Agnesto
- Poezja nie jest powszechnie popularna. Nie okłamujmy się, że każdy tomik zyskuje sobie od razu sympatyków, miejsca na liście bestsellerów, czy choćby bierze udział w tak lubianych statystykach czy rankingach. Nic z tych rzeczy. Tomiki wierszokletów gubią się całkowicie, tym bardziej, że są najczęściej niewielkich rozmiarów. Leżąc obok książek obyczajowych, czy biografii, czy (to już najgorsze towarzystwo w całej swej rozciągłości) koło thrillerów nie mają siły przebicia. Wielkości też. Dlatego poezja wypełniając niszę wydawniczą jest, ale w liczbie bardzo skromnej. I tu chyba leży szansa dla dobrych mistrzów pióra. Pisząc wiersze trzeba być kimś wyjątkowym, trzeba się pokazywać, a swoją pracę promować i czytać. Czytać na głos dla innych. Wtedy dopiero można docenić piękno w tomikach zamknięte.
Ja właśnie skończyłam czytać – lecz w ciszy – wiersze „Cztery Koma Zając” polskiej poetki, Joanny Guzik. Na obwolucie jest zachwalana, jej wiersze opisane na okładce są ujęte tylko w superlatywach, więc zapowiadało się świetnie. Przynajmniej na starcie, a jak wyszło?
Autorka w tych wierszach rzuca odrębne słowa, czasem jakieś myśli wyrwane z kontekstu głębszych i z pewnością dłużej przeżywanych emocji, bądź wzruszeń, spisuje je w wersach zostawiając na każdej ze stron – według mnie i po części właśnie dla mnie – dużo wolnego miejsca na własne dopiski. Na dopiski być może słów, jakie rodzą się w nas podczas lektury. Można też bez kontroli umysłu, samoczynnie rysować ołówkiem jakieś kształty, które kojarzą nam się z przeczytanymi wierszami. To taka moja interpretacja. I chyba zyskująca dużo na wartości, bo wiersze autorstwa Joanny Guzik są mdłe i bezkształtne. Są zlepkiem słów o wszystkim i o niczym, dosłownie. Jakiś chaos, nieład i bezsens. Nie boję się tak oceniać te krótkie utwory, w gąszczu których jedynie kilka jest... dobrych. Dlatego śmiem sądzić, że moje osobiste zapisy dodane do tych istniejących, czy choćby szkice sprawią, że „Cztery Koma Zając” będą kompletne, będzie pełne. Użyję nawet sformułowania – nasycone.
Joanna Guzik jako osoba zajmująca się tego typu poezją, i to od lat, powinna mieć jakiś sposób na pisanie. Jakieś lepiszcze słów, które ów zbiór rozsypany jak puzzle z pudełka, sklei je w dobrą formę i nada znaczenie. Bo znaczenia właśnie brak, sensu też. Takie chaotyczne wyrazy może pisać każdy z nas, a po poecie oczekujemy czegoś znacznie lepszego, także pod względem interpretacji. Odnajdując się w jakieś chwili swojego życia trzeba – poetycko wręcz – rozłożyć ją na czynniki pierwsze. Dokonać jakiejś „wierszowej” wiwisekcji. Trzeba samego siebie niemalże zdiagnozować i użyć do tego prawdziwych, szczerych do bólu wręcz słów. Poeta nie może się bać tego, o czym pisze. Nie może unikać problemów, czy choćby iść całkiem w komizm i absurd. To wszystko musi być wyważone i dobre. Tego, nie ukrywam, oczekiwałam od „Cztery Koma Zając”. Próżne me nadzieje. Przecież już sam tytuł jest zlepkiem nic nie mówiących słów, ale i nie wskazującym (absolutnie) na tytuł, którym znamionuje się poezję. To już znamionuje coś złego. Taki Zając bezcześci nawet ulotność poetyki, która winna się właśnie ową ulotnością charakteryzować, a tu Zając ją totalnie złocił.
Swoją drogą poezja ma kolorować myśli, pobudzać wyobraźnię i wypychać ją na próg absurdu. Poezja prócz swej głębi i piękna winna otumaniać. Tu brak wszystkiego. A szkoda. Zmarnowany talent i papier, ot co.
czytasz1967
-
Joanna Guzik jest już poetką o sporym dorobku. „Cztery koma zając” to ósmy tomik liryczki z Łodzi.
Nie znam poprzednich tomików, a ten przeczytałem z wielkim zainteresowaniem. Od razu spostrzegłem dbałość o techniczną stronę wierszy. Ale dokładność o budowę utworów jeszcze nie świadczy o jego wartości.
