Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Motyle W Brzuchu Nas Kiedyś Zabiją

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 4 votes
Wątki: 100% - 3 votes
Postacie: 100% - 3 votes
Styl: 100% - 3 votes
Klimat: 100% - 3 votes
Okładka: 100% - 3 votes
Polecam: 100% - 3 votes

Polecam:


Podziel się!

Motyle W Brzuchu Nas Kiedyś Zabiją | Autor: Aleksandra Judzińska

Wybierz opinię:

Mirosława

 „Depresja to nie jest chwilowy stan, to nie jest jesienny smutek, bo po prostu brakuje nam słońca. To coś, z czym trzeba walczyć każdego dnia.”

 

Depresja nie przychodzi nagle, lecz bez uprzedzenia wkracza w nasze życie stopniowo, niezauważalnie, złożona z małych smuteczków, żalów, zniechęcenia, niezrozumienia, a przede wszystkim braku miłości. Wie o tym doskonale bohaterka książki „Motyle w brzuchu nas kiedyś zabiją”.

 

O pani Aleksandrze Judzińskiej nie ma zbyt dużo informacji, ani na okładce książki, ani w mediach społecznościowych. Znalazłam jedynie informacje, że ma 24 lata, mieszka w Tomaszowie i studiuje na Uniwersytecie we Wrocławiu. „Motyle w brzuchu nas kiedyś zabiją” to jej pierwsza próba zaistnienia na wydawniczym rynku, na który wchodzi trochę nieśmiało, gdyż napisała opowiadania liczące tylko 98 stron.

 

Laura jest osiemnastolatką, uczennicą ostatniej klasy szkoły średniej i ma dosyć swojego życia. Pozornie niczego jej nie brakuje, rodzice zapewniają jej dobre warunki bytowania, ale dziewczyna nie czuje z ich strony wsparcia i miłości. Od jakiegoś czasu żyje z dnia na dzień, wykonując codzienne obowiązki, chodząc do szkoły, ale nic nie daje jej radości. Wszystko widzi w czarnych barwach, niechętnie wychodzi z domu, nie spotyka się z koleżankami, natomiast najchętniej spędza czas w domu przy ukochanym Tumbirze, zanurzając się w swoim świecie z ulubioną książką, pisząc drobne teksty i wiersze. Mimo, że każdy dzień jest jej osobistą walką z samą sobą, pragnie pokonać swoje lęki i strach. Pewnego dnia na imprezie poznaje Huntera, a wraz z nim pojawia się szansa miłość, o której dziewczyna marzy.

 

Moją uwagę przyciągnęła okładka utrzymana w jednolitej tonacji błękitu, na której widoczna jest uliczka w nocnej otulinie. Całość wygląda tajemniczo i na taką historię liczyłam. Poza tym tytuł: „Motyle w brzuchu nas kiedyś zabiją” sugerowałby raczej jakąś wesołą, luźną historię o miłości. Tymczasem otrzymałam krótkie opowiadanie o dziewczynie, która walczy ze swoją depresją, dlatego jest ono przesycone smutkiem, mrocznym klimatem z niewielkimi iskierkami radości. Te weselsze nastroje pojawiają się, gdy Laura spotyka Huntera i ma nadzieję, że on jest tym, na którego czekała. Ogarnia ją poczucie szczęścia, gdyż chłopak akceptuje ją taką jaką jest, zarówno pod względem wyglądu, zachowania i charakteru.

 

Obiecywałam sobie o wiele więcej, niż znalazłam w prezentowanej książeczce, gdyż zabrakło mi w niej rozmachu i bardziej rozwiniętych wątków, które zasługują na dłuższą historię. Wszystko w niej toczy się za szybko, powierzchownie, a do tego finał pozostawia czytelnika z jakby niedokończoną historią. Uważam, że w duszy młodej pisarki drzemie potencjał, nad którym warto popracować, by powstawały bardziej bogate formy literackie, wnikające głębiej w poszczególne postacie, sytuacje i emocje. Mimo to, autorce udało się kilka razy mnie zaskoczyć sposobem poprowadzenia fabuły, wraz z dziwnym, ale wprowadzającym w osłupienie zakończeniem. Przyznam, że nie jest ono z tych, które mnie satysfakcjonują, chyba, że autorka myśli o kontynuacji.

