Wanda Rajska
-
Jest to niewielka objętościowo pozycja, bo licząca zaledwie 140 stron, ale jakże pełna treści, ukrytych znaczeń i tajemnicy! Oto od pierwszych słów powieści poznajemy Kobietę w Fioletowej Spódnicy. Zagadkowa pierwszoosobowa narratorka dokładnie opisuje nam, jak ta kobieta wygląda, na której ławce siada, jaką drożdżówkę kupuje, i szczegółowo relacjonuje, w jaki sposób kobieta tę bułkę zjada. Potem dowiadujemy się, jak Kobieta w Fioletowej Spódnicy przykuwa uwagę przechodniów, gdy niezwykle płynnie przemierza zatłoczony pasaż handlowy. Szybko zaczynamy się zastanawiać, kto i dlaczego tak bacznie obserwuje Kobietę w Fioletowej Spódnicy? Narratorka sama przedstawia się nam jako Kobieta w Żółtym Kardiganie i bez zażenowania przyznaje, że śledzi tę pierwszą krok w krok, zbadała już, gdzie tamta mieszka, że pracuje dorywczo i wie o niej niemal wszystko, włącznie z tak banalnymi faktami jak przesuszone włosy czy przebarwienia na skórze. Otwarcie też przyznaje, że marzy o tym, by zaprzyjaźnić się z obiektem swoich obserwacji, a raczej obsesji. Tymczasem widzimy, że obie kobiety są niezwykle samotne i chyba niezbyt szczęśliwe.
Podążamy więc za Kobietą w Żółtym Kardiganie i jej oczami śledzimy życie Kobiety w Fioletowej Spódnicy. Atmosfera dziwnej tajemnicy otacza nas od pierwszych stron. Czytamy pozornie prostą opowieść, w której nie dzieje się nic spektakularnego, a jednak z chwili na chwilę namacalnie wręcz czujemy, jak narasta napięcie, jak budzi się trudny do określenia strach. Coraz mocniej towarzyszy nam uczucie zbliżania się do przepaści. Czytamy coraz szybciej, coraz bardziej gorączkowo, próbując przewidzieć, gdzie nas to zaprowadzi… Uczucie niepewności wzmaga dziwna nieokreśloność, nie poznajemy bowiem czasu akcji ani nazwy miasta, w którym się ona rozgrywa, nic nie wiemy o przeszłości bohaterek, o ich rodzinach, których fizycznie przy nich nie ma, a wszystko zawieszone jest w niejasnej przestrzeni bez podawania żadnych istotnych szczegółów. Ewidentnie mamy do czynienia z typowym stalkingiem, jesteśmy świadkiem czegoś niestosownego, złego, chorego, a mimo to współczujemy narratorce i wczuwamy się mocno w jej samotność i rozpaczliwą potrzebę bliskości drugiego człowieka.
Tak jak pisałam wcześniej, od początku towarzyszy nam uczucie napięcia i podskórnego strachu. Wszystko, początkowo niegroźne i łagodne, przybiera niepokojące kształty. Nawet bohaterowie przedziwnie się na naszych oczach przeobrażają. Najpierw przesympatyczne, nieco nawet infantylne, koleżanki z pracy stopniowo stają się coraz bardziej złośliwe, leniwe i interesowne. Rozsądny szef okazuje się draniem. Jego sympatia jest pozorna, szybko wychodzą na jaw złe intencje. Nawet nasze główne bohaterki mają wiele twarzy i ostatecznie robią rzeczy, które zaskakują i wprawiają w wielkie zdumienie. Początkowo budzą sympatię, współczucie, potem wykazują się zaskakującym wyrachowaniem, a nawet okrucieństwem.
Cała konstrukcja powieści przypomina bieg z górki. Na początku spokojna, przyjemna przebieżka zamienia się w szalony galop, by roztrzaskać nas na końcu. Zakończenie niby wszystko wyjaśnia, zamyka historię, a jednak pozostajemy oszołomieni – co tu się wydarzyło? Ja zastanawiałam się także, kto tu kim naprawdę jest? Odpowiedzi, które mi się nasuwały, były tak dziwne, że nie ośmieliłabym się nawet ich zdradzić. Nie wiem, czy właśnie to sugerowała autorka. Myślę, że każdy powinien na swój sposób odczytać tę opowieść i jej finał. „Kobieta w Fioletowej Spódnicy” to naprawdę wciągająca, enigmatyczna powieść! Przeczytanie jej zajmie akurat jedno jesienne popołudnie – tym bardziej polecam!