Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Moja Długa Droga Do Wolności

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 5 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Moja Długa Droga Do Wolności | Autor: Hanka Nerdoni

Wybierz opinię:

Aneta Sawicka

Bardzo lubię czytać historie napisane przez życie. Choć oczywiście zwykle sięgam po fikcję literacką, to od czasu do czasu lubię zagłębić się w autentyczne wspomnienia ludzi, którzy przeżyli w życiu wiele. Ludzkie losy często bywają o wiele ciekawsze niż wymyślone opowieści. Bez wątpienia jedną z bardzo ciekawych, choć trudnych historii jest książka "Moja długa droga do wolności" napisana przez panią Hankę Nerdoni. Pani Hanka zdecydowała się opowiedzieć czytelnikom o swoim wzrastaniu w wierze Świadków Jehowy i o tym, jak wyzwoliła się spod jarzma tej religijnej organizacji.

 

Świadkowie Jehowy to bardzo specyficzna religia, o której już kilka razy miałam okazję czytać. Kilku Świadków poznałam również osobiście i widziałam, że bardzo różnią się od reszty społeczeństwa. Dzięki książce pani Hanki Nerdoni miałam okazję zajrzeć w głąb tej religijnej organizacji i zobaczyć, jak to wszystko wygląda od środka.

 

W swojej książce autorka dzieli się z czytelnikami historią swojego życia. Na początek opowiada o swoim trudnym dzieciństwie, którego duża część miała miejsce na Syberii, gdzie mała Hanka została zesłana razem z bratem i ciotką, która opiekowała się nimi pod nieobecność rodziców. Po kilku latach niewoli rodzina ponownie mogła się połączyć i przybyć do Polski. Wtedy też rodzice wzięli się za religijne wychowanie dzieci. Ponieważ rodzice pani Hanki byli fanatycznymi wyznawcami Jehowy swoje dzieci postanowili wychować zgodnie z doktryną tej religii.

 

Dla młodej Hanki oznaczało to konieczność uczestniczenia w zebraniach religijnych i wychodzenia do ludzi, których próbowano nawrócić. Przynależność do wspólnoty Świadków Jehowy powiązana była również z wieloma kategorycznymi zakazami- zakaz tańców i uczestniczenia w zabawach, przyjaźnienia się z osobami spoza wspólnoty, zakaz ubierania się czy malowania w określony sposób. Dla młodej dziewczyny były to bardzo trudne, jednak Hanka była gorliwą wyznawczynią swojej wiary i choć wiele rzeczy jej się nie podobało, to nie podnosiła sprzeciwu. Sytuacja zaczęła zmieniać się dopiero wtedy, kiedy pani Hanka dorosła i założyła swoją rodzinę. Wtedy zaczęła zauważać coraz więcej nieprawidłowości i hipokryzji panującej wśród Świadków Jehowy. Długo jednak nie potrafiła kategorycznie odciąć się od swojej wiary. Dopiero po długim czasie zdecydowała się odejść ze wspólnoty.

 

W książce "Moja długa droga do wolności" pani Hanka Nerdoni opowiada przejmującą historię tego, w jaki sposób fanatyzm religijny może wpłynąć na życie człowieka. Obnaża organizację Świadków Jehowy, pokazuje jak wiele nieprawidłowości i kłamstw jest tam obecnych. Pokazuje hipokryzję wyznawców i chciwość osób, które zarządzają całą wspólnotą. Jak sama mówi- niczego nie ukrywa, nie koloryzuje, nie wymyśla, przedstawia czytelnikom całą prawdę o swoim życiu i funkcjonowaniu wspólnoty do której należała przez większość swojego życia.

 

Książka dotyka bardzo trudnego tematu. Jest wstrząsająca, wzbudza zdziwienie, ale także współczucie wobec osób, które tak bardzo dały się omotać przywódcom swojej religii. To książka, która pokazuje jakie "pranie mózgu" przechodzą Świadkowie Jehowy i jak wiele ograniczeń nakłada na nich religia. To przejmujące świadectwo osoby, która pomimo trudności znalazła w sobie odwagę, aby opowiedzieć światu o swoich trudnych doświadczeniach i doznanych krzywdach.

