Pani M.
-
Rosja, rok 1931. W czasie wyścigu konnego dochodzi do śmiertelnego wypadku. Jeden z koni upada i umiera na miejscu. Śledczy Zajcew zostaje skierowany do wyjaśnienia tej sprawy. Jest ona o tyle poważna, że interesują się nią najwyżsi oficjele w państwie. Zajcew doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że najmniejszy błąd może go kosztować nie tylko karierę, ale i utratę życia.
Czytając krótki opis tej książki mogliście zacząć zastanawiać się, dlaczego wspomniałam o śmierci konia, a nie człowieka. Nie przez przypadek, jednak nie chcę zdradzać zbyt wiele szczegółów z fabuły powieści. Miejcie na uwadze to, że były to dość specyficzne czasy. Człowiek dla niektórych ważnych osób w państwie niespecjalnie się liczył.
Muszę powiedzieć, że sięgając po tę książkę, czułam pewien niepokój. Pierwsza część cyklu była dla mnie dość specyficzna. Nie byłam w stanie czytać jej ciągiem, czasami czułam się zmęczona w trakcie czytania. Postanowiłam jednak dać autorce jeszcze jedną szansę. Co prawda czasy, w których umieściła akcję, nie należą do moich ulubionych, ale lubię eksperymentować z książkami. Tym bardziej, że nieczęsto mam okazję, żeby przeczytać powieść, której akcja dzieje się w przedwojennej Rosji.
Jeśli chodzi o tę powieść, to mam mocno mieszane uczucia. Do warstwy obyczajowej nie mam zasadniczo żadnych zastrzeżeń. Uważam, że autorka wykonała kawał dobrej roboty. Miałam wrażenie, że przeniosłam się w miejscu i czasie, czułam niepokój, za nic w świecie nie chciałabym znaleźć się w latach 30. XX wieku w Rosji. Serce mi się krajało, gdy widziałam, co się tam działo. Podziwiam wszystkich ludzi, którym przyszło żyć w ówczesnej Rosji i bardzo im współczuję. Sama dostawałam paranoi w trakcie lektury, a co dopiero mogli powiedzieć oni. Nie wiadomo komu ufać, było biednie, nawet bardzo, ale kto by się tym przejmował. Ważne, że władzy się powodziło. A że obywatele cierpieli – pfff, umrze jeden człowiek, będzie następny.
Mam za to poczucie niedosytu, jeśli chodzi o warstwę kryminalną. Przepraszam, że to napiszę, ale momentami wiało dla mnie nudą. Brakowało mi pazura, napięcia, emocji. Jakoś nie umiałam wczuć się w pracę Zajcewa. Do niego samego nie mam żadnych zarzutów. Uważam, że jest jednym z mocniejszych punktów w tej historii, ciągnął ją. Jeśli coś z tej książki zapamiętam, to właśnie jego. Nie jestem w stanie porównać go z innym bohaterem literackim z powieści, które do tej pory czytałam.
Gdybym miała oceniać tę powieść jako kryminał retro, to zdecydowanie odradzałabym wam sięganie po nią. Intryga mnie nie porwała, z akcją było różnie, nie interesowało mnie, do jakich wniosków dojdzie Zajcew. On sam mi nie przeszkadzał, o czym już wspomniałam. Tylko jego praca do mnie nie przemówiła. Jeśli jednak miałabym oceniać tę powieść jako książkę obyczajową z wątkiem kryminalnym, to uważam, że jako tako się broni i w sumie jako taką bym ją charakteryzowała.
Sami musicie zdecydować, czy chcecie sięgnąć po tę książkę. Jeśli czytaliście pierwszą część cyklu i przypadła wam do gustu, to śmiało, myślę, że i ta wam się spodoba. Jeśli było inaczej – nie zagwarantuję, że ta spełni wasze oczekiwania. Jeżeli nie przeraża was mroczny klimat przedwojennej Rosji, to myślę, że to może być książka dla was.
