Julia Panicz
-
15 sierpnia 2021 roku oczy całego świata po raz kolejny zwróciły się w stronę Afganistanu – kraju, który nie bez przyczyny nazywany bywa cmentarzyskiem mocarstw. Tym razem po blisko dwudziestu latach, kiedy to Amerykanie po obaleniu talibów wspierali prozachodni rząd afgański, kolejna armia Zachodu opuszcza terytorium Afganistanu. Do Kabulu wchodzą talibowie i wywracają życia mieszkańców do góry nogami, którzy zdążyli już zacząć przyzwyczajać się do demokratycznej wizji swojego państwa. Przez następne dni media śledzą dramatyczne sceny, rozgrywające się w stolicy i desperacką ewakuację mieszkańców, próbujących złapać ostatnie samoloty opuszczających ich kraj państw sojuszu, które mogłyby ich zabrać w bezpieczne miejsce. A potem świat zapomniał, tak jakby wraz z ostatnim odlatującym samolotem Afganistan przestał istnieć.
Jednak tragedia tych ludzi trwa nadal, ponieważ nawet jeśli czują się bezpieczni w obcym kraju, to na długo, jeśli nie na zawsze, pozostawili za sobą całe swoje życie, domy, kariery, dobytek, przyjaciół i rodzinę. Wśród uchodźców oprócz osób związanych i współpracujących z rządami prozachodnimi, dla których pozostanie w Afganistanie rządzonym przez talibów, oznacza śmierć, znalazły się aktywistki działające na rzecz kobiet. Ostatnie lata poświęciły na uświadamianie Afgańczyków, że nie tylko mężczyźni powinni posiadać prawa, często poświęcając przy tym naprawdę wiele.
Głos oddaje im Ludwika Włodek w reportażu „Buntowniczki z Afganistanu”, który poświęca przekazaniu historii swoich bohaterek – odważnych i nieugiętych kobiet, walczących o swoje prawa, co niejednokrotnie walkę z wiatrakami. Matka dwóch z nich opisała swoje córki słowami: „Dziewczyny, które wydałam na świat, są silniejsze niż całe zło tego świata”, które Włodek przytacza w swojej książce. Po poznaniu historii Gaisu i Parasto, o których mowa, to zdanie zdaje się je oddawać idealnie. Ale w reportażu poznać można nie tylko Gaisu i Parasto, ale również wiele innych inspirujących postaci, aautorka poświęca każdej z nich odpowiednio dużo miejsca, tak aby czytelnik poznał ich historię z każdej strony, zrozumiał je i poczuł, przez co przeszły.
Reportaż Ludwiki Włodek to historie kobiet, które osobiście poznała w Afganistanie. Część z nich po przejęciu Kabulu przez Talibów uciekła, a niektóre z nich zostają. Poza Parasto i Gaisu, na kartach książki pojawia się także znana działaczka na rzecz kobiet MahbubaSerodż, nominowana jeszcze niedawno do listy stu najbardziej wpływowych osób na świecie według amerykańskiego magazynu „Time”. Jest również artystka RodaAkbar, która swoją sztukę poświęca walecznym kobietom. Poza tym jest Limo, która o wykształcenie musiała walczyć z własnym ojcem i Homejro, która nie chciała być „pierwszą” żoną. Poza portretami tych kobiet reportaż to także długa i przewrotna historia Afganistanu, jego kultura i mieszkańcy.
Nie będzie przesadą jeśli powiem, że „Buntowniczki z Afganistanu” to jeden z lepszych reportaży, jakie czytałam w ostatnim czasie. Nie pamiętam także, kiedy ostatnio jakikolwiek reportaż lub jakakolwiek książka tak mnie poruszyła. Złość, frustracja, smutek i współczucie przeplatały się we mnie jak w kalejdoskopie. Złość i frustracja, ponieważ mam szczęście, bo urodziłam się w kraju, gdzie moja płeć nie jest dla mnie „problemem”. Mogę mieszkać sama, studiować i pracować na takim stanowisku, na jakim chcę, a nie na jakie pozwolą mi mężczyźni i mogę przede wszystkim decydować o sobie bez strachu. Natomiast smutek i współczucie, ponieważ każdy z portretów, które przedstawia nam Ludwika Włodek, jest równie przygnębiający. Wszystkie historie są ogromnymi tragediami i kłują w serce. Zmuszają także do zastanowienia się. W moim przypadku pierwsze co pojawiło mi się w głowie, to pytanie dla mnie samej co to znaczy być kobietą i czy robię wystarczająco dużo, żeby zmienić świat na lepszy dla siebie i kobiet? Przede wszystkim dlatego, że historie bohaterek Włodek stały się dla mnie inspiracją, nadzieją.
Dobry reportaż taki właśnie powinien być, targać naszymi emocjami i pokąsić w czułe punkty. Ma zwracać uwagę na problemy, którymi się normalnie nie przejmujemy. Wojciech Tochman mówił, że „reportaże warto pisać tak, by czytelnik poczuł na własnej skórze strach, ból i upokorzenie” i tak właśnie napisany jest reportaż Ludwiki Włodek.
Tak jak reszta świata odwróciłam wzrok od Afganistanu, jak tylko przestały pojawiać się nowe wiadomości w mediach. Zapomniałam. W końcu codziennie na świecie dzieje się tyle zła, że ciężko jest zwracać uwagę na wszystko. Jednak po lekturze „Buntowniczek z Afganistanu” już nigdy nie zapomnę.