Agnieszka Nowak
- Wobec książki Agnieszki Jurszy „Agafe" miałam duże oczekiwania. Niezwykle zainteresowała mnie tematyka i opis fabuły lektury, które były naprawdę niezłą zapowiedzią. W dodatku książka reprezentuje jeden z moich ulubionych gatunków – fantastykę. Miałam więc nadzieję, że Agnieszka Jursza stanie się kolejną autorką młodego pokolenia, przy której zapiszę gwiazdkę z adnotacją „śledzić nowości". Jakże się jednak myliłam... gwiazdka z adnotacją przy nazwisku pojawi się na pewno, ale raczej z adnotacją „unikać jak ognia".
Młoda Agafe zostaje porwana przez demona i umieszczona w magicznym, ale także pełnym niebezpieczeństw świecie. Co więcej owy demon wymaga, aby Agafe została władczynią smoków i aby upewnić się, że wykona rozkaz, więzi jej ukochanego. Dziewczyna pochodząca z tzw. „Nudnego świata" nie ma jednak pojęcia o magii i choć z czasem udaje jej się pokochać magiczne stworzenia, nie wie, jak nimi władać. Teraz Agafe może liczyć już tylko na siebie isama przezwyciężyć wszystkie trudności, które na nią spadły.
Myślałam, że autorka wykreuje Agafe na niezależną i silną młodą kobietę. Liczyłam na opisy przygód, w których władczyni smoków sama przezwycięża trudności, nie boi się przeciwstawić demonom i potrafi wykorzystać swoje mocne strony. Niestety, Agafe okazała się jedną z najbardziej irytujących postaci, których historię miałam okazję śledzić. Posłuszna jak wytresowany pies, zaślepiona miłością, naiwna. Trudno znaleźć w Agafe jakiekolwiek zalety. Autorka nie wysiliła się także przy kreowaniu bohaterów drugoplanowych. W ich zachowaniu i charakterze brakuje jakiejkolwiek oryginalności. Stereotypowy demon, bezsilny chłopak i nie wnoszące prawie nic do opowieści pozostałe kobiety. Widać, że autorce po prostu brakowało pomysłu na bohaterów. Nawet interakcje między bohaterami są sztuczne – przypominają raczej prostą grę komputerową niż powieść. W książce nie ma też żadnego przesłania. Autorka nie próbuje wpleść żadnych wartości ani poruszyć ważnych społecznych problemów. Jest to więc książka z gatunku „przeczytać – przeżyć – zapomnieć jak najszyciej".
Właściwie pierwsze, co rzuca się w oczy podczas czytania książki to koszmarne błędy edytorskie. Wydaje się jakby książka nie przeszła żadnej korekty redakcyjnej. Nie trzeba uważnie czytać, żeby zauważyć prawdziwe zatrzęsienie błędów stylistycznych i językowych. Miejscami autorka zdecydowała się także na wprowadzenie „nowej polszczyzny". Jest to idealny przykład na to, że nie początkującej pisarce po prostu nie wypada wydawać samodzielnie. Język używany przez Agnieszkę Jurszę jest nie mniej irytujący niż same postacie. Dziecinny, banalny, w niektórych momentach wręcz prostacki. Konstrukcja zdań także pozostawia wiele do życzenia i po prostu razi.
Autorka miała bardzo dobry pomysł na fabułę. Szkoda, że brakuje jej prawdziwych pisarskich zdolności i umiejętności zaciekawienia czytelnika opowieścią. Książka zaczyna się od niezrozumiałego wątku, który objaśniony jest dopiero w połowie. Agnieszka Jursza nie raczy szybciej przybliżyć nam postaci i ich historii – każe się domyślać. Akcja jest bardzo dynamiczna i przebiega zdecydowanie za szybko. Na jednej stronie jesteśmy w jednym pomieszczeniu, a na kolejnej w drugim... ale już w innym świecie. W książce możemy śledzić wiele wątków, ale żaden z nich nie jest odpowiednio rozbudowany, a niektóre nawet niedokończone. W ferworze wszystkich wydarzeń w pewnym momencie trudno połapać się kto jest kim – tym bardziej że imiona bohaterów są dziwne i trudne do wymówienia, co jeszcze bardziej zniechęca do czytania.
Mimo że akcja powieści dzieje się bardzo szybko, lektura niemiłosiernie się ciągnie. Miałam wrażenie, że czytam całą wieczność. Na półmetku byłam bliska odłożenia książki na półkę, ale z szacunku do wydawnictwa i redakcji, od której ją otrzymałam, a także dla dobra recenzji musiałam ją dokończyć. Chwile spędzone przy książce uważam jednak za zmarnowane. Powieść wylądowała na podium najgorszych książek, jakie czytałam. Nie polecam jej nikomu i wątpię, że kiedykolwiek spróbuję przeczytać inną książkę autorki.