żuczek75
-
Rok 1931. Śledczy Zajcew otrzymuje zadanie wyjaśnienia wypadku na hipodromie w Leningradzie. Na miejscu okazuje się, że ma prowadzić dochodzenie w sprawie śmierci chluby radzieckiej hodowli kłusaków, konia o wdzięcznym imieniu Pierniczek. Sprawą zaczynają interesować się wysoko postawieni towarzysze partyjni i Zajcew wie, że od sukcesu dochodzenia zależy nie tylko jego kariera w milicji, ale także życie. Pierwsze podejrzenia padają na kursantów szkolenia kawalerii, zwanego „kursem przyszłych marszałków”. Zajcew próbuje znaleźć dowody winy któregoś z kursantów lub instruktorów, z których niejeden ma przeszłość w obcej ideologicznie armii carskiej. Jednak w tym czasie, na polecenie samego marszałka Michaiła Tuchaczewskiego, kurs zostaje przeniesiony na tereny obecnej Ukrainy. Nasz śledczy uczepiwszy się raz obranej drogi nie zamierza kapitulować i udaje się w ślad za potencjalnym zabójcą.
Chyba powinienem zacząć od tego, że miałem spore obiekcje, czy podjąć się czytania i recenzowania tej książki. Z jakiego powodu? Jest to książka autorki rosyjskiej, a jak wiadomo w obecnej sytuacji politycznej również literatura rosyjska jest na cenzurowanym. Ostatecznie do zapoznania się z tą książką przekonał mnie fakt, że została ona wydana w zeszłym roku i opisuje kraj, który niewiele zmienił się przez prawie sto lat od czasu wydarzeń w niej opisanych, co wyjaśnia bierność ludności rosyjskiej wobec wojny w Ukrainie.
Wracając do książki, akcjatoczy się na początku lat 30-tych ubiegłego wieku. W miastach i na wsi panuje czerwony terror, który krwawo rozprawia się z wrogami klasy robotniczej i chłopskiej. Nikt nie może czuć się bezpieczny, nawet główny bohater, śledczy Zajcew, cały czas boi się aresztowania i brutalnego śledztwa. W Ukrainie, dokąd udaje się milicjant, trwa walka z kułakami. Ludność jest przymuszana do wstępowania do kołchozów. Odmowa wiąże się z karą długoletniego więzienia lub śmierci dla mężczyzn, a wygnaniem z domu, pobawieniem środków do życia, a w konsekwencji śmiercią głodową dla kobiet i dzieci. W wojsku natomiast trwa rywalizacja między marszałkami Tuchaczewskim i Budionnym o względy Józefa Stalina. Pierwszy chce armii nowoczesnej opartej na broni pancernej, drugi uważa, że podstawą silnego wojska jest kawaleria. Kto wyjdzie zwycięsko z tego konfliktu, dobrze wiemy z historii. Milicja natomiast podlega OGPU, czyli Zjednoczonemu Państwowemu Zarządowi Politycznemu, któremu podlega również wywiad, kontrwywiad i policja polityczna. OGPU w 1934 zostanie włączony do NKWD.
I w takich okolicznościach towarzysz Zajcew prowadzi dochodzenie w sprawie śmierci konia.Co prawda konia bardzo wartościowego, ale jednak zwierzęcia. To dość absurdalna sytuacja. Absurdalna jak Związek Radziecki. Autorka bardzo realistycznie przedstawiła sytuację w ZSRR, nie brakuje tu wstrząsających obrazów matek, proszących choćby o kawałek chleba dla swoich umierających z głodu dzieci. Panuje tu klimat wszechobecnego strachu przed aparatem represji. Jest to świat, w którym każdy, nawet najbliższa osoba, może okazać się zdrajcą. Opis tego świata trochę przyćmiewa sam wątek kryminalny, który jakby trochę zszedł na dalszy plan, a głównym tematem stała się walka głównego bohatera o ocalenie godności i życia. Jest to oczywiście bardzo ciekawe, jednak w książce przedstawianej jako kryminał, jest to zasadnicze zachwianie proporcji.
Julija Jakowlewa mnie zaintrygowała. Chciałem się dowiedzieć skąd pochodzi i ile ma lat, czy może pamiętać czasy stalinowskie. Jednak trudno o niej znaleźć coś więcej niż krótką notkę biograficzną. Nawet na rosyjskich stronach internetowych.