Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Sztejer. Umarły Syn

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 3 votes
Wątki: 100% - 3 votes
Postacie: 100% - 4 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 4 votes

Polecam:


Podziel się!

Sztejer. Umarły Syn | Autor: Robert Foryś

Wybierz opinię:

Uleczkaa38

 VINCENT SZTEJER – zasłużona i legendarna już postać polskiej fantastyki, powraca oto z kolejną porcją swoich barwnych przygód! Powraca za sprawą premiery powieści „Sztejer. Umarły syn”, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Warbook. I jak moglibyśmy się tylko tego spodziewać, nie zabraknie w niej przygody, walki, przemocy i bardzo rubasznego humoru...

 

 Apokaliptyczny świat, ludzie i potwory, surowe prawa oraz znacznie częściej bezprawie.... - to właśnie codzienność życia Sztejera, który pałając się podejrzanymi zleceniami (z zabijaniem potworów i ludzi na czele), wiedzie swoją codzienność. I tak też przyjdzie mu kolejny raz zmierzyć się z demonami, wampirami, miejskimi gangami i innymi złymi ludźmi, stanąć oko w oko z pięknymi, rudowłosymi dziewczętami, a nawet poznać kobietę, która nie zna niczego innego, aniżeli śmierć i przemoc. Ot, można powiedzieć - kilka zwykłych tygodni z życia Vincenta Sztejera...

 

 Robert Foryś - autor cyklu o Sztejerze, oddał w nasze ręce opowieść będącą kwintesencją tej serii, gdzie to mamy z jednej strony codzienność bohatera z jego zuchwałymi przygodami, ale z drugiej też i bardziej złożoną intrygę fabularną, która tym razem zmusi Vincenta do odnalezienia się w skomplikowanej polityczno-przestępczej grze, która sprowadzi na niego wielkie niebezpieczeństwo, ale też i szansę na zacny zarobek. A poza tym..., a poza tym mamy tu akcję, walkę, seks i uwielbiane przeze mnie, czarne poczucie humoru Sztejera.

 

 Książkę tę można podzielić na dwie główne części - pierwszą, która skupia się na przygodach Vincenta w „terenie”..., jak i drugą, której akcja rozgrywa się w wielkim mieście Piołun. Z pewnością różnią się od siebie owe fabularne pola, ale oba charakteryzuje jakość, umiejętnie budowane napięcie i widowiskowość relacji, gdzie to zawsze coś się dzieje, a i nawet bardziej statyczne fragmenty oczarowują nas swoim mrocznym, bądź też komediowym klimatem. Na końcu mamy finał, który zapowiada ciąg dalszy tej historii...

 

 Vincent, ach ten Vincent... - jak go nie lubić wbrew zdrowemu rozsądkowi...? Wszakże mamy do czynienia z zabójcą, zawadiaką, kobieciarzem i co tu dużo mówić - bardzo nieokrzesanym facetem, którego osobista kultura pozostawia wiele do życzenia. Niemniej lubimy go za jego charakter, prosty system wartości i coś, co chyba w tej części jest szczególnie wyraźnie zaakcentowane - pokorę wobec życia i lat, których ma on już nieco na karku, oj ma...

 

 Świat powieści wciąż nas zaskakuje i intryguje w równie wielkim stopniu, ukazując swoją teraźniejszą, rodzącą się z apokaliptycznej pożogi i bardzo surową codzienność, ale też i odległą przeszłość - czyli naszą rzeczywistość, wymazaną za sprawą nuklearnej wojny. I mamy tu oczywiście takie rzeczy, jak potwory, zmutowane zwierzęta i ludzi oraz magię - choć tu warto zadać sobie pytanie, czy jest on tym, czym się wydaje, czy jednak czymś zupełnie innym? Całości obrazu dopełnia quasi średniowieczna sceneria z bronią palną w tle, jak i oczywiście brawurowo ukazane sceny walki, które wyglądają niezwykle realistycznie.

 

 To mocne fantasy dla dorosłego odbiorcy, gdzie to autor nie unika krwistych opisów, odważnych scen seksu i przekleństw, nie mówiąc o rzeczy wręcz oczywistej, czyli ukazanym bezprawiu i niesprawiedliwości na wielu polach. Jednakże takim musi być ten świat i ta jego literacka odsłona, gdyż w tak ponurym i tak dramatycznie doświadczonym miejscu, nie ma mowy o bajkowej scenerii rodem z pięknej baśni. Tu musi być brudno, strasznie i boleśnie, po prostu musi...

