Jakub Maciejewski
-
„Porządek, który widzisz wokół siebie, jest w istocie chaosem, a chaos jest prawdziwym porządkiem.
I koniec świata jest początkiem świata. I to chciałem ci powiedzieć”[1].Cytowany wyżej węgierski pisarz[2], poeta i dziennikarz, mistrz krótkiej formy literackiej z niezwykłą uwagą przyglądał się życiu osób pojawiających się na horyzoncie jego doświadczeń. Trudno nie zgodzić się z autorem „Domu kłamczuchów” czy „Złotego latawca”[3], że życie w istocie jest chaosem, a obieranie co róż nowej w nim drogi, nierzadko wymaga od nas wielkiej siły uwagi i skupienia. Tomasz Kot – w serii swych zeszytów – zdaje się wyciągać ku czytelnikom pomocną dłoń. Tak rozumiem intencje autora „Praktyczności uważności w kierowaniu własnym życiem”, „Praktyczności uczuć w kierowaniu własnym życiem” (Warszawa 2021 r.), „Dziwnej książki o depresji, zwykłej książki o życiu”(Warszawa 2019 r.).
Kot od kilkunastu lat jest prezesem Stowarzyszenia Rodzin i Przyjaciół Osób z Zaburzeniami Psychicznymi, a od dziesięciu lat przewodzi fundacji na rzecz życia bez depresji i uzależnień „Vitriol”. Autor niniejszego zeszytu jest także członkiem Rady do spraw Zdrowia Psychicznego przy Ministerstwie Zdrowia.
Na omawianą tutaj książeczkę składa się trzydzieści jeden krótkich refleksji autora, które mają w zamyślę Kota stać się swego rodzaju przyczynkiem do autorefleksji, szerzej samopoznania czytelnika, a wiec także uważniejszego kierowania własnym życiem.. W dość skąpej przedmowie, możemy przeczytać, że zarówno autor jak i wydawca: „Żywią nadzieję, że chociaż jedna refleksja przyniesie ci ulgę”[4]. Książeczka posiadająca tak intymny, subiektywny charakter, nie powinna – nie może moim zdaniem – rościć sobie prawa do funkcji terapeutycznej w sensie ścisłym. Zatem jest to ledwie zachęta do tego, by z większą uważnością: „(…) pokierować własnym życiem i każdego ranka przyjaźniej spojrzeć na świat(…). Dlatego pozwalamy sobie zaproponować teksty płynące z doświadczenia autora w zdrowieniu”[5].
Mając powyższe na uwadze, zeszyt ten mieści w sobie treść z co najmniej jednego jeszcze powodu intrygującą i zaskakującą, bo: „Określenia Siły Wyższej (sic!), do której się odwołujemy, nie są zarezerwowane dla konkretnej jej postaci, religii, wyznania, nurtu filozoficznego – każdy z was – przekonują wydawca i autor – może w to miejsce wstawić uznawaną przez siebie Siłę Wyższą, która pozwala mu zdrowieć i korzystać z teraźniejszości”[6]. Zdaje się zatem, że omawiany zeszyt jest kierowany raczej do tych, którzy wierzą w „Siłę Wyższą”, aniżeli tych, którzy nie pokładają takiej nadziei w jakimkolwiek absolucie, bogu czy opaczności. Dlatego trudno jest mi powiedzieć, czy tak rozumiana uniwersalność pracy Kota, nie stoi po prostu w sprzeczności z samym pojęciem uniwersalności w ogóle.
To odczucie wzmacnia pierwsza z refleksji, która karze czytelnikowi postawić pytanie dotyczące tego: „Co czuję, gdy mówię grzech”? Wątpliwy status uniwersalności w tym wypadku dotyczy definicji grzechu, o której pisze autor. Jeśli wpleść kategorię „grzechu” do panteonu pojęć z zakresu etyki i aksjologii rozumianego tutaj jako działanie „wbrew nakazom moralnym” czy też „złych postępków wobec ludzi”[7], to w rzeczy samej, refleksja ta, może rościć sobie prawo do miana „uniwersalnej”. Z odmienną sytuacja mamy do czynienia, gdy uznamy, że grzech to: „odrzucenie darów Boga”. Definicja ta jest, z jednej strony ogólna, a przez to niewiele mówiąca, z drugiej strony nierozerwalnie związana z absolutem, a więc mimo wszystko z „jakąś” doktryną mówiącą o „jakimś” Bogu i jego darach. Wszystkie refleksje autora mieszczą się w tym „paradygmacie”, co może tworzyć dystans, a w rezultacie powierzchowną lekturę książeczki, szczególnie u czytelnika nie pokładającym nadziei w jakiejkolwiek „Sile Wyższej”. Z tego m.in. wnoszę, że omawiana praca nie do końca posiada charakteru uniwersalny, co oczywiście nie umniejsza roli i znaczenia zawartych w niej treści. Po prostu, biorąc tę książkę do ręki, należy pamiętać, że jest ona mimo wszystko dedykowana pewnej, bardzo licznej grupie osób wierzących.
Co przynoszą kolejne wskazówki? Wymienię kilka z nich. Te będąc pisane w pierwszej osobie sprawiają wrażenie osobistego zwierzenia, w jakimś sensie także rozmowy. Nie ulega wątpliwości, że Kot jest dialogistą. Pisząc o sobie, pisze zazwyczaj w relacji do siebie, tj. swoich uczuć, opinii na własny temat, przekonań, błędnych mniemań, ale także „innego” oraz rzeczywistości, która go otacza.
Niewątpliwie godną uwagi jest wskazówka mówiąca o zdrowym egoizmie. Jak pisze: „Wszelkie dbałości o własne dobro uznawałem za egoizm i przejaw pychy (…) Teraz wiem, że jeżeli nie będę wykazywał zdrowego egoizmu w dbaniu o siebie, nie dostrzegę prawdziwości świata. (….) Równowaga w jego [pojęcie egoizmu red. J.M.] wykorzystaniu jest dla mnie kluczem do wolności od nałogów i do dobrego samopoczucia. Wreszcie, – jak dalej pisze Kot – jego wykorzystanie było ważnym krokiem w moim przebudzeniu duchowym”[8]. Nie ulega wątpliwości, że wskazówki autora są gruntownie przemyślane. Opisują one próbę wyjścia z depresji, przełamania krzywdzących autorefleksji na rzecz nowego, bardziej rzeczywistego obrazu samego siebie. W rozdziale siódmym autor zachęca do rozpoznania tego, jak oceniam samego siebie, jak długo można myśleć o sobie tylko źle? –pyta. Nadmierna krytyka wobec samego siebie prowadzi do budowania muru, który oddziela nas od rzeczywistości: „Depresja była sposobem – pisze Kot – ucieczki przed czynieniem starań, by ten mur rozebrać. Czy mam prawo widzieć swoje zalety”[9]? W dziewiątym rozdziale autora stawia inne pytanie, a mianowicie: czy wyznanie istoty moich błędów umocni moją godność? Kontrowersyjnie, czy nie autor omawianego zeszytu odpowiada: „Teraz wiem, że Bóg ofiarował mi godność tak jak wszystkim ludziom (…). Chroni mnie ona przed niszczeniem człowieczeństwa, które otrzymałem w chwili poczęcia”[10].
Taka jest ta książeczka. Słowami autora mówi nam ona wiele o wychodzeniu z depresji, o umacnianiu własnej samooceny, o zgodzie na popełnianie błędów, o poczuciu sprawiedliwości, ułudzie przewidywalności, o pysze, czarnowidztwu, ale także o prawdzie, cierpliwości czy wreszcie o akceptacji rzeczywistości, jej zmienności, ciągłej otwartości na nowe, inne.
Każdorazowo na końcu tych króciutkich rozdziałów znajduje się miejsce na notatki czytelnika. Każdy z poruszanych wątków składa się na swoiste zadanie dla odbiorcy, by zmierzyć się z danym zagadnieniem na swój sposób, w odniesieniu do własnych doświadczeń i przekonań. Jestem niemal pewien, że każdy z was w zetknięciu z tą właśnie lekturą, sięgnie po ołówek i napisze coś niezwykle ważnego od siebie dla siebie. Jest to praca, która może poruszyć.
[1] Kosztolányi Dezső, „Dom kłamczuchów”, przeł. T. Worowska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2019 r., s. 353.
[2] Kosztolányi Dezső urodził się 29 marca 1885 r., w Szabadce. Kosztolányi to postać o niebagatelnym znaczeniu dla kultury węgierskiej. Autor powieści oraz zbioru krótkich opowiadań. Co ważne, na debiut literacki złożył się jednak dobrze przyjęty przez krytykę artystyczną tomik poezji, który opublikowano w 1920 roku. Jedenaście lat później doświadczony już autor został pierwszym przewodniczącym węgierskiego PEN clubu. Dziennikarz i poeta, światowy literat najwyższej próby zmarł w Budapeszcie 3 listopada 1936 roku.
[3] Zob., Kosztolányi Dezső, „Złoty latawiec”., przeł., I. Makarewicz, Wydawnictwo Oficyna, Łódź 2020 r., ss.390.
[4] Kot Tomasz, „Praktyczność uważności w kierowaniu własnym życiem”., Wydawnictwo Logos, Warszawa 2021 r., s. 3.
[5] Tamże, s. 3.
[6] Tamże, s. 3.
[7] Tamże, s. 4.
[8] Tamże, s. 8.
[9] Tamże, s. 16.
[10] Tamże, s. 20.