atypowy
- Wydawnictwo zachęca nas, by sięgnąć po najnowszą powieść Waltera Jessa, określając ją mianem epopei godnej Marqueza. Oczywiście jest w tym stwierdzeniu sporo przesady, ale jednocześnie konkretna wskazówka, dla tych którzy nie są zaznajomieni z twórczością autora. Tworzy on książki, które najtrafniej można zaklasyfikować jako „literaturę obyczajową”.
Akcja toczy się niespiesznie, fabuła rozwija stopniowo, zgodnie z założonym na początku schematem. W tych elementach Walter Jess faktycznie przypomina Gabriela Garcia Marqueza. Ten, kto pokochał „Sto lat samotności”, nie zrobił tego ze względu na szybko postępującą akcję, ale ze względu na kunszt autora i konsekwentne rozwijanie zaplanowanej wcześniej powieści. W pisarstwie wielkich pisarzy nie zostaje wiele miejsca na przypadek. Walter Jess – choć jest tworzącym współcześnie autorem – ma w sobie coś z dawnych mistrzów.
Nie spieszyłbym się jednak z umieszczaniem go w panteonie największych twórców. Oczywiście należy mu oddać to, że od lat dwutysięcznych napisał kilka bardzo dobrze przyjętych książek oraz zdobył niejedną nagrodę literacką (w tym m.in. National Book Award). Jednak choć znajdziemy tłumaczenia jego książek na blisko trzydzieści języków, to w naszym kraju wciąż nie należy do znanych autorów. Po bardzo dobrze przyjętej książce „Stracone miliony”, dla polskiego czytelnika przyszedł czas na zapoznanie się z „Pięknymi zgliszczami”.
Sam pomysł na prowadzenie fabuły nie jest zdecydowanie czymś nowym, co nie jest jednak zarzutem, jeśli ktoś potrafi pisać na poziomie Waltera Jessa. Toczy się ona dwutorowo – w dwóch różnych miejscach i w odrębnym czasie. Sam bardzo lubię tak zbudowane powieści. Nadaje to pewnego rytmu naszemu czytaniu i pozwala odsłaniać daną tajemnicę wielowątkowo, rzucając na nią kolejne porcje światła.
Interesująca nas historia rozpoczyna się we Włoszech w 1962 roku. Już na samym starcie autor skradł moje serce umieszczając akcję w niezwykle malowniczych miejscowościach Cinque Terre. Stanowią one fragment riwiery liguryjskiej, a zdjęcie z tego miejsca zdobi okładkę. Miałem radość odwiedzić Cinque Terre przed laty i szczęśliwy byłem. Mogąc sięgnąć po książkę, której lwia część akcji została umieszczona w tym niezwykle malowniczym zakątku półwyspu apenińskiego. To tu znajduje się „Wystarczający Widok” – niewielki hotel, do którego pewnego dnia przybywa amerykańska aktorka Dee Moray. Pasquale Tursi, właściciel „Wystarczającego Widoku”, zakochany skądinąd w Ameryce (jak wielu bohaterów powieści amerykańskich pisarzy) odbiera to jako jeden ze szczęśliwszych dni. Czy tak rzeczywiście było? Jak potoczą się losy tej dwójki i wielu innych bohaterów? Ich historię systematycznie odsłania nam Walter Jess, zabierając nas na przemian do Włoch lat 60. i współczesnego Hollywood.
Nie poruszając tematu fabuły, aby nie psuć Wam radości z jej odkrywania, chcę tylko zaznaczyć, że to powieść napisana w dawnym stylu. Autor się nigdzie nie spieszy i my również nie powinniśmy pędzić z lekturą. Dziś w wielu książkach (zwłaszcza kłaniają się kryminały) najważniejsze są szokujące zdarzenia i tzw. cliffhanger’y pod koniec każdego rozdziału. Mniej istotny natomiast jest opis poszczególnych postaci oraz przedstawienie ich historii, które pomogłyby nam głębiej zrozumieć powodujące nimi motywacje. W „Pięknych zgliszczach” jest inaczej.
Dla stęsknionych klasycznej literatury obyczajowej będzie to jak plaster na duszę. To książka, którą należy (!) czytać z ogromnym kubkiem herbaty na podorędziu. Jeśli na scenie pojawia się nowy bohater, możemy być pewni, że Walter Jess zadba o to, abyśmy bardzo dobrze go poznali. Z tego powodu jednym „Piękne zgliszcza” mogą po jakimś czasie zacząć się dłużyć. Ale dla innych będzie to w końcu „ta powieść”, która składa się z dziesiątek drobniejszych opowieści, które w przemyślany sposób się uzupełniają i dopełniają.
Nie ma tu bohaterów kryształowych. W „Pięknych zgliszczach” możemy odszukać też siebie i dylematy, które mogły pojawić się w naszym życiu. Choć chcielibyśmy nieraz aby życie było białe albo czarne, to jednak zazwyczaj towarzyszy mu cała gama szarości, nawet gdy znajdujemy się w tak malowniczych okolicznościach jak liguryjska riwiera. To powieść o długofalowych konsekwencjach pewnych decyzji. Trochę o radości i trochę o smutku. Oczywiście jest to w końcu powieść o miłości.Serdecznie polecam lekturę tej książki, a sam z niecierpliwością czekam na jej zekranizowanie. Prawa filmowe zostały już sprzedane, a „Piękne zgliszcza” mają niewątpliwie potencjał na kawał dobrego kina.