 

Lektura powieści jest dla nas wielką przyjemnością, wspaniałą rozrywką i emocjonująco spędzony czasem – inaczej być nie może z uwagi na osobę głównego bohatera, jego losy i pisarski kunszt autora. Znakomite jest także to, że po książkę tę może sięgnąć absolutnie każdy – nawet osoba nie znająca kompletnie tego cyklu, gdyż również i ona odnajdzie się bez trudu z zawiłościach fabuły. A wówczas będzie cieszyć się spotkaniem z klasycznym i zarazem wielce udanym, apokaliptycznym fantasy.

 

„Sztejer. Umarły syn” to powieść, która spełnia wszelkie pokładane w niej oczekiwania, nie zawodzi w żadnym względzie i na którą z pewnością warto było czekać. I pozostaje się nam tylko cieszyć z tego faktu, iż Robert Foryś znalazł nić porozumienia z Wydawnictwem Warbook, dzięki któremu to Vincent Sztejer powrócił z nieco przydługich wakacji, by siać zamęt i zniszczenie tak, jak tylko on to potrafi. Polecam i zachęcam was do sięgnięcia po ten tytuł – naprawdę warto!

Michał Lipka

  Moja przygoda ze Sztejerem zaczęła się nietypowo, bo od ostatniego tomu. Tomu, który dało się czytać bez znajomości poprzednich, ale nie miało to znaczenia. Tak, jak wcześniejsze teksty autora, które – na szczęście nieliczne – miałem okazję czytać, do mnie nie trafiły, tak nie trafiło i to. Ale postanowiłem dać „Sztejerowi” jeszcze jedną szansę, w końcu jakimś tam statusem się cieszy i… Nie, na kolana nie padłem, nie olśniło mnie nagle, jednak czytało się to wszystko nieco lepiej i myślę, że fani męskiej, niewymagającej literatury z fantastycznym zacięciem znajdą tu coś dla siebie.

 

Doszło do Zagłady. Znany nam porządek rzeczy został wywrócony. Wartości tak samo. W tym świecie, gdzie dobro i zło nie są już tym, czym dawniej, gdzie rozmyła się ta granica między nimi, nic nie jest takie, jak wcześniej. I tu na scenę wkraczają tacy ludzie, jak Sztejer, który walczy, który zabija. Jego wrogowie są różni, w końcu są tu i mutanci, i Ojcowie z Torunium, Szkarłatni Kapłani z Piołunu i wielu, wielu więcej. A jakoś trzeba w tym świecie przeżyć. A co więcej, jeszcze jakoś sobie radzić…

 

Kiedyś Stephen King napisał słowa „Człowiek w czerni uciekał przez pustynię, a rewolwerowiec podążał w ślad za nim” (cytuje z pamięci, mogą więc nie być dokładne) i uznał to za najlepszy początek książki, jaki kiedykolwiek wyszedł spod jego ręki. Foryś w „Szrtejerze” pisze „Nazywam się Vincent Sztejer i zabijam dla srebra. To wszystko, co na razie powinniście o mnie wiedzieć. Wierzchem dłoni otarłem pot z czoła i zmrużyłem oczy…” i to jest zły początek. W tym momencie powinienem przestać to czytać, bo skoro autor tak bardzo nie potrafi władać piórem ani operować słowem, szkoda mojego czasu na jego prozę. Jest tyle o niebo lepszych książek, które mógłbym w tym czasie przeczytać, prawda? Ale czasem trzeba, więc brnąłem i…

 

Właśnie, początek zniechęca, ale dalej jest lepiej. Czy dużo? Tego bym nie powiedział, bo to proza bardzo prosta, skrajnie niewymagająca. Literatura kobieca ma harlequiny, to taka najniższa półka, na której postawiłbym też erotyki. Nieco wyżej są pulpowe powieści obyczajowe, mniej tandetne, ale jednak wyrugowane intelektualnie. I „Sztejer” właśnie zajmuje takie miejsce, jak one tylko po męskiej stronie literackiej wnęki. Nie jestem fanem ani jednej, ani drugiej kategorii, bo dobra książka, taka naprawdę dobra, nie poddaje się żadnym ograniczeniom. Niezależnie od płci i czasów, niezależnie od wykształcenia i oczytania – że odniosę się tym samym do pewnych popularnych ostatnio słów, że literatura jest nie dla idiotów – naprawdę dobra literatura potrafi poruszyć coś w każdym, do czegoś skłonić, zachęcić. A dobry autor, jest w stanie tak skroić swoje dzieło, żeby i tego oczytanego, zapoznanego z szerszym kontekstem, i tego zupełnie zielonego czytelnika bez ambicji nie tylko zachwycić i poruszyć emocjonalnie, ale i trącić jakąś intelektualną strunę, gdzieś w nim tkwiącą. A „Sztejer” we mnie nic nie trącił, nic nie poruszył. Po prostu był.