Jest coś jeszcze. Joanna Guzik jest oczytana. Komunikuje to poprzez nadawanie nowych znaczeń symboli znanych z historii kultury i literatury. Przypatrzmy się tytułowemu utworowi. Już sam tytuł jest zagadką literacką. Cztery koma zając. Każde słowo napisane oddzielnie – ma swoje, oryginalne znaczenie. Ale gdy zbudujemy z tych trzech nazw zdanie – wychodzi jakoweś nie wiadomo co. Liczba cztery koma czyli przecinek zając. To brzmi jakoś tak niedokładnie. Zapiszmy to w inny sposób. 4, zając. Przypomina się fraza pi razy oko. Tłumaczymy ją: „około, na oko”. Czyżby 4, zając miało tą samą konotację znaczeniową. Czytajmy wiersz:
„miałam wtedy dziewiętnaście
koma poprzedniczka
lat tyle
ile w mieście
paliło się neonów”
Mówiąc prozą: przeżyłam około dziewiętnastu lat w mieście, wspominam teraz ( poprzedniczka) neony – a było ich tyle ile mam lat. Tak mniej więcej ile mam lat. Wszystkie wartości są przecież liczone na oko. Wszystkie oprócz życia.
Bo omawiany wiersz to biografia Autorki – no, oczywiście jeżeli wiersz może stać się biografią. Ale trudno go inaczej nazwać. Opowiada Joanna Guzik o sobie, swoich marzeniach i potrzebach.
„ dwadzieścia siedem
koma trzy ulice
wywiozłam
kielnie
impulsator kinetyczny
i zdzierak prosty”
Porządkuje swoje otoczenie, „by awarie / były już poza moim/zasięgiem”. Nie wie jednak kim ma być, do kogo upodobnić się. A jeśli spotyka się z mężczyzną – to tylko aby z godnością powiedzieć mu, że jest kobietą. Wyszukuje trywialne powody, aby zerwać znajomość.
Bardzo ważne jest to co po przecinku powie Joanna Guzik. Ten wiersz ma wiele pokładów, jeszcze więcej drzwi prowadzących do znaczeń, których nie spodziewamy się. Można rozpisywać wątki omawianego wiersza na wiele sposobów. Tak jak życie, zapamiętane fotografie.
W innym wierszu, łatwiejszym w interpretacji, Autorka wyznaje że zna budowę cegły, ale nie zbuduje przez to domu. Teoria nie idzie zawsze w parze z praktyką. Lecz można jednak zbudować, nie dom – ale coś trwalszego. Sama świadomość braku powoduje zachętę do kontynuowania życia. Wystarczy dostrzec ciszę, pustkę do wypełnienia. Bo jest to wiersz o felicytologii, układaniu życia szczęśliwego na każdą porę roku. I można mieć chwiejny umysł, być zmęczonym, tryskać niewybrednymi pomysłami. A jednak żyć zadowolonym z życia.
Nawet gdy ma się wzorowe dzieciństwo, oprócz rozwodu rodziców – nie można nie wiedzieć że człowiek jest omylny. Najpierw chcieć być ładnym czy może być mądrym? Z niedowierzaniem dmuchać na zimne, i z brakiem odwagi iść na pokuszenie. Ze wszystkiego nic uczynić, nabrać wody w usta – gdy pytają o przepis na życie.
Te myśli zapisałem jako wprowadzenie do lektury „Cztery koma zając” Joanny Guzik. W czasie lektury poszczególnych wierszy stworzyłem owe myśli. Jestem tego pewien, że gdybym przeczytał je ponownie za jakiś czas – moje wyobrażenie, interpretacja byłaby zupełnie inna. To dobrze. Dobry wiersz poznajemy po tym że można go opisać kilkoma obrazami, kilkoma osobnymi didaskaliami.
Joanna Guzik dała pod rozwagę kilkadziesiąt wierszy. Każdy z nich jest wart uwagi. W tym miejscu zaznaczyłem trzy, cztery – góra pięć. Nie umiem inaczej. Gdybym miał zagłębić się w całość „Cztery koma zając”, miałbym materiał na co najmniej esej lub wykład. Tomik poezji nie jest prozą – nie można opowiedzieć o nich w taki sposób – rzecz dzieje się tu i tu, głównym bohaterem jest ten a ten … Trzeba przeanalizować każdą nieomalże linijkę, przyjrzeć się każdemu obrazowi – ewentualnie pokazać miejsca które trafiły do wyobraźni, a które nie są zrozumiałe.