 

Pani Aleksandra Judzińska ma bardzo oszczędny styl pisania, przekazywania tego, co dzieje się na kartach książki, którą czyta się szybko ze względu na krótkie rozdziały. W prostych słowach pokazuje, jak cienka jest granica między życiem i śmiercią, radością i desperacją, szczęściem i beznadzieją. Większa część fabuły jest prowadzona z punktu widzenia Laury, która przedstawia nam swoje obawy, nadzieje, myśli i przeżycia. Tego rodzaju narracja pozwala wniknąć w jej umysł i obserwować reakcje osoby, która desperacko łaknie miłości, uwagi i zrozumienia. Tematyka poruszana w tej opowiastce dotyczy ważnych zagadnień, pokazując przede wszystkim, na czym polega problem depresji, ale też wolę walki, chwytania się możliwości poradzenia sobie z tą chorobą. Uświadamia, że często takie osoby nie znajdują zrozumienia wśród najbliższych i otoczenia, więc pozostają sami ze sobą ze swoimi demonami.

Pani M

 Depresja przychodzi nieproszona. Wygodnie rozsiada się w życiu człowieka, stopniowo zmieniając je w koszmar. Mierzy się z nią Laura, główna bohaterka tej krótkiej książki. Dziewczyna właśnie wchodzi w dorosłe życie. Przygotowuje się do matury, chodzi na imprezy, spotyka się z przyjaciółmi. Ukrywa swoje problemy przed otoczeniem. Pewnego dnia Laura na jednej z imprez poznaje Huntera, w którym się zakochuje. Z wzajemnością zresztą. Związek z nim sprawia, że dziewczyna zaczyna się akceptować. Wygląda na to, że wychodzi na prostą. I do pewnego momentu faktycznie tak jest.

 

Mam ogromny problem z tą książką. Moim zdaniem to jedna z tych powieści, która sporo straciła przez swoją niewielką objętość. Do momentu studniówki wszystko dla mnie grało. Wciągnęłam się w tę historię i śledziłam ją z zainteresowaniem. Uważam, że Laura jako bohaterka jest bardzo dobrze wykreowana. Można w nią uwierzyć i nawet trochę się z nią zidentyfikować. Myślę, że czytelnicy z podobnymi problemami jak ona będą w stanie nawiązać z nią nić porozumienia. Mam jednak wrażenie, że pozostali bohaterowie właściwie nie istnieją. Jej rodzice kompletnie mi się rozmywają. Sceny, w których się pojawiają, nie wywołały we mnie właściwie żadnych emocji. No dobra, może ta w szpitalu mnie ruszyła, ale nic poza tym, a szkoda, bo relacje między nimi miały ogromny potencjał. Mogły pokazać, jak wygląda życie rodziców z dzieckiem zmagającym się z depresją. Niby coś jest tutaj zarysowane, ale dla mnie to za mało. Jeśli chodzi o Huntera, to nie było w nim nic, co by go jakoś szczególnie wyróżniało. Chłopaków bardzo podobnych do niego było w literaturze na pęczki. Bardzo szybko też domyśliłam się, z jakim gagatkiem będę miała do czynienia. Był bardzo przewidywalny pod tym względem. Przyjaciółki Laury też zlały mi się w całość. Jestem świeżo po lekturze, a nie pamiętam już ich imion.

 

Problem stanowiły dla mnie też dialogi. O ile do części opisowej nie mogę się przyczepić, bo tu wszystko było w porządku, o tyle miałam wrażenie, że rozmowy między bohaterami są pisane na siłę. Trudno mi wyobrazić sobie ludzi rozmawiających w ten sposób. A i czasami interpunkcja zawodziła.

 

Uważam, że autorka poruszyła w książce bardzo ważne tematy. O depresji powinno się głośno mówić, bo dotyka coraz większej części ludzi. Jednak nie umiem pozbyć się wrażenia, że można było o tym wszystkim powiedzieć więcej. To wszystko miało ogromny potencjał, ale moim zdaniem nie został on całkiem wykorzystany. Według mnie akcja w pewnym momencie, a konkretnie po studniówce, nabrała takiego rozpędu, że to, co autorka mogła nam przekazać, traci nieco na wartości. Piszę to z bólem serca, ale niespecjalnie zrobiło na mnie wrażenie to, co doprowadziło do faktu, że Laura znalazła się w szpitalu. Wszystko działo się tak szybko, że po prostu przyjęłam to do wiadomości i leciałam dalej z wydarzeniami. Poza tym spodziewałam się tego, więc łatwiej było mi to wziąć na klatę. To było przykre, ale mknąca do przodu akcja nie bardzo dała mi przestrzeń na przeżycie tego.

 

Plus moim zdaniem należy się za ostatnią scenę. Miałam inne wyobrażenie na temat tego, jaki ta historia będzie miała finał, ale to, co zaserwowała mi autorka, było lepsze od moich przypuszczeń.

 

Nie powiem, że to była zła książka i macie się trzymać od niej z daleka. Miała naprawdę dobre momenty, ale moim zdaniem autorkę zgubiło to, że chciała powiedzieć dużo, nie mając ku temu przestrzeni, przez co całość tylko lekko zahacza o niektóre wątki.

Karolina Gozdalik

 Próbowałam znaleźć w sieci jakiekolwiek informacje o Aleksandrze Judzińskiej, autorce książki „Motyle w brzuchu nas kiedyś zabiją”. Niestety nie udało mi się. Agencja Wydawnicza Gajus nie zamieściła na okładce chociażby krótkiej notatki na temat literatki. Jestem jednak przekonana, że jest to debiut i to dość młodej pisarki.

 

Osiemnastoletnia Laura na jednej z imprez poznaje Huntera. Chłopak podstępem zdobywa jej numer telefonu. Następnego dnia dziewczynę budzi SMS od nowo poznanego kolegi. Od tej pory nastolatkowie intensywnie wymieniają ze sobą wiadomości, a po kilku tygodniach postanawiają się spotkać. Okazuje się, że oboje pałają do siebie wielkim uczuciem, w związku z czym postanawiają zostać parą. Życie Laury powoli nabiera barw, nastolatka w końcu wychodzi z cienia, zaczyna akceptować siebie taką, jaka jest. Wszystko zmienia się, kiedy przez chwilę nieuwagi i zapomnienia sprawy pomiędzy tą dwójką zaczynają się niespodziewanie komplikować. Przyszedł czas na podjęcie dojrzałych decyzji i zmierzenie się z nową rzeczywistością. Czy Laura i Hunter podołają?

 

„Motyle w brzuchu nas kiedyś zabiją” to krótkie opowiadanie napisane prostym językiem, które jednak budzi w czytelniku tak wiele skrajnych emocji. Opowiada przede wszystkim o depresji i próbie wychodzenia z niej. Młodzi bohaterowie muszą zmierzyć się z wieloma tragediami i przeciwnościami losu. Jestem pod wrażeniem ich dorosłej postawy.Jest to wzruszająca opowieść i mogę zaliczyć tę książkę do jednej z lepszych, jakie w ostatnim czasie czytałam. Czuję jednak ogromny niedosyt, ponieważ lektura była bardzo krótka, Aleksandra Judzińska jest bardzo oszczędna w słowach. Żałuję, że niektóre wątki nie zostały rozwinięte, wtedy miałabym do czynienia z emocjonującą, wzruszającą powieścią.

 

Aleksandra Judzińska pokazuje depresję z całkiem innej perspektywy, niż ta, którą znamy. Osoba zmagająca się z depresją może być uśmiechnięta, może mieć przyjaciół i z pozoru prowadzić normalne życie. To wszystko jest tylko złudzeniem, próbą oszukania siebie i swojego najbliższego otoczenia.Nikt tak do końca nie wie, co zmagającej się z tą chorobą osobie siedzi w głowie. Tak ważne jest więc zwracanie uwagi na wszelkie sygnały wysyłane przez naszych bliskich, ponieważ może być to ciche, lecz rozpaczliwe wołanie o pomoc. Czasem trudno jest powiedzieć wprost o swojej depresji. Czasem trudno jest samemu ją dostrzec. Jeszcze trudniej jest chorym na depresję uzyskać zrozumienie ich otoczenia. Dobrym przykładem jest tu matka Laury, która uważa, że jej córka zwyczajnie udaje swój smutek i przygnębienie. Kobieta prowokuje swoją nastoletnią córkę, uważa, że jest rozpieszczona. Nie rozumie stanu, w jakim znajduje się Laura i nawet nie próbuje go zrozumieć. Awantury w domu są na porządku dziennym, matka dziewczyny grozi jej szpitalem psychiatrycznym, a przecież to miejsce, w którym nastolatka mogłaby otrzymać fachową pomoc.

 

Laura pragnie miłości i zrozumienia. Dostaje to wszystko od Huntera. Wreszcie ma przy sobie kogoś, komu może zaufać, przed kim może się otworzyć. W kontaktach ze swoimi przyjaciółkami jest dość ostrożna, trudno mówić tu o prawdziwej przyjaźni, ponieważ ta wydaje się być jednostronna. Sam i Max to dobre dziewczyny, na które zawsze może liczyć. Hunter nie jest idealnym chłopakiem, o czym Laura wkrótce się przekonuje. Ich relacja się zmienia, młodzi coraz bardziej się od siebie oddalają, choć jest to czas, w którym powinni być ze sobą bliżej niż kiedykolwiek wcześniej.

 

Większa część krótkich rozdziałów przedstawiona jest z perspektywy Laury, dopiero pod koniec książki poznajemy punkt widzenia Huntera. Dzięki pierwszoosobowej narracji łatwiej jest czytelnikowi poznać myśli bohaterów, ich emocje i obawy. Nie jestem zwolenniczką takiej narracji, ale bardzo pasowała ona do tego opowiadania.

 

„Motyle w brzuchu nas kiedyś zabiją” to prawdziwy wyciskacz łez. Krótkie opowiadanie liczy sobie niespełna sto stron, ale dzieje się w nim wiele. Autorka uświadamia czytelnikowi, czym jest depresja i w jaki sposób może się objawiać oraz jak łatwo ukryć tę chorobę przed całym światem. Główna bohaterka ma w sobie ogromną wolę walki i mimo wielu przeciwności losu próbuje przezwyciężyć swoją depresję. Bardzo podoba mi się pióro Aleksandry Judzińskiej, będę czekała na nowości. Mam nadzieję, że autorka następnym razem napisze dłużą historię.

Mamaczyta

 Dawno żadna książka nie zachwyciła mnie samym tytułem, te kilka słów na okładce (a najczęściej jest to składowa tytułu, autora i grafiki na oprawie) zachęciło mnie do zajrzenia do środka. „Motyle w brzuchu nas kiedyś zabiją” – to może budzić dobre, ale pobłażliwe skojarzenia, na pewno konfrontację z pierwszą miłością, zrzucenie różowych okularów i odkrycie wad ukochanego. Ta książka zaskoczyła mnie absolutnie, główny motyw tej historii to depresja nastolatki, jej próba mierzenia się ze światem i ze swoim bólem.

 

Laura ukrywa przed wszystkimi swoją chorobę, stara się zachowywać pozory normalnej nastolatki, chodzi do szkoły, bawi się na imprezach, plotkuje ale to co chowa pod długimi rękawami bluzki nie jest normalne. Żyletka to najlepsza przyjaciółka Laury, dziewczyna tnie się by zagłuszyć ból w głowie. Rodzice zupełnie nie rozumieją, że ich córka woła o pomoc, wyzywają ją od rozpieszczonych bachorów (no cóż…), zrzucają winę na nią, bo przecież nigdy nic jej nie brakowało.

 

Laura jest częścią grupy, ale nikogo nie dopuszcza do siebie tak bisko by móc porozmawiać o swoich problemach. To zmienia się gdy poznaje Huntera. Ten chłopak zdecydowanie różni się od wymarzonego ideału Laury, ale to się nie liczy, bo najważniejsze jest to, że on zwrócił na nią uwagę. Początek znajomości pełen jest nieśmiałości, delikatnych podchodów, ale gdy motyle w brzuchu rozszalały się na dobre czas na coś więcej niż tylko trzymanie się za rączki. Wyznanie miłości przypieczętowane zostaje w łóżku, nastolatkowie zapominają jednak, że każde zbliżenie może przynieść konsekwencje.

 

Narracja jest pierwszoosobowa, krótkie zdania sprzyjają dynamice czytania ale też sugerują dużą emocjonalność bohaterki. Tak, emocje tutaj zdecydowanie grają pierwsze skrzypce! Ładunek emocjonalny jest tutaj ogromny.O depresji pisze się coraz więcej ale to nadal temat tabu, dlatego takie książki powinny być bardzo promowane.

 

Ta książeczka to zaledwie sto stron, duża czcionka, lektura na jeden długi wieczór. Właśnie ta niewielka objętość też jest elementem zachęcającym w zabieganej codzienności.

 

Historia Laury to nie jest historia o księżniczce zamkniętej w wieży i księciu na białym koniu który ja uratuje. Laura walczy z niewidzialnym przeciwnikiem, a Hunter ucieka gdy pojawiają się pierwsze problemy. W tej bajce bohaterowie nie będą żyć długo i szczęśliwie, tutaj mamy obraz prawdziwego życia. A niejednoznaczne zakończenie pozostawia niezły mętlik w głowie i kilka scenariuszy do rozważenia. Może to też być furtka do kontynuacji (za co po cichu trzymam kciuki).

 

Książka przesycona jest mrocznymi myślami bohaterki, depresja niekiedy nie pozwala jej wstać z łóżka, szuka tylko bezpiecznego schronienia dla ciemnych emocji, a jedyną ucieczką przed nimi jest samookaleczenie. Wydźwięk całości jest przede wszystkim smutny, nawet chwile w których pojawiają się trzepoczące w brzuchu motyle przesycone są strachem że to się szybko skończy. Zabrakło optymistycznych akcentów, które przyniosłyby nadzieję, wskazówek jak pomóc osobie z depresją, czegoś co mogłoby nakierować osoby które w swoim otoczeniu mają cierpiących na tą podstępną chorobę. Wydawać by się mogło, że latarnia, jedyny jasny punkt na okładce będzie takim drogowskazem do promyczka nadziei, niestety tak się nie dzieje.

 

Pamiętajmy że depresja najczęściej skrywa się za uśmiechem. Osoba która w towarzystwie jest otwarta, radosna, bawi się tak jakby świat miał się zaraz skończyć w czterech ścianach swojego pokoju może mierzyć się z trudnym do opisania bólem psychicznym.

Książkomaniaczka

 Za oknem już coraz cieplej. Czasem, aż żal siedzieć w domu i najlepiej wyjść na spacer, dlatego też czasu na czytanie jest coraz mniej. Jednak tym razem w moje ręce wpadła książka autorstwa Aleksandry Judzińskiej pt. „Motyle w brzuchu nas kiedyś zabiją". Lektura ta jest dosłownie na jeden wieczór, gdyż ma niecałe sto stron. Do sięgnięcia po nią skłonił mnie zachęcający opis i ciekawa okładka. Jednak, czy ta powieść spełniła moje oczekiwania? Tego dowiecie się czytając poniższą recenzję.

