Pani M
-
Są książki, których forma jest oszczędna. Akcja nie mknie jak szalona, bohaterowie wymieniają się listami, a mimo to opowieść wciąga i dociera do najgłębszych zakamarków duszy czytelnika. Tak właśnie było w przypadku „Czarnej skrzynki” Amosa Oza.
Ilana i Aleksander Gideon rozwiedli się 7 lat temu. Od tego czasu się nie kontaktowali. Kobieta postanawia odezwać się do byłego męża, światowej sławy wykładowcy, eksperta od fanatyzmu. Wysyła do niego list, w którym prosi o pomoc w sprawie ich syna, Boaza. Chłopak sprawia kłopoty wychowawcze i matka czuje się bezsilna. To zapoczątkowuje bardzo intensywną korespondencję. Jest ona wymieniana nie tylko między byłymi małżonkami. Angażują się w nią również obecny mąż Ilany, jej mieszkająca w kibucu siostra, specyficzny prawnik Aleksa i Boaz. W serii listów byli małżonkowie próbują rozszyfrować „czarną skrzynkę” swego małżeństwa, które, jak już wspomniałam, skończyło się rozwodem.
Kiedy sięgałam po tę książkę, nie wiedziałam, czego mogę się po niej spodziewać. Nastawiłam się, słusznie, na mocny kaliber, ale nie miałam pojęcia, jak będzie wyglądała wymiana korespondencji między byłymi małżonkami. Od samego początku miałam bardzo mieszane uczucia w stosunku do Ilany. Nie wiedziałam, co mam o niej myśleć. Kiedy przeczytałam jej pierwszy list, musiałam przetrawić sobie jej słowa. Było w nich sporo żalu, ale nie tylko. Biła z nich bezsilność. Jednak coś mnie w tej kobiecie irytowało. Dopiero nieco później inaczej na nią spojrzałam. Jeśli chodzi o Aleksa – dalej nie wiem, co mam o nim myśleć. Podobnie mam z drugim mężem Ilany. I w sumie z Boazem mam podobnie. Nic tutaj nie było dla mnie jasne. Kilkanaście razy zmieniałam zdanie na temat bohaterów i ich postępowania. Starałam się ich nie oceniać, ale to było silniejsze ode mnie.
To była jedna z tych książek, które co prawda nie były jakoś bardzo obszerne, ale których nie byłam w stanie czytać jednym tchem, musiałam robić to na raty. To był dość duży kaliber. Przekonałam się o tym już na samym początku. Był też moment, gdy musiałam odłożyć książkę na półkę. Byłam w trudnym momencie życia i to, co czytałam, mnie dołowało.
Trudno czytało mi się listy od prawnika Aleksa, jakoś nie mogłam się wczuć w ich klimat. Za to oczy mi krwawiły, gdy czytałam na początku listy Boaza. Chłopak nie jest zbyt lotny, jeśli chodzi o ortografię, musicie mieć to na uwadze, żebyście nie byli zdziwieni.
Mam wrażenie, że trafiłam na tę powieść kilkanaście lat za wcześnie. Bardziej doceniłabym ją, gdybym miała więcej doświadczenia życiowego. Nie to, że czułam się jakaś głupia w trakcie czytania, ale trudno było mi się identyfikować z bohaterami. Moja starsza siostra jest tą książką wręcz zachwycona i nie miała żadnych problemów z lekturą, pochłonęła ją jednym tchem i podejrzewam, że będzie do niej wracać.
Ta książka to nie tylko opowieść o relacjach między bohaterami, które ci starali się przelać na listy. To także opowieść o tym, jak żyje się w Izraelu. Tło polityczno-społeczne jest tutaj dość mocno rozbudowane. Stanowi ważny element w tych historiach.
Myślę, że ilu będzie czytelników, tyle będzie interpretacji tej powieści. Każdy zwróci uwagę na coś innego. To duży kaliber, ale uważam, że Amos Oz stworzył niesamowitą powieść, która daje szerokie możliwości interpretacji, więc zasługuje na uznanie.