Pani M
-
Dzisiaj chciałabym opowiedzieć wam o książce, na którą czekałam, od kiedy tylko przeczytałam jej opis (bibliofil z diabłem za skórą – wątek idealny dla mnie), a o której właściwie nie wiem, co mam myśleć, ale po kolei. Najpierw krótko, o czym ta powieść jest.
Nowy Jork, lato 1969 roku. Jonathan Rosen to student literatury. Pewnego dnia zaczyna śledzić piękną dziewczynę. Podążając za nią, spotyka Josefa Eisensteina, z którym nawiązuje znajomość. Jak się okazuje, to spotkanie ma zmienić życie Jonathana. Josef, elegancki bibliofil, to tajemniczy starszy mężczyzna, który postanawia wprowadzić młodzieńca w dorosłość. Pokazuje mu tajniki uwodzenia. Jonathan za jego sprawą po raz pierwszy współżyje z kobietą. Z biegiem czasu Jonathan zaczyna podejrzewać, że Josef ma przed nim jakąś straszną tajemnicę.
Mam bardzo mieszane uczucia po lekturze tej książki. Według mnie to jedna z tych pozycji, które mocno mogą podzielić czytelników. Ja plasuję się gdzieś pośrodku. Nie uważam, że to była zła książka, ale nie jestem w stanie podzielić zachwytów niektórych czytelników. To była dla mnie trudna w odbiorze książka. Najlepiej czytać ją rano, ze świeżym umysłem. Bardzo często łapałam się na tym, że wieczorem uciekam myślami i właściwie nie wiem, co przed chwilą przeczytałam.
Dla mnie ta powieść ma bardzo dobre momenty, ale nie brakuje też fragmentów, które kartkowałam, żeby zobaczyć, czy coś w końcu zacznie się dziać. Moja ciekawość, jeśli chodzi o tę historię, rozbudziła się w momencie, gdy poznajemy rodziców Josefa i możemy przekonać się, jak wyglądała jego młodość, kiedy chłopak zaczął robić rzeczy, od których może mrozić się krew w żyłach. Dla mnie ta część książki była zdecydowanie najciekawsza.
Ta książka to nie jest rasowy thriller czy kryminał, więc jeśli się na to nastawiliście, czytając opis książki, to muszę was rozczarować. Owszem, nie brakuje mocnych scen, przy których zdecydowanie odradzam jedzenie, bo żołądek podjeżdża do gardła, ale dla mnie było ich tutaj trochę za mało. Byłabym bardziej skłonna, żeby powiedzieć, że to powieść obyczajowa z elementami kryminału.
Niespecjalnie przemówiła do mnie postać Jonathana. Nie było w nim nic oryginalnego, jestem niedługo po lekturze, a już zaczyna mi się rozmywać w pamięci. Jego relacja z Josefem – w sumie nawet nie wiem, jak ją opisać. Powiedzieć, że była specyficzna, dziwna, to właściwie nie powiedzieć nic. Musicie sami wyrobić sobie o niej zdanie. Co do samego Josefa – on intrygował mnie bardziej, ale czy mogę o nim powiedzieć, że jest oryginalny – no nie bardzo. Z tyłu głowy cały czas mam bohatera z „Pachnidła”, z którym ten mi się bardzo kojarzył. Myślę, że lepiej bym go oceniła, gdybym nie znała tamtego.
Ta książka mnie niczym nie zaskoczyła. Kilka założeń, które ustaliłam sobie na temat fabuły i bohaterów, się sprawdziło. Czy czuję się z tego powodu rozczarowana? Nie do końca. Przynajmniej historia łączy się w logiczną całość i nie mam zastrzeżeń co do ciągu przyczynowo-skutkowego. Sama psychologia postaci także jest dobrze zarysowana. Tylko czegoś mi w tej książce zabrakło. Akcja toczyła się tak powoli, że trudno było mi się skupić nad lekturą. Zrobiłam błąd, bo nastawiłam się na thriller i nie dostałam tego, na co czekałam.
Książka nie jest zła, ale trzeba uzbroić się w cierpliwość, czytając ją. Na rozkręcenie się akcji trzeba trochę poczekać, ale moim zdaniem warto.