 

Laura to nastolatka, która ma z pozoru normalne życie. Dom, szkoła, rodzina, przyjaciele, imprezy. Jednak w środku samej siebie toczy ciężką bitwę z niewidzialnym wrogiem, jakim jest depresja. Najtrudniejsze dla niej w tej walce jest ukrywanie tego przed bliskimi. Ale jedno przypadkowe spotkanie sprawi, że życie dziewczyny zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Chociaż Hunter nie wydaje się być jej wymarzonym chłopakiem to uczucie, które się rodzi między nimi sprawia, że Laura odkrywa w sobie swoją kobiecość i stara się zaakceptować siebie taką, jaka jest. Bardzo szybko okazuje się jednak, że życie dziewczyny ulegnie diametralnej zmianie, a „motyle w brzuchu" potrafią bardzo namieszać w życiu człowieka, szczególnie, w momencie kiedy nad naszym życiem uczuciowym kontrolę przejmuje pożądanie.

 

Depresja to jedna z najgorszych i najczęstszych chorób naszego wieku. Jest ona bardzo podstępna, nieprzewidywalna i początkowo ciężka do zidentyfikowania. Początkowo objawia się ona ciągłym smutkiem, żalem do świata, niechęcią do życia, następnie pojawiają się myśli o naszej beznadziejności, czy też samobójcze, co w konsekwencji doprowadza do samookaleczania. Bohaterka powieści „Motyle w brzuchu nas kiedyś zabiją" doskonale to rozumie, a my czytelnicy możemy zobaczyć jak ciężką walkę nastolatka toczy w sobie, żeby wygrać z tą chorobą, którą można nazwać cichym zabójcą.

 

„Motyle w brzuchu nas kiedyś zabiją" to debiut literacki autorki. Dziewczyna ma 24 lata, a jej debiut według mnie należy do udanych. Ta książka jest inna, niż wszystkie. Nie skupia się na wyidealizowanej miłości, ale pokazuje ją, jaka jest naprawdę. Ciężka, trudna i nie zawsze kończy się szczęśliwym zakończeniem. Między głównymi bohaterami, czyli Laurą i Hunterem na początku rodzi się uczucie pełne miłości, namiętności, wzajemnego wsparcia. Wręcz książkowa miłość. Niestety to uczucie, które początkowo okazuje się niezniszczalne z czasem się wypala, pozostaje pożądanie, a nastolatka pozostaje znów sama ze swoimi problemami. „Motyle w brzuchu nas kiedyś zabiją" to dla mnie powieść niezwykle emocjonująca. Chociaż jest ona króciutka to zawiera wiele emocji, poczynając od smutku, na szczęściu kończąc. Ta książka to zdecydowanie bomba emocjonalna dla czytelnika. Autorka jest oszczędną w słowach, ale przekazuje czytelnikowi te najważniejsze informacje. Niestety momentami brakowało mi rozwinięcia niektórych wątków. Jednak, zważając na to, że książka jest debiutem literackim przymknęłam na to oko. Aleksandra Judzińska przekonała mnie do siebie stylem pisania i mam nadzieję, że jej kolejna książka będzie bardziej rozwinięta.

 

Reasumując „Motyle w brzuchu nas kiedyś zabiją" to lektura, którą z czystym sumieniem mogę polecić innym czytelnikom. Książka jest krótka, więc wystarczy, że poświęcimy jej niespełna dwie godzinki. Powieść idealna dla zapracowanych, gdyż na jej poznanie naprawdę nie trzeba dużo czasu. Także, jeżeli macie ochotę przeczytać ciekawą powiastkę, to zachęcam Was do zapoznania się właśnie z „Motyle w brzuchu nas kiedyś zabiją".

 

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial