Hiril
-
W życiowej gonitwie w końcu i ja postanowiłam przystanąć. Wydawało mi się, że rozsądną opcją będzie sięgnięcie po planer, który nie tylko umożliwi mi posegregowanie oraz sensowne zorganizowanie priorytetów, lecz także znajdę w nim miejsce na stworzenie sobie czasu wolnego. Sięgnęłam w tym celu po pozycję „Projekt relaks”, bo i tytuł zachęcająco brzmi, i wydanie sprawia wrażenie naprawdę ciekawego. Dodatkowo mocno intrygował mnie fakt, że nigdzie nie były dostępne zdjęcia jego wnętrza. Zastanawiałam się, dlaczego ktoś tak skrupulatnie chroni je przed światem? Nie od dziś wiadomo, że „kupujemy” oczami i aspekt wizualny nazbyt często jest jednak jednym z kluczowych kryteriów wyboru. Zwłaszcza, że wybór ten ma poniekąd rzutować na nasze działania w kolejnym roku.
W moje ręce trafił naprawdę solidny okaz ‒ twarda oprawa w formie kołonotesu nie jest może najpraktyczniejszym wydaniem dla planera, ale zdecydowanie zwraca uwagę. Jednak… Cóż, z pomocą autorki nie zaplanuję zbyt wiele. I wcale nie dlatego, że brak tu pomysłu na czas wolny. Przeciwnie, książka wypełniona jest po brzegi motywującymi cytatami i opisami technik relaksacyjnych rodem z całego świata. Gdyby skupić się na takim obliczu tej pozycji, to zdecydowanie spełnia ona moje wymagania, za jej sprawą zapoznałam się z szerokim wachlarzem zabiegów zarówno do samodzielnego praktykowania w domu, jak i w formie nieco rozbudowanej ‒ z grupą lub w specjalnie do tego przystosowanym przystosowanym salonie, np. masażu. Mocno rozczarowująca okazała się jednak część, która miała być przeznaczona do zapisywania planów. Plusem zdecydowanie są skrócone wersje kalendarzy na kolejne lata, ale w przypadku miesięcy jedyne miejsce jakie przygotowano to pojedyncza strona, nawet bez podziału na dni. Nijak ma się to, według mnie, do opcji planowania. Nawet jeśli chciałabym przeznaczyć je wyłącznie na uwzględnienie w zapisach tylko relaksu, to uważam, że zamieszczenie dat byłoby sensownym rozwiązaniem, a w obecnych czasach wręcz koniecznym, bo zarówno do fryzjera, jak i do kosmetyczki musimy się przecież zapisywać z odpowiednim wyprzedzeniem.
Przyjmijmy więc, że trochę niefortunny jest sam opis, bo gdyby tak usunąć z niego to jedno słowo i zastąpić je „motywatorem‒poradnikiem”, to od razu pozycja znacznie zyskuje, a czytelnik oszczędza sobie rozczarowania. Rozpatrując tytuł właśnie pod takim kątem, okazuje się, że środek jest naprawdę intrygujący. Oczywiście mamy tu opisy powszechnie znanych praktyk i nurtów, ale sporo treści jest zwyczajnie nieoczywistych. Wiem, co mówię, bo w przypadku kilku, o ile nie kilkunastu, z nich starałam się doszukać większej ilości informacji w Internecie, a te były strzępkowe i głównie na stronach zagranicznych. Książka ta jest idealną pozycją dla osób poszukujących, takich, które są otwarte na nowe i dają sobie możliwość smakowania świata. Piszę o tym, bo zdaję sobie sprawę, że nie każdy będzie na tyle otwarty, by spróbować wszystkiego, co zostało zaprezentowane. Zawsze znajdzie się też grono osób, które uzna takie podejście za banalne i podważy sensowność wspomnianych działań. Nie jest tajemnicą, że istotnym elementem świadomego i efektywnego odpoczynku jest głowa. To ona musi oderwać się od spraw doczesnych i pozwolić konkretnym technikom działać i rozwijać w naszym ciele umiejętność odpoczywania bez następującej po tym gonitwy myśli o sprawach do nadrobienia.