Jeśli przekonałem Czytelnika do poezji Joanny Guzik – cieszę się. Nie potrafię inaczej.
enlili
-
Poezję lubię i sięgam po nią całkiem często, niezależnie od tego, czy to na płaszczyźnie akademickiej, czy prywatnej. Wiersze lubię czytać, zastanawiać się nad nimi, mnożyć ich możliwe sensy i wysuwać hipotezy odnośnie do interpretacji czy też zwykłej analizy. Lubię, gdy wiersze skłaniają do rozmyśleń, zmieniają sposób, w jaki postrzega się światbądź zwracają uwagę na nurtujące problemy.Sprawiają, że musisz przystanąć i zwyczajnie pomyśleć.
Nie jest tajemnicą, że poezja generalnie słabo się sprzedaje, umyka oczom, przygnieciona kolejnymi powieściami fantastycznymi, romantycznymi, thrillerami czy jeszcze innymi. Nie jest także tajemnicą, że poezja – choć może być czytana przez każdego – nie wszystkim się podoba, więc paradoksalnie dla każdego nie jest. Mając to na uwadze, poeci, jeszcze bardziej niż pisarze, jeśli chcą „wybić się”, zrobić wrażenie, muszą być naprawdę świetni, a ich twórczość musi przyciągać, wnosić coś świeżego, na co zabiegana klientela z chęcią rzuci okiem.
Niestety, w przypadku „Cztery koma zając” autorstwa Joanny Guzik nie mogę powiedzieć, że lektura ta byładla mnie czymś odkrywczym lub choćby przyjemnym tudzież by skłoniła mniedo jakichkolwiek kontemplacji.
Joanna Guzik to poetka, z twórczością której – pomimo okazałego już dorobku artystycznego, „Cztery koma zając” jest bowiem jej siódmym tomikiem poetyckim – wcześniej nie było dane mi się spotkać. Nie wiedziałam więc właściwie nic, gdy sięgałam po ten tomik, ale jednak stwierdziłam, że dam mu szansę. Myślałam: w porządku, nie jest to debiut, a spory dorobek literacki świadczy o doświadczeniu i, jakby nie było, dosyć już wprawionej ręce pisarskiej.
Spore było więc moje zaskoczenie, gdy niemal od razu zdystansowałam się od tego tomiku. Dla mnie wiersze nie wnoszą nic nowego i jedynym słowem, jakim właściwie mogłabym określić całość załączonej w tomie twórczości, jest – chaos. Dla mnie to potok słów, bełkot czasem, którego nie w sposób rozszyfrować. To nie surrealizm ani dadaizm, to bałagan. Rozumiem, że poezja nie jest oczywista – byłoby niedobrze, gdyby była – ale ważne, by autorzy dysponowali swoją wolnością poetycką z sensem, a nie w sposób, że nagromadzenie zbitki słów gubi czytelnika. Rozumiem też, że poezja ma być „głęboka”, ma pobudzać do wysiłku umysłowego, tutaj jednak owa „głębokość” jest zwyczajnie pozorna.
Nawet kilka wierszy, które stoją na całkiem niezłym poziomie (stąd ocena dwójkowa, a nie jedynkowa), nie są w stanie wybrzmieć w przytłaczającej liczbie wierszy zwyczajnie słabych. Żaden z nich nie przyciągnął mojej uwagi na tyle, bym zechciała jeszcze kiedyś – kiedykolwiek – do nich sięgnąć. To po prostu zlepki słów, które nic z sobą nie niosą. Całość to jedynie kolejny tomik poetycki, który nie wierzę, że znajdzie siłę przebicia ani odbije się echem. Po prostu zginie w gąszczu powieści i tomików poetyckich poetów, którzy wiedzą, co chcą przekazać i mają na siebie sposób; przeminie zapomniany jak wiele przed nim i jak wiele po nim. Zmarnowany papier, i tyle.
Gdy czyjaś twórczość pisarska nie jest dobra, to smutne, ale gdy czyjaś twórczość pisarska nie jest dobra, a ten ktoś jest przekonany, że jest dobra – to tragedia. I jeszcze jedna uwaga i najprostsza konkluzja do omawiania tego tomiku (podobną mam zresztą do twórczości tak cenionej przez niektóre kręgi Rupi Kaur):
Zdanie
Pisane
W ten sposób
To jeszcze
Nie
Wiersz