Agnesto
-
Czytam i zanurzam się w pięknych ilustracjach, które przenikają tekst, albo tekst przenika przez nie. Ale czy to ma jakieś znaczenie? Tu wszystko jest magią, jest baśnią i choć smutny jest temat powieści, to czytasz i masz ciągle, permanentną nadzieję na słońce. Czujesz tlenie nadziei, jakieś majaczącej na horyzoncie jasności, bo przecież musi się coś stać, by deszcz zamienił się w słońce, a mokre buty wyschły.
Poznajemy dziewczynkę, Lilię, głodną nierosnącą kruszynę, bo przyszło jej żyć w świecie, w którym tylko pada deszcz, przenika przez buty i wsiąka w skarpetki, moczy kurtki, przecieka przez wszystko, co ma chronić i osłaniać. W mieście, które jest szare od zasnutych nad nim chmur, które nigdy, nigdy nie widziały słońca, nie czuły jego przyjemnego ciepła. Ludzie zresztą też nie znają widoku słońca nad głowami. Od lat. Nic nie rośnie, nie daje owoców, nie ma co jeść, nie ma nic. Nie ma nadziei, nie ma przyszłości. Są kałuże, są dzieci z wyobraźnią i są stale burczące z głodu brzuchy. I jest kochany dziadunio, który codziennie chodzi do szklarni i sadzi i dba o warzywa, które... nie rosną. Usychają i marnieją. Lecz co trzy dni, jakimś cudem, przynosi dla mieszkańców piękne, soczyste i dojrzałe owoce i warzywa. Co trzy dni tylko. Tylko... co trzy dni.Aż pewnego dnia dziewczyna nie słuchając ostrzeżeń dziadka idzie tam, gdzie dotąd miała zakaz. Wchodzi w las i idzie, aż … spotyka chłopca z psem, a nad polaną świeci wielkie i żółte słońce i jest ciepło i ptaki śpiewają i wszystko bucha życiem. Jest i przeźroczysta ważka. Ale to piękno rozkwitu i soczystości jest pod pewnymi warunkami, jakie postawiła Strażniczka Słońca, a które przestrzega - i wypełnia - chłopiec. Nie ma nic za darmo, wszystko kosztuje czyjąś pracę.
Ale dlaczego słońce jest uwięzione? - myśli dziewczynka. I zaczyna walkę o nie. Walkę o słońce, o życie i o ukochanych, którzy są bliscy śmierci. Śmierci z głodu i braku.
Jak magia łączy się z wiarą i pokorą duszy ludzkiej?
Ile może człowiek, gdy pragnie? Jak serce potrafi zawalczyć o życie?
"STRAŻNICZKA SŁOŃCA" Maji Lunde z ilustracjami Lisy Aisato to niebywała podróż także w głąb siebie. Zatrzymaj się, poszukaj słońca w sobie i na niebie za oknem - czytasz i nie ma cię. Umysł chodzi po stronach książki, bo ciekawość i smutek nie daje ci spokoju. Jesteś otumaniona tekstem, ale i urzeczona magią mieszającą się ze łzami. Tu jest miłość i tęsknota, smutek i uśmiech, słońce i deszcz. Tu są dzieci, które kochają swoich rodziców i które chcą ich powrotu. Dzieci znające ból głodu. I jest moje serce, które zostało w tej książce uwięzione. Patrzę na ilustracje i oniemiała nie mówię nic. Tak prawdziwe ujęcie tekstu, tak szczere, tak pięknie zobrazowane... Moja wyobraźnia krąży wszędzie, bo horyzont granic nie istnieje.
Najpiękniejsza książka, jaką czytałam.
Dzięki takim powieściom życie nabiera smaku. Kolorów. Soczystości.