 

Akcja, proste postacie, prosto wykreowany świat, który czasem ma ciekawy klimat, ale jakoś za mało tu swojskości, jak na swojski twór, a zarazem i mało obcości, jak na te realia, w jakich porusza się autor. Stylistycznie zaś nic mnie tu nie stymulowało, nic nie porywało. Wszystko wydawało się powierzchowne, momentami naprawdę niezłe, częściej jednak jakieś takie niewprawne, rzemieślnicze, pozbawione uczucia, serca, też i niedopracowane. Do tego wyglądające czasem, jakby to miał być scenariusz gry komputerowej z bardzo prostą fabułą. A i odarte z realizmu na dokładkę. Nie przekonało mnie to, może innych kupi, są w końcu fani tej serii, ale ja już do świata Sztejera raczej nie wrócę.

Panna Zuzanna

  Lubię polską literaturę fantasy, ale ilekroć po nią sięgam, większość książek porównuję do historii stworzonych przez trzech autorów. Albo szukam punktów stycznych z Andrzejem Pilipiukiem, którego lubię, albo z Andrzejem Sapkowskim, którego uwielbiam, albo na koniec z Krzysztofem Piskorskim, którego jestem kimś w rodzaju psychofanki. Bez porównań nie obyło się więc i tym razem, gdy w moje ręce wpadła książka Roberta Forysia „Sztejer. Umarły syn”, a konkretnie tom 1 powieści. I choć po tym spotkaniu moje top 3 pozostaje niewzruszone, mimo to uważam książkę za całkiem niezłą. Ale o tym za chwilę.

 

Tytułowy Sztejer, to bohater, czy może raczej ktoś w rodzaju antybohatera. Jest, jak określa sam siebie, facetem od mokrej roboty. Walczy z potworami i ludźmi, którzy ośmielą się stanąć na jego drodze lub na których otrzymał zlecenie. Życie. Brudna i mokra robota to w jego świecie nic nadzwyczajnego. Dzień jak co dzień, można powiedzieć, bo w świecie w którym żyje Sztejer nie ma miejsca na dobro, czy zło, a jedynie jest walka o przetrwanie. Uważać trzeba tu na wszystko i na wszystkich, bo każdy może okazać się wrogiem. W tak pozbawionym zasad uniwersum przyszło żyć Sztejerowi. Facetowi, którego jedyną zasadą jest nie dać się zabić. I tu pojawiać zaczęło mi się natychmiast mnóstwo porównań z historiami stworzonymi przez mistrza Sapkowskiego. I choć Sztejera czyta się lekko i przyjemnie, to jednak w porównaniu z moim ulubionym Sapkowskim, wypada blado. Nie jest jednak źle. Fani gatunku z pewnością będą zadowoleni z ilości ciekawych wydarzeń, jakie rozgrywać będą się na kartach powieści. Mnóstwo zwrotów akcji sprawia, że nie można się nudzić, jednak to, co mierziło mnie przy czytaniu, to brak świeżości i oryginalności. Czytając, masz wrażenie, że to już gdzieś było i już o tym gdzieś słyszałeś. Niemniej jednak, lektura jest przyjemna, pomimo dość nieprzyjemnych okoliczności świata i przyrody.

 

Książka z pewnością przeznaczona jest dla czytelników 18+. Uważam, że tego typu oznaczenia powinny zacząć znajdować się na książkach, podobnie jak na oglądanych filmach, czy grach. W przypadku Sztejera ważne jest to podwójnie. Poza dość obrazowo przedstawianymi brutalnymi scenami walk, w których krew leje się strumieniami, a flaki wypadają z bebechów hurtem, mnóstwo tu mocnych scen erotycznych, niekoniecznie tych, które określilibyśmy subtelnymi i romantycznymi. Słowem trup ściele się gęsto, a gołe dupy i cycki to jedynie namiastka tego, z czym będziecie mieć do czynienia. Zdecydowanie nie są to moje klimaty i nie zrozumiem nigdy sensu takiego brutalizmu języka, przesadnej dosłowności i nadmiernego epatowania flakami. OK, rozumiem, że w świecie, o którym pisze Robert Foryś, bohaterowie nie będą mówić Mickiewiczem, niemniej jednak tu mamy zdecydowany przesyt. W moim odczuciu nadmiar dosłowności i brutalności zniszczył to, co w tej historii jest najpiękniejsze – samą opowieść. Zamiast skupiać się na akcji, myślałam o kolejnych obrzydliwych scenach, których w pewnym momencie miałam przesyt. A szkoda, bo pióro autora jest naprawdę lekkie i może się dobrze czytać. Jak dla mnie niestety, język jest zbyt dosadny, a tego nie lubię, bo niszczy klimat i autentyczność.