 

Książka jest krótka, liczy zaledwie 130 stron. To bardzo interesująca lektura, którą polecam wszystkim osobom chcącym dowiedzieć się czegoś więcej o wspólnocie Świadków Jehowy i założeniach tej religii.

upupa_epops

 Sięgnęłam po tę pozycję kierowana ciekawością. Chciałam zweryfikować niezliczoną ilość legend i mitów którymi obrósł ten ruch. Relacja z pierwszej ręki wydawała się do tego idealna.

 

Książka rozpoczyna się od kilku stronnicowego prologu, mającego wprowadzić czytelnika w świat Świadków Jehowy, jednak podane tam informacje, są bardzo oszczędne. Po tym krótkim rozdziale wstępnym autorka rozpoczyna opowieść właściwą: o rodzicach, bracie, o wysokich wyrokach dla Świadków Jehowy zasądzanych w radzieckich, stalinowskich sądach i wreszcie o zsyłce rodziców do łagru z tym związanych: ojca na 25 lat, matki na 10. Opowiada też w jaki sposób ona i jej brat, razem z ciotką, która nie przynależała do grupy Badaczy Pisma zostali zesłani na Syberię. O tym, ze był to czas traumatyczny dla autorki, o którym chciała opowiedzieć czytelnikom może świadczyć fakt, że zajmuje ona czwartą część całego utworu.

 

Kiedy scalona rodzina, po ponownych procesach, związanych z odwilżą po śmierci Stalina, spotyka się i wyjeżdża wspólnie do Polski, rozpoczyna się właściwa historia życia rodzinnego i społecznego naznaczonego przynależnością do Świadków Jehowy. Autorka opisuje wiele trudności, których doświadczała najpierw jako uczennica szkoły średniej, a potem młoda pracownica biurowa. Opowiada między innymi o tym, jak uciekła na zwolnienie lekarskie przed studniówką tylko z tego powodu, że taniec jest dla wyznawców zabroniony, albo jak na spotkaniu z grupą znajomych musiała kłamać, że tańczy, bo właśnie w rodzinie umarł ktoś bliski. Seria nakazów i zakazów była wyraźnie określona, choć ginie to nieco w całej opowieści. Autorka jakby mimochodem mówi o tym, że nie obchodziło się urodzin, nie ubierało choinki i nie obchodziło Bożego Narodzenia.

 

Wiele w książce jest wątków osobistych, rodzinnych, daje się wyczuć, że Hanka Nerdoni próbuje rozliczyć się z trudną historią rodzinną. Wyczuwalne są wyrzuty sumienia, kiedy opisuje moment wyjazdu do Niemiec, ale też trudna relacja z bratem, poczucie nierównego traktowania obojga dzieci przez ojca. Opowieść o romansie z Arabem bez imienia (bo nie wymienia go w całej książce), jakby z jednej strony chciała w swoisty sposób się wyspowiadać przed światem, z drugiej wymazać ze wspomnień tego człowieka. Historia ta, nie dotyczy zupełnie głównego wątku książki i równie dobrze ten okres czasu mógłby mieścić się w stwierdzeniu: „w czasie gdy przeżywaliśmy z mężem z kryzys i przez jakiś czas nie byliśmy razem. Tylko, że wtedy nie odbyłoby się swoiste katharsis autorki.

 

To czego brak mi w książce, to rzetelna informacja dotycząca samego wyznania, tego dlaczego, żaden z kościołów chrześcijańskich wschodnich i zachodnich, nie uznaje Świadków Jehowy jako kościoła chrześcijańskiego właśnie? Odpowiedź da się wytłumaczyć jednym zdaniem: otóż Badacz Pisma Świętego, nie uznają Trójcy Świętej, co stoi w sprzeczności z ideą, co do której zgodne są kościoły zachodnie, jak i cerkwie Wschodu. Kościoły czasem idą dalej mówiąc, że traktują tę organizację jak sektę, co ma sens zważywszy na głębokie zniewolenie wyznawców, próbę docięcia od świata zewnętrznego itd.

