Sylfana
-
Camilla Lackberg przez bardzo długi czas była uważana za królową skandynawskiego kryminału. Bez wątpienia zasługiwała na to miano, gdyż jej poprzednie książki miały swój unikalny urok i niepowtarzalny charakter. Przebijały się przez nie swoiste mroczne, jednak realistyczne motywy, które wspomagane dozą północnego zimna i zawieruchy mogły uchodzić za majstersztyk pisarski. Jednak, jak się okazuje, nie zawsze można stać na piedestale i zbierać stale laury oraz odznaczenia. Ta dobra passa skończyła się wraz z wydaniem pozycji pt. „Idziesz do więzienia. Kobiety bez litości”. Pisarka straciła swoją moc sprawczą, polot i wykwintny kunszt, które wcześniej były jej znakiem rozpoznawczym.
W pierwszym opowiadaniu poznajemy czwórkę przyjaciół, którzy wraz ze swoimi opiekunami spędzają świąteczny czas i Nowy Rok w posesji nad jeziorem. Wszyscy bohaterowie kryją jakieś zaskakujące tajemnice, które wychodzą po kolei na światło dziennie. Kreacje z początku wydają się być nieprzeniknione, właściwie wszyscy zachowują się odrobinie dziwnie i nietypowo, co zamiast wprowadzić swoisty nastrój grozy wywołuje pewną nierealność i śmieszność. Nie ma chyba ani jednej postaci autentycznej i naturalnej w zachowaniu, obyciu i stosunku do innych bohaterów. W trakcie lektury bardzo to przeszkadza, właściwie irytuje od początku do końca. Nawet dobra fabuła nie miałaby szans wypłynąć, jeśli stworzone postacie są drętwe, sztuczne i papierowe. Na domiar złego, wspomniana fabuła i narracja również nie należą do najwybitniejszych – ot, taka opowiastka, którą można napisać trochę w biegu, na kolanach. Gdybym nie widziała nazwiska autorki na okładce to nie byłabym w stanie uwierzyć, że to ona napisała tak przeciętne opowiadanie.
Kolejny zarzut to przewidywalność. Już mniej więcej w połowie wiadomo, jaki będzie finisz całej historii i mocno psuje to całościowy odbiór i ogólne wrażenie. Jednym zdaniem – nie chce się czytać do końca, gdyż jaka frajda jest z tego, że znamy już zakończenie historii kryminalnej? Szczególnie w oparciu o powyższy gatunek, który bazuje na zabiegu trzymania czytelnika w napięciu i niepewności aż do samego końca. Tutaj brak tej ekscytacji, wątpliwości i samoistnego prowadzenia śledztwa przez odbiorcę – zagadka jest tak łatwa do rozwiązania, że nawet przedszkolak by sobie z nią poradził.
Drugie opowiadanie również nie ma tego klasycznego polotu w stylu „dawnej Lackberg”, jednak można z niego wymuskać już kilka miłych smaczków. Przede wszystkim na pochwałę zasługuje pomysł na historię. Poznajemy trzy różne bohaterki, które borykają się w życiu z problemami miłosno – życiowymi. Stoją właściwie na rozstaju dróg, czują się przegrane i oszukane, dlatego też podejmują walkę o swoje własne „ja”, które wcześniej zostało utracone na skutek pochopnych i nieprzemyślanych decyzji umotywowanych uczuciem. Ta historia wydaje się bardziej życiowa, naturalna i wiarygodna. Myślę, że wiele kobiet będzie mogło w pewnych aspektach utożsamić się z bohaterkami. Ogromnym mankamentem w kontekście tego opowiadania staje się jego długość. Przez to, że jest to wersja krótka, dostosowana do gatunku, autorka nie mogła do końca rozwinąć wyjaskrawionych postaci, musiała spolaryzować swoje zamiary pisarskie i stworzyć wersję „instant” opowieści z potencjałem. Myślę, że w formie powieściowej historia ta miałaby większe pole manewru, rozwinęłaby szczegóły i detale w szerszych ramach, które uwidoczniłyby całość obrazu fabularnego, a nie tylko jego większe elementy.
Miejmy nadzieję, że kolejne książki Camilli Lackberg będą bardziej dopieszczone, a ona sama wróci do korzeni. Oby tak było – życzę tego samej autorce, sobie i innym fanom pisarki.