Booklover
-
Jakiś czas temu recenzowałam inną książkę Irvina Davida Yaloma dla tego portalu. Z tamtej recenzji łatwo można wywnioskować jak bardzo lubię tego pisarza, a zarazem profesora psychiatrii. Jego książki nigdy mnie nie rozczarowują. Wręcz podsycają moje zainteresowanie psychologią oraz sposobem prowadzenia terapii, a także po prostu zainteresowanie ludźmi i tym, jak bardzo się od siebie różnimy. Teraz postanowiłam zabrać się za kolejną książkę autora, która jednak jest zupełnie inna niż „Kat miłości”, o którym pisałam. Tamta książka była złożona z opowieści tworzonych na postawie przebiegu terapii kilku osób. Książka, którą tutaj recenzuję przywodzi na myśl poradnik a nie zbiór opowiadań.
„Patrząc w słońce”, to książka, której podtytuł „jak sobie radzić z przerażeniem śmiercią” mówi wszystko o fabule. Jest to pozycja inna niż wszystkie książki Yaloma, które czytałam. Na początku byłam zaniepokojona, czy dam radę ją skończyć. Temat śmierci nie jest najłatwiejszy i nieumiejętnie podjęty potrafi przygnębić na długi czas. Zastanawiałam się, czy osoby, które lękają się śmierci, albo są po prostu osobami o słabszych nerwach, będą w stanie przebrnąć przez te ponad 250 stron. Po przeczytaniu uważam, że tak, chociaż zaczynając trzeba mieć na uwadze, że nie jest to książka lekka, łatwa i przyjemna. Nie jest to dobra pozycja na wakacje czy przyjemne popołudnie na leżaku. Nie przeczytamy jej za jednym razem. To książka nad którą trzeba się nieustannie zastanawiać. Czyta się ją bardzo powoli. Często zatrzymywałam się co kilka zdań, by zastanowić się nad tym, co właśnie przeczytałam. Pozwalałam sobie na mnóstwo refleksji i rozważań. Książka nie jest napisana skomplikowanym językiem, autor nie sili się na przeintelektualizowanie, mimo obszernych inspiracji filozofami i czerpaniu z ich nauk. Może ją przeczytać każdy i będzie w pełni zrozumiała. To nie dlatego czyta się ją wolno. A właśnie dlatego, że książka samoistnie wymusza na nas zatrzymywanie się by pomyśleć i spierać się lub zgadzać z autorem czy bohaterami przytaczanych historii.
Tak jak wspomniałam, książka ma konstrukcję poradnikową. Nie jest to jednak typowy poradnik jakich pełno na rynku. Nie znajdziemy tu gotowych rozwiązań na dane sytuacje, nie znajdziemy uniwersalnej odpowiedzi na pytanie jak nie bać się śmierci. Autor próbuje zanalizować różne ludzkie obawy i wątpliwości związane ze stratą, odchodzeniem i śmiercią. Tłumaczy to, co może nas przerażać, racjonalizuje, czerpie z filozofii, ale także robi to, co zawsze sprawdzało się w jego pisaniu – przytacza historie swoich pacjentów. Dzięki temu pokazuje, że różnego rodzaju lęk nie jest domeną tylko nas samych (a myśl o samotności w lęku często go potęguje). Pokazuje, że wiele osób czuje się bardzo podobnie i boi się tego samego – już samo to może dawać nadzieję i uspokajać.
Książka nie idealizuje śmierci ani procesu żałoby. Podpowiada, co można zrobić by zacząć być bardziej obecnym tu i teraz ale bez zmuszania czytelnika do jakichkolwiek działań. Proponuje ale nie nakłania. Każdy człowiek z pewnością wyciągnie z niej coś innego. Co więcej, w ciągu życia pewnie wiele razy do tego samego człowieka przemówi inny fragment. Dlatego też uważam, że warto mieć swój egzemplarz tej książki, by notować i bez pośpiechu analizować to, co wydaje się najważniejsze. A potem warto do niej wracać co jakiś czas. Za każdym razem, gdy pojawi się w nas niepokój związany z końcem.
„Patrząc w słońce”, to książka którą warto przeczytać zarówno gdy jest się terapeutą (by wyciągnąć z niej nowe sposoby na pracę z pacjentem), a także wtedy, gdy z psychologią nie ma się nic wspólnego. Nie należy zrażać się trudnością tematu. Myślę, że po przejściu przez tę pozycję każdy poczuje się chociaż trochę uspokojony.