 

Czuję również pewnego rodzaju niedosyt, jeśli chodzi o informacje na temat tej organizacji w Polsce, jej struktury, rozczarowaniem jest brak tych informacji.

 

Być może dlatego, że utwór ma charakter pamiętnikarski, jest potokiem wspomnień, rozliczeniem z życiem, przeszłością i ludźmi którzy przewinęli się przez życie autorki. Ileż to razy można usłyszeć od osób, którym udało się dożyć słusznego wieku: „ja to miałam/em życie, gdybym umiał pisać, to bym książkę napisała/ł”. I pewnie to samo przyświecało Hance Nerdoni.

 

W epilogu jeszcze krótszym niż prolog autorka pisze, że cel który jej przyświecał to przestrzeżenie innych osób przed zaufaniem Świadkom Jehowy i wejściem do tej organizacji. Mam jednak nieodparte wrażenie, że w gruncie rzeczy nie o to chodziło, a jedynie o rozliczenie się z przeszłością.

Atypowy

  Lubię czytać autobiografie, a ta szczególnie mnie zainteresowała, ponieważ jest to świadectwo osoby, która wiele lat spędziła w organizacji Świadków Jehowy. Autorka obiecuje, że „w książce tej niczego nie dodaje, nie przesadza, nie upiększa – wszystko jest oparte na prawdzie”. Dlatego przymknąłem oko na kiepską jakość wydania tej pozycji oraz dziwny dobór fontu, który w trakcie czytania męczył oczy i z entuzjazmem postanowiłem poznać „długą drogę do wolności” jaką musiała przebyć Hanka Nerdoni. Szczęśliwie sama książka do długich nie należy, ponieważ po względnie niezłym początku, z każdym kolejnym rozdziałem stawała się po prostu „gorzkimi żalami” kobiety, która czuje się (i pewnie faktycznie jest) pokrzywdzona przez organizację Świadków Jehowy.

 

Zacznijmy od tego, że szczerze współczuję autorce wszystkiego przez co przeszła w swoim życiu. Nie ma na tym świecie sprawiedliwości, a wyraża się to choćby w nierównym starcie jaki mamy. Mówi się, że rodziny się nie wybiera, i bez wątpienia jest to prawdą. Nie wybiera się też miejsca, w którym przychodzimy na świat, co przecież tak mocno determinuje resztę naszego życia.

 

Hanka Nerdoni miała trudne dzieciństwo. Urodziła się na Białorusi i dość szybko została rozdzielona z rodzicami, ze względu na prześladowania jakie dotknęły Świadków Jehowy. Najpierw ojciec, a w kolejnym roku także matka, zostali skazani na wieloletni pobyt w łagrach na Syberii. Również autorka, wraz z bratem i opiekującą się nimi ciotką, zostali wysiedleni. Przejmujący jest opis wielotygodniowej podróży bydlęcym wagonem w głąb kraju, po tym jak dostali raptem kilka godzin na spakowanie skromnego dobytku. To co spotkało Hankę Nerdoni można określić mianem gehenny i bez wątpienia odbiło się to na całym jej życiu. Ogromnie była krzywdzona nie tylko przez aparat socjalistycznego państwa, ale również przez najbliższych. Autorka pisze o tym otwarcie, bez ogródek, wspominając nawet gwałty, których doświadczyła ze strony starszego o kilka lat brata. Ciężko było o tym czytać bez łez w oczach. Jednak szczere współczucie dla autorki to zbyt mało, aby uznać tę książkę za dobrą.

 

Miałem nadzieję, że dowiem się więcej o funkcjonowaniu organizacji Świadków Jehowy „z pierwszej ręki”, od kogoś kto całe dekady był jej aktywnym członkiem. W pierwszych rozdziałach autorka faktycznie podaje trochę konkretnych danych i zarys historyczny. Oficjalnie organizacja tazrzesza w Polsce około 120 tysięcy członków. Ja osobiście zetknąłem się z wieloma osobami, które kształtowane były przez nauczanie w Salach Królestwa. Stąd zdecydowałem się na lekturę tej autobiografii – by lepiej zrozumieć jak to jest być członkiem tej organizacji. Nie czuję jednak aby lektura ta wniosła do mojej świadomości coś ponad to, co już w niej było.

 

Niespójność autorki nie pozwala ocenić mi tej książki wyżej. Druga część „Mojej długiej drogi do wolności” to de facto użalanie się Hanki Nerdoni nad niesprawiedliwym losem jaki ją spotkał. Praktycznie wszyscy są źli, znikąd pomocy, a wśród Świadków Jehowy jedynie obłuda, kłamstwo i nastawienie na pieniądze. Czy świat jest tak zero-jedynkowy? Co prawda autorka pisze o swoich życiowych błędach, ale zdaje się nie dostrzegać własnej hipokryzji, gdy bez problemu zarzuca ją tak wielu ze swojego otoczenia. Wdała się w internetowy romans ze znacznie młodszym arabem, następnie porzuciła (na kilka lat) swojego męża i dziecko, przenosząc się do kochanka – ale z przemyśleń autorki wynika jedynie, że nie potrafi zrozumieć i wyjaśnić „tej afery”, a między wierszami wyczuwamy, że winni temu byli inni, w tym Świadkowie Jehowy.

 

Hanka Nerdoni wyraża wielokrotnie oburzenie, że inni członkowie organizacji prowadzili podwójne życie, sama jednak otwarcie pisze o tym, że przez wiele lat pracy, nikt w zatrudniającej jej firmie nie domyślił się nawet jej wyznania. Wymyślała kłamstwa, aby unikać np. firmowych potańcówek. Wynika z tego (i innych przytoczonych faktów), że autorka de facto nigdy nie wierzyła w to co głoszą Świadkowie Jehowy, a mimo to uparcie przez lata trwała w tej organizacji. Czy to też nie jest swoistą obłudą?

 

Współczuję autorce tego co przeżyła w swojej młodości. Nie zyskała jednak mojej sympatii ze względu na podwójne standardy, którym wielokrotnie dała wyraz w tej niedługiej przecież książce. Wraz z mężem i córką wyemigrowała do Niemiec w poszukiwaniu lepszego, wygodniejszego życia. Opisuje wiele frustracji związanych z tym, że nie otrzymała pomocy, której oczekiwała. Nie przeszkadza jej to jednak w innej części książki narzekać na emigrantów zarobkowych, którzy „zabrali pracę” innym, gdy wraz z córką szukała lepszego życia na Cyprze:

 

„Kiedy Polska a później Rumunia i Bułgaria weszły do Unii Europejskiej, przybyła z tych krajów na Cypr masa ludzi, którzy zabrali pracę innym. Kiedy Reza miał poprzednio dniówkę osiemdziesiąt euro netto, tamci zgadzali się pracować za trzydzieści euro netto. Życie na Cyprze stało się niemożliwe.”

 

Autorka sporo pisze o pieniądzach, co świadczy o tym jak wielką wagę do nich przywiązuje, nawet jeśli twierdzi inaczej. To przypomina mi moje spotkanie z pewnym człowiekiem przed laty, który wielokrotnie zapewniał mnie, że „nie przeszkadza mu to, iż nie jestem katolikiem”. Mi zupełnie nie przeszkadzało to, że on jest katolikiem, ale nie musiałem przecież tego mówić. Gdy jednak w przeciągu dwóch godzin po raz czwarty składał tą deklarację wspaniałomyślności, zrozumiałem, że jednak stanowi to dla niego duży problem. Hanka Nerdoni zapewnia, że nie jest mściwa, jednak jej autobiografia jednoznacznie wskazuje na to, że w jej sercu wciąż jest wiele żalu, który nie znalazł ukojenia. Może książka jest próbą rozliczenia się z przeszłością? Nie czuję jednak aby znalazła ona faktycznie drogę do wolności, przynajmniej w temacie „odpuszczenia naszym winowajcom”. W książce znajdziecie wiele fragmentów typu:

 

„Druga operacja odbyła się po kilku latach, w klinice. Było podejrzenie raka, ale na szczęście okazał się niezłośliwy. W ciągu czternastu dni pobytu tam odwiedziło mnie jedno małżeństwo ze zboru na dzień przed wypisaniem mnie do domu. Takie zachowanie bolało, bardzo bolało. Nie jestem mściwa, daleko mi do tego, mściwość nie należy do cech mego charakteru. To, co opisuję, jest przedstawieniem prawdy, obnażeniem religii, która mieni się być religią prawdziwą.”

 

„Nie muszę wspominać, że ludzie osiadli od dawna w Niemczech, nie mówiąc już o Niemcach, prawie wszyscy mają samochody. Chodziliśmy jakiś czas pieszo na zebranie – godzinę w jedną stronę i godzinę z powrotem. Oni po zebraniu wsiadali do aut po dwie, trzy osoby i machali rączkami, wołając: Tschuss! Serce bolało, widząc pięcioletnie dziecko maszerujące swoimi małymi kroczkami. Dlatego później kupowaliśmy bilet, co przy skromnej pomocy, jaką otrzymywaliśmy, było dla nad dużym obciążeniem.”

 

Co z tego, że autorka twierdzi, iż nie jest mściwa, skoro sama decydując co w jej mniemaniu jest najważniejsze dla prezentowanejautobiografii, decyduje się nas poinformować o tym, że po emigracji do Niemiec, jej ojciec oddał na wieś porzuconego przez nią psa i …:

 

„Pies za jakiś czas został zastrzelony przez sadystę milicjant, bez żadnego powodu. Po 2000 roku dowiedziałam się, że ten milicjant zginął w wypadku samochodowym. To był człowiek, a Cezar był tylko psem, ale naprawdę odczułam jakąś satysfakcję, że chyba spotkała go zasłużona kara”.

 

Ja wstydziłbym się pojawienia takich myśli, a co dopiero umieszczenia ich w swojej autobiografii, która została przecież zadedykowana „wszystkim, którzy chcieliby poznać prawdę o organizacji Świadków Jehowy”.

Andżelika Horbowicz

  Propozycja Hanki Nerdoni to jej droga do wolności odnoszącej się do religii. Hanka jak jej cała rodzina była świadkami Jehowi. Można powiedzieć, że w czasach, gdy wraz ze swoim rodzeństwem była młodziutka nie do końca był to jej wybór, a rodziców. Historia opisana przez autorkę chwilami mrozi krew w żyłach i ukazuje prawdziwe życie, jako świadkowie Jehowy. Jej tytułowa droga do wolności nie była łatwa, jej rodzina została rozdzielona właśnie przez wiarę. Przed dłuższy czas wychowywała ich ciotka. Bohaterka nie raz opisuje, że wstydziła się chodzenia po domach i głoszenia, którą jej nakazywano. Bycie świadkiem Jehowy to stałe wyrzeczenia. Czy gdyby jej rodzina nie należała do organizacji ich życie potoczyłoby się zupełnie inaczej? Być może.

 

Widząc książkę o organizacji świadków Jehowy i o życiu w niej pokładałam wielkie nadzieje na to, że poznam bliżej tą organizacje, o której jest wiele nieprzychylnych opinii. Będąc chrześcijanką czytanie tej powieści miało mi pomóc zrozumieć ludzi, którzy dołączają do niej. Można jednak stwierdzić, że zawiodłam się. Oczekiwałam zupełnie, co innego niż otrzymałam. W opowieści jej bardzo dużo historii. Być może stąd jest moja niska ocena, gdyż nie lubię czytać historycznych rzeczy. Liczyłam na więcej opisów odczuć autorki jak i nakazów i zakazów, jakie musiała stosować w tej organizacji. O wielu już wiedziałam. Jedno musze przyznać, że autorka tej książki nie miała łatwego życia i czytałam to nie raz z bólem w sercu, przez co jedna osoba musiał przejść. A także zadawałam sobie pytanie: Czy to nie za dużo na jedną osobę? A także czy jakby jej rodzina nie należała do tej organizacji czy jej życie byłoby inne? Te i wiele pytań towarzyszyło tej książce.

 

Myślę, że książka ta to swoista terapia Hanki Nerdoni, by uporać się z przeszłością. Nie jest to pozycja, którą czyta się lekko, gdyż same sytuacje w niej opisane nieraz przysparzają gęsiej skórki. Jest to tragedia rodziny, która należała do organizacji świadków Jehowy. Warto jednak dodać, że taka pozycja jest potrzebna, by ukazać, że organizacja ta nie do końca myśli o dobru drugiego człowieka jak powinno być, a sprawy niewygodne dla niej zamiata pod dywan. Jest to organizacja niedająca wolności wyboru, a zakazy i nakazy pod groźbą wydalenia z niej, a co za tym idzie odtrącenia się rodziny i znajomych. Wiele z ludzi, którzy zdecydowali się wstąpić do tej organizacji są w niej jedynie ze strachu przed brakiem kontaktu z rodziną.

 

Bardzo wzruszająca była dla mnie ostatnia część książki, gdzie autorka opisuje swoje emocje widzące wszystkich ludzi „głoszących dobrą nowinę”, a także jej ukazanie prawdy o pandemii. Świadkowie Jehowy zawsze twierdzą, że jedynie oni zpstaną na świecie. Jednak w pandemii i ich dotykała śmierć. Co wobec tego mówiono im na spotkaniach? Jak się z tego wymigiwali? To wszystko jest niepowtarzalne i zarazem oburzające, że w dzisiejszym świecie są ludzie, którzy wierzą w takie organizacje, a zarazem nie ma prawa, by ona nie istniała. Nadzieja autorki, że Bóg jej nie odtrąci na sądzie ostatecznym jest poruszająca. Najważniejsze w całej historii jest to, że udało się jej być w końcu wolnym człowiekiem, a przede wszystkim, że udało jej się wejść na drogę do wolności.

Magdalena Szczepańska

  Jeżeli szukacie książki na jeden wieczór i opowiadającą o prawdziwych zdarzeniach, polecam właśnie tę. Dodatkowo jest to książka o niebanalnym temacie. Szczera, odzierająca kwestię organizacji religijnej z tajemnicy i „boskości”.

 

Napisana jest przez kobietę, która przez pół wieku była Świadkiem Jehowy. Książka jej jest świadectwem na temat sytuacji panującej wewnątrz tej organizacji.

 

Pani Hanka, a właściwie Galina, urodziła się na terenie Białorusi. Gdy była mała, jej rodziców zabrano do łagru w Kazachstanie, ze względu na wyznawaną religię. Ciotka, pod której opieką została dziewczynka, nie była Świadkiem, dlatego edukacja religijna dziewczynki tak naprawdę zaczęła się, gdy miała 11 lat. Ojciec wrócił wtedy z obozu pracy i jako zagorzały wyznawca, kładł duży nacisk na zasady wprowadzane przez "Ciało Kierownicze".

 

Ciałem kierowniczym jest kilku mężczyzn, którzy tak naprawdę pełnią władzę absolutną w organizacji. Jednak Hanka obnaża szczerą prawdę - ci ludzie interpretują Biblię w taki sposób, w jaki im aktualnie wygodnie. Gdy ich rzekome przewidywania się nie sprawdzają, winę zrzucają na wiernych, jakoby źle zrozumieli ich przekaz. Wprowadzają nikomu nie pomagające zakazy i nakazy. Na przykład komu szkodzi taniec? Tymczasem nawet na własnym weselu nie można tańczyć! Komu szkodzi obchodzenie jakichkolwiek świąt? Komu służy słuchanie dwugodzinnych wywodów 3 razy w tygodniu? Nawet małe dzieci muszą uczestniczyć w tych spotkaniach-nudnych i nie wnoszących niczego do życia "braci" i " sióstr"? Autorka obala również mitmiłości, współpracy i wzajemnej pomocy w zgromadzeniu. Pisze, że w trudnych sytuacjach życiowych, nikt z współwyznawców jej nie pomógł. Nigdy. Każda pomoc, jakiej zaznała, była skierowana od ludzi "ze świata", przed którymi ostrzegało ciałom kierownicze. Ludźmi że świata nazywa się osoby nie będące Świadkami Jehowy. Zakazuje się nawiązywania z nimi głębszych więzi. Nie mogło byćmowy o przyjaźni, a już szczególnie o miłości i małżeństwie. Można wiązać się tylko z osobami będącymi Świadkami.

 

Edukacja również nie jest według ciała kierowniczego potrzebna. Po co studia? Wystarczy szkoła zawodowa. Studia wiążą się z wyjazdem z domu rodzinnego, co zbyt mocno zmniejsza wpływ wspólnoty na daną osobę. W wielkim świecie jest zbyt duża wolność. Zbyt nieskrępowane poglądy. Przez to młodzi ludzie zaczynają widzieć, że istnieje inne życie, odmienne od życia we wspólnocie Świadków Jehowy. Zaczynają myśleć samodzielnie, uniezależniać się. Chcą być wolni, to przecież naturalne prawo i dążenie każdego człowieka.Jednak ciału kierowniczemu zależy na tym, by "pranie mózgu", którym fundują podwładnym działało jak najdłużej. Stąd zakazy dotyczące zabaw i kontaktów z "ludźmi ze świata". Zadziwiające jest to, jak bardzo ludzie są podatni na to pranie mózgu. Autorka sama się dziwi, jak mogła wytrzymać we wspólnocie tak długo. Dopiero gdy opuściła szeregi Świadków, jej życie się ułożyło, zaczęło być szczęśliwe i spokojne. Wiele razy podkreśla, że wszelkiego dobra nie zaznała od ludzi ze zboru, tylko od tych nie należących do organizacji. Gdzie więc braterska miłość i pomoc, tak szeroko głoszone? Przecież zgromadzenie wręcz się tym szczyci.

 

Jeśli ktoś opuścił wspólnotę, reszta, która została, ma zakaz komunikowania się z tą osobą. Zakaz rozmów oraz pisania i czytania listów. Dlaczego? Może ciało kierownicze boi się, że pozostali wierni dowiedzą się zbyt dużo prawdy? Opadną im klapki z oczu?

 

Musicie wiedzieć, że mój kontakt ze Świadkami Jehowy był mały i to, o czym piszę, czerpię z przeczytanych książek. Kilka razy zapukali do drzwi, chcieli rozmawiać, wręczyć pismo. Nigdy nie chciałam rozmawiać. Bałam się. Zazwyczaj boimy się tego, czego nie znamy. Jednak zawsze podziwiałam Świadków Jehowy za to, że tak dobrze znają Biblię, potrafią cytować całe długie fragmenty, pomagają sobie. A tu się okazało, że to tylko tak ma wyglądać dla ludzi z zewnątrz…Od dobrych 6-7 lat ci ludzi nie przychodzą, nie krążą po domach. Przynajmniej w mojej miejscowości, nie wiem, jak to wygląda gdzieś indziej. Miałam też koleżankę, która była Świadkiem. Przeprowadziła się do mojej miejscowości i dołączyła do nas chyba w 6 klasie. Gdy my mieliśmy religię, ona siedziała na korytarzu. Nie mogła uczestniczyć w naszych dyskotekach, andrzejkach, mikołajkach i innych uroczystościach. Ale nigdy nie poruszaliśmy tematu jej religii. Akceptowaliśmy ją, myślę, że przyjęliśmy ją bardzo ciepło. Chyba o to właśnie chodzi, ważny jest człowiek, to, jaki jest. Jeśli nie robi nikomu krzywdy, niech wierzy w co chce, na tym polega wolność wyznania. Jeśli jednak sama osoba zainteresowana źle się czuje w zgromadzeniu, widzi, że to nie dla niej, zakazy i nakazy są dla niej bezsensowne i krzywdzące, powinna mieć prawo odejść bez szykan i odrzucenia przez "braci" i "siostry", a nawet przez własną rodzinę...Jak bardzo ludzie są podporządkowani, skoro rzeczywiście nie kontaktują się z osobą, która zdecydowała się odejść. Przecież to często najbliższe osoby w życiu. Jak można się wyrzec własnej rodziny?

 

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial