Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Pokolenie Dżinsów

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Pokolenie Dżinsów | Autor: Dato Turaszwili

Wybierz opinię:

atypowy

Nie jest to łatwa książka. Ta niedługa powieść powstała na kanwie prawdziwej historii, która nigdy nie powinna się wydarzyć. Opowiada o grupie młodych ludzi ze stolicy Gruzji, którzy byli tak umęczeni radzieckim reżimem, że postanowili za wszelką cenę uciec z kraju. Nie zdawali sobie sprawy z tego, że choć nie uda im się osiągnąć celu, przyjdzie im za to zapłacić życiem. To historia nieudanego porwania samolotu. To historia pseudo-procesu, którego wynik znano przed jego rozpoczęciem. To historia o tym jak nadal funkcjonuje Imperium Zła, którego centrum dowodzenia wciąż znajduje się na Kremlu. Najbardziej przytłaczająca w lekturze tej książki jest jednak świadomość, że to co wydarzyło się w 1983 roku, mimo upływu lat, nadal się dzieje.

 

DŻINSOWY BUNT

 

„Supermocarstwo, które pierwsze podbiło Kosmos, nie potrafiło uszyć dżinsów. Co może być lepszego i bardziej nieszkodliwego od szycia dżinsów? Ale w Związku Radzieckim to się naprawdę nie udało i znaleziono na to najgorsze rozwiązanie – po prostu zakazano dżinsów.”

 

Nic dziwnego, że zakazane dżinsy stały się przedmiotem pożądania i jednocześnie symbolem buntu wobec władzy. Młode pokolenie Gruzinów było spragnione wolności jak kania dżdżu. Ciężko dziś sobie to wyobrazić jak wielką wartość w tamtym czasie miały oryginalne amerykańskie dżinsy. I jak wielkie ryzyko wiązało się z ich posiadaniem.

 

Każda forma manifestacji sprzeciwu wobec miłościwie panującej władzy,była obarczona ryzykiem dotkliwych konsekwencji. Mocarstwo nie miało zbyt wiele dystansu do siebie, dlatego nawet dżinsowa kurtka mogła być uznana za prowokację. Nic dziwnego, że wielu „szczęśliwych” obywateli szukało najróżniejszych możliwości przedostania się „na zachód”.

 

Jeśli ucieknie stąd kilka osób, to czy coś ubędzie takiemu imperium?
— Nie kilka, setki i tysiące dla nich nic nie znaczą, człowiek dla nich w ogóle nic nie znaczy…
— Tym bardziej.
— Ale oni są uprzedzeni do cudzych spektakli, lubią tylko spektakle wystawiane przez siebie. A zniewagi wam nie wybaczą.

 

„WYZWOLICIELE”

 

Czytając o akcji „odbicia” samolotu z rąk młodych porywaczy,towarzyszyła mi mieszanina smutku, przerażenia i obrzydzenia. Niestety nie mogę napisać, że odczuwałem również zaskoczenie. Zbyt dobrze pamiętam jak w 2004 roku Rosjanie odbijali z rąk terrorystów szkołę w Biesłanie. Nie mogę zapomnieć jak w 2002 roku akcja antyterrorystów w moskiewskim teatrze skończyła się śmiercią 173 osób, w tym 133 zakładników. Jaką wartość ma życie ludzkie pokazali również w akcji ratunkowej okrętu podwodnego Kursk w 2000 roku. Tragiczne przykłady można tu mnożyć, a to co wydarzyło się na lotnisku w Tbilisi w 1983 roku niestety wpisuje się w brutalny schemat:

 

„Nikt z nich nie mógł przewidzieć horroru, jaki jeszcze ich czekał. Od razu po lądowaniu samolot otoczyło kilkudziesięciu uzbrojonych w automaty żołnierzy i bez żadnego ostrzeżenia czy ultimatum otworzyli ogień. Do dziś nie jest jasne, kto wydał rozkaz, który spowodował tyle ofiar, i to wtedy, kiedy większość pasażerów sądziła, że są już prawie uratowani. Trudno wyobrazić sobie, co się działo po tym, jak kilkudziesięciu uzbrojonych w automaty sowieckich żołnierzy podziurawiło samolot z zewnątrz. (…)
Pomimo kategorycznego żądania porywaczy – karetki pogotowia nie zabierały rannych. Porywacze uznali to za demonstrację bezduszności władz i autentycznie dziwili się, że nie jest im żal swoich niewinnych obywateli. Kalkulacja władz była precyzyjna i okrutna, ale inna – według nich im więcej rannych będzie w samolocie, tym lepiej, bo jęki rannych, panika i agonia będą przeszkadzać porywaczom w logicznym rozumowaniu.”

 

W IMPERIUM ZŁA BEZ WIĘSZKYCH ZMIAN

 

Chciałbym uniknąć uderzania w zbyt patetyczne tony, odnoszę jednak wrażenie, że na wschodzie naprawdę niewiele się zmieniło przez te wszystkie lata. Korzeń zła tkwi gdzieś głębiej. Owszem, na zewnątrz doszło do znacznych przemian - dziś nikt nikomu nie broni noszenia dżinsów i wyjazdów „na zachód”. Jednak przeszłość wciąż może wrócić, jeśli nie osiągamy przemiany na poziomie duszy. Choroba może przez jakiś czas trawić nasze wnętrze bezobjawowo. Może się nawet wydawać, że to co najgorsze za nami, a wtedy (spodziewanie – niespodziewanie) następuje remisja. Czy nie to z przerażeniem teraz obserwujemy widząc płonący Mariupol? Choć zmieniły się formy komunikacji, to jednak pewne mechanizmy wciąż pozostają niezmienne:

 

„Oprócz indoktrynacji telewizyjnej władza zastosowała też znane sobie stare bolszewickie metody: prawie we wszystkich instytucjach i  zakładach pracy odbywały się zebrania, których uczestnicy potępiali to, co się stało i przyjmowali uchwały z żądaniem jak najsurowszych kar dla bandytów i zdrajców. Zasadniczą, perfidną intencją władz było to właśnie, żeby odpowiedzialne za przyszły krwawy wyrok było społeczeństwo, a nie rząd. Chociaż wtedy nikt nie podejrzewał, że sowiecki sąd będzie tak skrajnie okrutny w stosunku do młodych ludzi, ale część społeczeństwa już wówczas wiedziała, że władza sowiecka nikomu nie wybaczy takiego zachowania i ukarze porywaczy samolotu choćby dla przykładu, żeby przestraszyć innych.”

 

ILE WARTE JEST ŻYCIE LUDZKIE ?

 

Nieraz słyszymy, że ludzkiego życia nie można wycenić, ale czy tak w istocie jest? Wiemy, że w najmroczniejszych czasach kurs bywa wyjątkowo niski. Czasem może być to 30 srebrników, a kiedy indziej 3 ruble. Wierzę, że nikt nie uzna tego za spoiler opowiedzianej w „Pokoleniu dżinsów” historii, ponieważ od pierwszych stron wiemy, że nie możemy spodziewać się tu happy endu:

 

Rodziców skazanych nie powiadomiono oficjalnie o wykonaniu wyroku, zasady władzy sowieckiej były bardziej perfidne i okrutne. Kilka dni po 3 października rodzinom skazanych dostarczono rachunki i zobowiązano ich do pokrycia kosztu kul, którymi zabito ich dzieci. Koszt jednej kuli wynosił trzy ruble, ale matka Gegi musiała zapłacić sześć rubli – również za tę, która nie wyleciała, albo wyleciała, ale kat po prostu nie trafił. Choć bardzo trudno w to uwierzyć, bo oni rzadko chybiali nie tylko z tak bliskiej odległości, ale też z daleka i tak było w całym sowieckim imperium. Natomiast tym, którzy wykonywali wyrok, za każdego zabitego więźnia dodawano czternaście rubli do miesięcznego wynagrodzenia. Jaką cenę miało życie człowieka tam, gdzie jego śmierć kosztowała czternaście rubli…

 

DLA MIŁOŚCI NIC NIE JEST NIEMOŻLIWE

 

Nie sądźcie jednak, że jest to powieść przesiąknięta jedynie złem i smutkiem. To również powieść o tym, że nawet w świecie gdzie kurs za ludzkie życie wynosi czternaście rubli, nic nie jest wstanie zabić prawdziwej miłości. Choć wszystkie znaki wskazują na triumf zła, to jednak moralne zwycięstwo zawsze znajduje się po stronie dobra. Dato Turaszwili nie przytłacza nas jedynie opisem tragizmu tej prawdziwej historii. Jest tu również wiele ciepła i pięknej miłości. Pierwszej miłości między dwojgiem młodych ludzi.Miłości między dziećmi i rodzicami.Miłości między przyjaciółmi. W końcu również miłości, która pochodzi od Boga.

 

„Dzisiejszym gruzińskim nastolatkom pewnie trudno uwierzyć, że dziewczyna w ich wieku szukała ukochanego ojca w dalekich obozach przez ileś lat samotnie, bo jej matka też została aresztowana, choć Eka nie wiedziała dlaczego. Nie tylko młodym Gruzinom, także ludziom starszego pokolenia (i nie tylko teraz), trudno uwierzyć w to, co udało się zrobić Ece Czichladze, dla miłości jednak nic nie jest niemożliwe.”

 

Serdecznie polecam Wam tę książkę należącą do klasyki gruzińskiej literatury. Oby podobne historie jak ta, która stała się inspiracją dla tej powieści, nigdy się już nie wydarzały. Oby wszystkim nam wydarzała się taka szczerość wzajemnych uczuć i troski, którą zobaczycie u głównych bohaterów„Pokolenia dżinsów”.

Doti

       O metodach stosowanych wobec niepokornych obywateli w Rosji sowieckiej wiemy sporo z filmów i literatury. Napisano tysiące stron wspomnień, dzienników, powieści oraz reportaży czy różnego rodzaju opracowań naukowych. Jednak opresyjna dyktatura Kremla sięgała znacznie dalej, rozgościła się wygodnie w podległych sobie republikach, takich jak Gruzja, a bywało też tak, że rządzący tam za łaskawym pozwoleniem Moskwy, w okrucieństwie i zezwierzęceniu przerastali swoich mistrzów.

 

       Książka Dato Turaszwilego to opowieść o dramatycznych wydarzeniach, jakie zaszły w Gruzji w 1983 roku, za rządów gorliwego aż nadto poplecznika Moskwy, Eduardo Szewardnadze. To opis straceńczego, choć niezwykle romantycznego zrywu kilkorga dwudziestolatków, którzy postanowili porwać samolot lecący z Tbilisi do Batumi i poszybować ku wolności. „Nazwali to porwaniem, choć tak naprawdę przypominało to samobójstwo popełniane przez zdesperowanych ludzi”.

 

       Tytuł „Pokolenie dżinsów” nie jest ani trochę przypadkowy. A my. Polacy, przynajmniej ci, którzy jeszcze pamiętają lata PRL-u, doskonale potrafimy go odszyfrować. Wszyscy przecież wówczas śniliśmy o oryginalnych amerykańskich dżinsach. Tymczasem zaś dostępne były tylko zgrzebne, byle jakie spodnie z tak zwanego teksasu, materiału nieudolnie naśladującego dżins. Marzyliśmy o wielu jeszcze innych rzeczach, o wydawanych za żelazną kurtyną płytach Pink Floyd i Led Zeppelin, o coca coli i okularach przeciwsłonecznych. Różnica jest taka, że młodzi bohaterowie powieści gruzińskiego pisarza, który w 1983 roku sam miał zaledwie 17 lat, marzyli nie tyle o dżinsach, co o wolności, swobodzie wyrażania swoich myśli i poglądów, możliwości podróżowania i dokonywania samodzielnych wyborów. Dżinsy to tylko skrót myślowy, pod którym kryje się o wiele więcej, a właściwie wszystko, co składa się na prawdziwe, dobre życie.

 

       Tina – zdolna i wrażliwa studentka ASP o głosie dziecka i oszałamiającej urodzie. Gega – zakochany w niej, niezwykle przystojny i, mimo zaledwie 22 lat, bardzo już popularny aktor. Dato – niedoszły mnich, spokojny i życzliwy wszystkim chłopak, który bliźniemu oddałby ostatnią koszulę. Gia Tabidze – świeżo upieczony tatuś, na czarnej liście władz, a więc bez szans na pracę i utrzymanie rodziny. Wszyscy młodzi, inteligentni, o czystych sercach i rękach, patrzący ze wstydem i zażenowaniem na swoich rodziców, którzy dobrowolnie oddali się w niewolę za trzydzieści srebrników, awans i kolorowy telewizor. Gruzińska młodzież z głową w chmurach i oparach ideałów, wierząca szczerze w miłość i przyjaźń oraz wiążącą się z nimi bezwzględną lojalność.

 

       Dato Turaszwili był w momencie porwania samolotu niemalże w wieku sprawców. Kto wie, czy nie emocjonował się wówczas sprawozdaniami z procesu transmitowanymi w radiu i telewizji, a także opisywanymi szeroko w prasie. Czy przypuszczał wtedy, ile było w nich manipulacji i nieprawdy, jak różniły się od tego, co naprawdę miało miejsce na lotnisku? Być może dlatego język powieści, z pozoru bardzo konkretny, oszczędny, w dużej mierze oparty na samych dialogach, jednak podskórnie wibruje emocjami i wywiera niezwykłe, silne wrażenie na czytelniku. I choć autor na stronie tytułowej wyraźnie zaznaczył, że jest to powieść niebeletrystyczna, to duża część historii, poparta faktami i rzetelnym, dziennikarskim rozeznaniem, została właśnie sfabularyzowana, obudowana dialogami oraz opisem odczuć i refleksji bohaterów. Jednocześnie, jeśli autor tylko usłyszał od rozmówcy pewne informacje i nie miał możliwości ich weryfikacji, nie omieszkał tego zaznaczyć w tekście. Tak więc „pokolenie dżinsów” można usytuować gdzieś pomiędzy reportażem, a powieścią, z zaznaczeniem, że emocje, jakie książka wywołuje są doprawdy potężne.

 

       Sam przebieg dramatycznych wydarzeń, jakie miały miejsce w porwanym samolocie, przedstawiony został niczym w najlepszej powieści sensacyjnej. Mamy jednak pełną świadomość, że to rzeczywisty dramat kilkorga młodych, naiwnych romantyków, którzy być może naoglądali się zbyt wielu filmów lub też nie wzięli pod uwagę, że jeśli ma się do czynienia z tchórzliwym, opresyjnym reżimem „setki i tysiące dla nich nic nie znaczą, człowiek dla nich w ogóle nic nie znaczy… (…) Ale oni są uprzedzeni do cudzych spektakli, lubią tylko spektakle wystawiane przez siebie. A zniewagi wam nie wybaczą”. I nie wybaczyli. Czy porywacze brali w ogóle pod uwagę, że „gdzie jest strach, tam są też ofiary” ? Czy mogli przewidzieć, że przez nich zginąć mogą niewinni ludzie? To, co się wydarzyło na lotnisku w Tbilisi, kiedy pasażerowie samolotu odetchnęli już z ulgą sądząc, że są uratowani i bezpieczni, po prostu nie może pomieścić się w głowie normalnie myślącego człowieka. To była jakaś szalona, nieprzewidywalna apokalipsa, choć jednak zaplanowana cynicznie, z zimną przebiegłością. Taki scenariusz nie przyszedłby zapewne na myśl nawet najbardziej kreatywnemu twórcy filmowemu. W tym czasie „w Tbilisi ciągle padało, była późna jesień”. Czyżby to niebo roniło łzy nad bezradnością człowieka wobec bezdusznej, depczącej jego godność i wszelkie prawa, machiny państwowej przemocy?

 

       „Pokolenie dżinsów”, ta zwięzła, licząca niewiele, bo zaledwie niecałe 200 stron, książeczka to potężna dawka emocji, prawdziwy wstrząs dla tych wszystkich, którym Gruzja kojarzyła się dotychczas z cudownymi krajobrazami, uśmiechniętymi, gościnnymi ludźmi, znakomitym winem i pyszną, pachnącą przyprawami kuchnią. To nie tylko książka o brawurze i fantazji młodości, o marzeniach, które nie mają szans się spełnić, o tragedii, która nastąpiła w momencie, kiedy wszystko w życiu wydaje się możliwe. To także obraz Gruzji, jakiej nie znamy. Satelity Moskwy, gdzie większość społeczeństwa, chcąca wygody i świętego spokoju, zapomniała o tym, że Gruzini to naród odważny i niepokorny, gardzący konformizmem i nie całujący nikogo po rękach.

 

        „Sasachle” to w języku gruzińskim zarówno trumna, jak i pałac, ostatnie miejsce spoczynku, a zarazem pierwsze naprawdę własne, prywatne, którego państwo nie śmie zawłaszczyć. A jednak skazanym na śmierć odmówiono nawet tego, a ich rodzinom kazano zapłacić po trzy ruble za każdą wystrzeloną w pierś ich bliskich kulę. Tym „którzy wykonywali wyrok, za każdego zabitego więźnia dodawano czternaście rubli do miesięcznego wynagrodzenia. Jaką cenę miało życie człowieka tam, gdzie jego śmierć kosztowała czternaście rubli…”.

 

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial