej. Do pracy pójdę z pudełkiem o pastelowo-zielonej zawartości. Plus czarne pieczywo – raj smaku i kolorów. Na jutro pewnie przygotuję owsiankę orzechową, a potem koktajl owocowo-miętowy...
Książka „180 dań do pudełka. HASHIMOTO” pochłonie cię całkowicie. Wyciśniesz ją do ostatka. A wszystko w trosce o siebie, ale i swój... smakowy egoizm.
Proste? Bardzo.
Efekt uboczny? Jest, bo musi być. Uśmiech, krzepa, siła i zdrowie.