Chris
-
Od niepamiętnych lat zarzekam się, że literatura fantasy należy do moich najbardziej ulubionych gatunków. Staram się na każdym kroku śledzić zarówno nowości jak i klasyki, które od czasu do czasu przechodzą wydawniczą metamorfozę. Jak to jednak bywa ze światem w którym jedynymi granicami jest wyobraźnia pisarska, na szczęście zawsze udaje się moją skromną osobę zaskoczyć. Być może dla jednych miłośników fantasy będzie to ujma na mym honorze lub pewnego rodzaju szok i niedowierzanie, ale ja cieszę się, że wciąż mogę poznawać nowe, kultowe już tytuły, które na stałe zapisały się w historii tegoż gatunku. W ten właśnie oto sposób trafił w moje ręce tom pierwszy, nieznanego mi dotąd świetnego cyklu „Zwiadowcy”, o tytule „Ruiny Gorlanu”. Nie ciężko zgadnąć, że kolejne tomy już są w podróży do mojej domowej biblioteczki.
Will, Jenny, Horace, Alyss i George to piątka sierot, które wychowują się na baronowym zamku, oczekując na najważniejszy dzień w ich młodzieńczym życiu- przyjęcie do odpowiedniej szkoły przez samych mistrzów. Każdy z głównych bohaterów ma już w głowie obrany plan na przyszłe, dorosłe życie, ale jak dobrze wiemy, los nie zawsze sprzyja naszym zamierzeniom. Podobnie ma się rzecz w przypadku Willa, który choć jest chudy i niski, marzy o Szkole Rycerskiej. Na jego drodze staje jednak Halt- tajemniczy zwiadowca, który w tymże chuderlaku widzi swojego następcę na jedne z najbardziej elitarnych pozycji w królestwie. Można odnieść wrażenie, że powieść Johna Flanagana rozpoczyna się jak typowa fantastyczna powieść młodzieżowa. Nastolatkowie wchodzą w dorosłe życie, dokonują wyborów, mierzą się z różnego rodzaju problemami zarówno na tle edukacyjnym jak i uczuciowym, a jednocześnie przeżywają niesamowite przygody. Z drugiej jednak strony, „Ruiny Gorlanu” mają w sobie nutkę intrygi, tajemnicy i humoru, które razem wzięte powodują, że mogą one przypaść do gustu nawet najbardziej wybrednym fanom tegoż gatunku literackiego. Szeroko rozbudowana fabuła, liczne związki i niewyjaśnione zagadki pomiędzy bohaterami drugo i pierwszoplanowymi, a także możliwość śledzenia poczynań najważniejszych postaci, powoduje, że z zapartym tchem śledzimy historię Willa, Halta i całego królestwa. W książce nie znajdziemy typowej magii, czarodziejów i potworów nie z tego świata (pomijając dwa, oryginalne monstra), ale przede wszystkim rycerskość, honor i przebiegłość. Na pierwsze skojarzenie przychodzą oczywiście czasy średniowieczne i związana z nimi cała otoczka, ale „Ruiny Gorlanu” mają w sobie także nutkę optymizmu. Historie głównych bohaterów czyta się naprawdę lekko i przyjemnie, a połączenie intrygi i napięcia z dawką dobrego humoru powoduje, że nie możemy oderwać oczu od stron. Na szczęście jest to tak wielowątkowa i ciekawa opowieść, że możemy nie obawiać się rychłego zakończenia- w końcu do przeczytania pozostanie nam jeszcze kilkanaście tomów. Trzecie miejsce na liście bestsellerów New York Timesa nie bierze się znikąd o czym, na szczęście, mogłem przekonać się i ja.
Myślę, że każdy czytelnik, który miał już styczność z serią „Zwiadowcy” nawet nie sięgnie po tę recenzję gdyż z pewnością zakończył lub jest w trakcie kończenia całego cyklu. Wszyscy pozostali miłośnicy fantasy (i nie tylko!) wręcz powinni pochylić się nad tomem pierwszym i samemu przekonać się jak wciągająca jest powieść Johna Flanagana. Moim zdaniem, naprawdę warto.