 

Książkę jednak ogólnie polecam. To całkiem dobra pozycja, którą można przeczytać w 1 dzień. Przeczytać i w moim przypadku zapomnieć, bo nie jest to nic, do czego będę chciała wracać.

Cassiopeia

  Kim jest Vincent Sztejer? Poznajemy go, kiedy nad brzegiem rzeki cierpliwie czeka na pojawienie się utopca, nęcąc go przestraszoną kozą. I tak dowiadujemy się, że Sztejer jest, najprościej mówiąc, zabójcą na zlecenie. Nie jest dla niego ważne, czy ma zabić człowieka, zwierzę, potwora, mutanta – jak dostanie za to zapłatę, to zadanie wykona. Brzmi może brutalnie, ale taki właśnie jest świat powieści „Sztejer. Umarły syn” – nie ma tu miejsca na sentymenty i rozterki moralne. Najważniejsze jest przetrwanie. A Sztejer jest w tym mistrzem, można tak to ująć. Ma za sobą przeszkolenie w klasztorze, błyskawicznie się regeneruje i za pomocą pewnych sztuczek może wyostrzać swoje zmysły. Idealna maszyna do zabijania. Do tego cyniczny, przebiegły, inteligentny.

 

Powieść opowiada, jak pewnie się każdy domyśla, o jego przygodach: kolejnych zleceniach i tarapatach, w które się ładuje, a w których zawsze krew leje się strumieniami. Tu uwaga – książka jest dla pełnoletniego czytelnika, bo autor nie szczędzi mu zarówno brutalnych opisów przemocy, jak i bezpośrednich pokazów karczemnej erotyki. Tom podzielony jest na dwie części. W pierwszej, zatytułowanej jak całość „Umarły syn”, podążamy za Sztejerem przez zniszczony Zagładą świat i oglądamy awantury, w których bohater bierze udział. Ta część kojarzy się trochę ze zbiorem opowiadań, które mają nas wprowadzić w klimat powieści i zaznajomić z bohaterem. W części drugiej – zatytułowanej „Piołun” od miasta, w którym toczy się akcja – dostajemy już trochę bardziej wyważoną historię, bo powieść skupia się na jednym wątku carskiej intrygi, w którą Sztejer zostanie uwikłany. Fabularnie ta część podobała mi się o bardziej – gry polityczno-przestępcze, wojny gangów, zwroty akcji to jednak cos, co bardziej przypada mi do gustu od włóczenia się po świecie i zabijania kolejnego potwora.

 

Interesujący jest świat zaserwowany przez autora. Na początku oczyma wyobraźni widzimy zabijakę w średniowieczo-podobnym plenerze i potwory takie jak utopiec umieszczają nas w znanych, typowych klimatach fantasy. Po chwili okazuje się, że bohater ma dostęp do broni palnej – osobiście nie lubię takich połączeń, ale idźmy dalej. Jak się wkrótce dowiadujemy, ten świat jest tak naprawdę naszą przyszłością, a wygląda tak jak wygląda – czyli cywilizacja cofnęła się technologicznie do czasów średniowiecza, a po ziemi panoszą się potwory i mutanty – z powodu nuklearnej wojny. Powieść łączy więc klasyczną atmosferę średniowiecznego fantasy z post-apokaliptycznym odcieniem. Taki mariaż klimatów wychodzi autorowi bardzo udanie, pomimo mojego początkowego sceptycyzmu.

 

Niestety, w ogólnym rozrachunku, „Sztejer. Umarły syn” był dla mnie ciężki do przełknięcia. Brak oryginalności przede wszystkim w postaci głównego bohatera, ale też i w jego przygodach, ciągłe uczucie, że to wszystko już było, mocno nadwyrężyło pozytywny odbiór lektury. Łączę to z miałkością fabuły i ogólnie typem literatury, z jaką tu mamy do czynienia. Michał Lipka, recenzując tę książkę, napomknął o harlequinie; nie porównał „Umarłego syna” do harlequinu, ale ja bym właśnie poszła w tę stronę – jak dla kobiet najniższym typem książki-odmóżdżacza jest taśmowy romans z wtórną fabułą, celujący tylko w miłosne uniesienia, tak dla mężczyzn będzie to sztampowy ciąg wydarzeń walka-regeneracja-kopulacja. Szybka, lekka lektura z licznymi przygodami i akcją, która goni akcję. Mimo że styl autora mi się podoba, ciężko mi było przełknąć ten tom z uwagi na generalny odbiór jako literatury mało ambitnej. Ale z ciekawości po Forysia jeszcze sięgnę, tylko już daruję sobie cykl o Sztejerze.

 

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial