Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Miłość Mimo Woli

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Komiksy

Rysunki: 100% - 2 votes
Kolory: 100% - 3 votes
Scenariusz: 100% - 1 votes
Liternictwo: 100% - 5 votes
Tłumaczenie: 100% - 1 votes
Wydanie: 100% - 2 votes


Podziel się!

Miłość Mimo Woli | Autor: Kinga Szczykutowicz

Wybierz opinię:

Joanna Kidawa

„Miłość mimo woli” Kingi Szczykutowicz to niezwykła opowieść o miłości. W niespodziewanym momencie przecinają się drogi kobiety po przejściach i mężczyzny z przeszłością. Co wyniknie z tego spotkania? Przenieśmy się dzisiaj do Wąchocka, znanego mi, między innymi, z serii dowcipów. Zapraszam… 

 

O AUTORCE SŁÓW PARĘ

Kim jest Kinga Szczykutowicz? Z wiadomości wyszperanych w czeluściach Internetu dowiedziałam się jedynie, że autorka jest mieszkającą w Warszawie specjalistką ds. rodziny. Podobno na co dzień prowadzi  restaurację. Niestety nie natrafiłam na oficjalny profil autorki w  mediach społecznościowych.

 

Kinga Szczykutowicz jest autorką powieści „Galimatias uczuć”, którą zaczęła pisać jeszcze w czasie studiów, a do której powróciła jako dojrzała kobieta, oraz właśnie „Miłości mimo woli”. 

 

CZY ISTNIEJE MIŁOŚĆ MIMO WOLI?

Skoro już chociaż trochę poznaliśmy autorkę powieści, nadszedł czas na „Miłość mimo woli”.

Poznaj Anię ‒ kobietę mieszkającą nad morzem, gdzie kilka lat wcześniej przeprowadziła się wraz z mężem Witkiem z rodzinnego Wąchocka. Niestety aktualnie jest wdową, gdyż Witek zginął tragicznie w wypadku motocyklowym wracając od rodziców do domu. Kobieta ciągle opłakuje utraconego męża i pisze do niego krótkie listy, w których ukazuje swoje uczucia.

 

Długo przekonywana przez rodzinę oraz najlepszą przyjaciółkę decyduje się na powrót do Wąchocka, gdzie z pomocą przyjaciół i znajomych otwiera poradnię psychologiczną. 

 

Anię od dziecka fascynował stary pałac w jej rodzinnym mieście. Niestety od lat nikt tam nie mieszka, więc miejsce to popada w coraz większą ruinę. Od czasu do czasu Ania oprowadza wycieczki po wspaniałych ogrodach pałacowych, unika jednak wchodzenia do samego wnętrza pałacu. 

 

Drugim głównym bohaterem jest Robert, który pracuje jako architekt. W swoim życiu zawodowym odnosi szereg sukcesów, jednak, jak sam mówi, jest rozczarowany swoim życiem prywatnym. Pewnego dnia Robert okazuje się odziedziczyć spadek po rodzinie, do której należy pałac Schoenbergów w Wąchocku ‒ dokładnie ten sam, którym fascynuje się Ania. Mężczyzna postanawia powrócić do Polski, by zająć się renowacją rodzinnej posiadłości, gdyż pragnie przywrócić jej dawną świetność.

 

W pewnym momencie drogi tej dwójki się krzyżują. I to wielokrotnie. Za pierwszym razem Robert odnajduje Anię pogrążoną w rozpaczy i w oparach alkoholu na cmentarzu. Pomaga jej wrócić do domu. Jakiś czas później wpadają na siebie w pałacu w Wąchocku. Co wyniknie z tego spotkania? Nie chcę Ci psuć przyjemności wypływającej z lektury powieści, więc pozwól, że w tym momencie zamilknę i zaproszę Cię do spotkania z bohaterami na kartach powieści.

 

NA ZAKOŃCZENIE SŁÓW KILKA

Nazwisko autorki – Kingi Szczykutowicz ‒ usłyszałam, a w zasadzie to przeczytałam, po raz pierwszy na okładce powieści „Miłość mimo woli”. To dopiero druga książka tej autorki. Pierwsza, zatytułowana „Galimatias uczuć” ukazała się w 2013 roku. W sumie nic dziwnego, że wcześniej nie natknęłam się na to nazwisko.

 

Każdy rozdział powieści „Miłość mimo woli” jest poprzedzony króciutkim listem do męża. Autorka tychże listów dosłownie w kilku zdaniach opisuje swoje uczucia. Początkowo wypływa z nich przejmujący ból po stracie ukochanego, który stopniowo jednak łagodnieje, a listy powolutku zmieniają swój charakter. Forma ta pokazuje przemianę bohaterki, a mi osobiście sam ten zabieg niezwykle przypadł do gustu.

 

Podsumowując, powieść „Miłość mimo woli” dobrze wpasowała się w mój gust czytelniczy. Od czasu do czasu z przyjemnością sięgam po ten gatunek literacki. Tę powieść, liczącą trochę ponad 400 stron, pochłonęłam w kilka dni. Historia wciągnęła mnie niemalże od pierwszej strony. Jednym słowem – polecam.

MadameGie

„Miłość mimo woli” to powieść obyczajowa z cechami romansu. Kinga Szczykutowicz to pisarka, której nazwiska kompletnie wcześniej nie znałam. Co ciekawe, powieść będąca przedmiotem tejże recenzji, jest kontynuacją, a tytuł pierwszego tomu to „Galimatias uczuć”.

 

Próżno szukać w Internecie recenzji, czy czegokolwiek, co pozwoliłoby, choć pobieżnie zapoznać się z treścią pierwszej części. A o fakcie, iż „Miłość mimo woli” stanowi, ciąg dalszy historii Anny — głównej postaci obydwu tomów — dowiedziałam się zupełnie przypadkowo, trafiając na reklamę książki na facebookowym profilu autorki. Choć nawiązań do pierwszego tomu, w treści nie było zbyt wielu, tak przestudiowanie blurbu „Galimatias Uczuć” pozwoliło mi na względne zorientowanie się, na czym konkretnie polegać będą dalsze losy bohaterki Anny Przybylskiej.

 

Jeśli miałabym powiedzieć, jakie pierwsze wrażenie zrobiła na mnie strona wizualna powieści, to musiałabym zdradzić, że praktycznie żadne. Okładka jest tak bardzo minimalistyczna i kolorystycznie nijaka, że nie uwiodłaby mnie w żadnym aspekcie, gdybym trafiła na tę pozycję w bibliotece czy księgarni. Opis wydawcy również nie zdradza zbyt wiele, ale na swój sposób intryguje i zaprasza, aby zapoznać się z historią miłosną kobiety i mężczyzny, którzy mają za sobą ogromny bagaż doświadczeń, skomplikowane charaktery oraz co istotne, są bardzo nieszczęśliwi. Blurb kończy szereg pytań, które ogólnie mówiąc, sprowadzają się do jednego zasadniczego: Co się wydarzy, kiedy ona i on spotkają się i poczują łączącą ich, niezdefiniowaną do końca więź?

 

Kinga Szczykutowicz postawiła na początku swojej powieści na wzbudzenie w czytelniku współczucia, wzruszenia i empatii. Główna postać traci ukochanego męża w wypadku drogowym. Od tamtej pory kobieta popada w głęboką depresję, przechodząc przez wszystkie etapy procesu żałoby. Na opisywanie i przybliżanie czytelnikowi cierpienia, prób podniesienia się po ogromnej stracie bohaterki, autorka poświęciła sporą część powieści. Niezwykle chwytające za serce są listy, które prawdopodobnie w ramach autoterapii Anna pisze do swojego męża.

 

Akcja w dalszej części powieści toczy się w polskim miasteczku — Wąchocku. Anna Przybylska jest sentymentalnie związana z tamtejszym pałacem Schoenbergów, który od wielu lat, zamiast stanowić lokalną atrakcję niszczeje, zamieniając się w ruinę. Niespodziewanie pojawia się przodek właścicieli parceli, który zamierza wyremontować budynek, w którym docelowo ma znajdować hotel i muzeum. Bohaterowie, którzy tak naprawdę już wcześniej mieli okazję się poznać; spotkają się wielokrotnie, a charakter, tych spotkań będzie naprawdę bardzo zróżnicowany.

 

Wątek romansu w powieści jest zbudowany bardzo chaotycznie. Ciężko zrozumieć i znaleźć jakiś punkt odniesienia dla rozwijającego się uczucia między bohaterami. Przez znaczącą większość opowieści Anna i Robert prowadzą utarczki słowne, gdzie kobieta wtrąca się w sprawy związane z remontem pałacu lub gdy mężczyzna odwiedza poradnię małżeńską, którą prowadzi Anna. Nie jestem w stanie powiedzieć, gdzie nastąpił ten najważniejszy element fabuły powieści romantycznej, gdzie para kochanków przyznaje, że łączy ich coś wyjątkowego, ponieważ miałam wrażenie, że czytam w kółko o tym samym. Niedorzeczna sinusoida stanowisk Anny dotyczących znajomości jej z Robertem przytłacza, na tyle, że osobiście miałam ogromną ochotę odłożyć książkę i nigdy do niej nie wracać. Od razu pragnę zaznaczyć, że nie jestem fanem lektur, w których relacja między bohaterami jest łatwa, nadmiernie przesłodzona, a wręcz przeciwnie im większe skomplikowanie, tym bardziej powieść zostaje doceniona. Niestety w „Miłość mimo woli” zachowanie, sprzeczne decyzje, i to ogromne niezdecydowanie głównej bohaterki jest przytłaczające. Rozumiem, że Anna ma wątpliwości, pamięć o zmarłym mężu, brak pogodzenia się z jego niespodziewanym odejściem blokują podświadomie Annę na nowe uczucie, jednak jej działania nie zawsze można usprawiedliwiać, tym nieszczęściem, które ją spotkało.

 

Może to kwestia niedopracowania postaci albo celem (w co szczerze wątpię) było stworzenie bohaterki, która swoją chwiejnością miała czytelnika irytować, ponieważ, jakie inne odczucia ma budzić protagonistka, która w końcówce rozdziału przyznaje, że relacja z drugą osobą jest tym, na co czekała, że jest zdecydowana, aby wspomnianą relację pogłębiać i rozbudować, by na początku kolejnego rozdziału bez konkretnego powodu, uznać, że będzie mężczyzny unikać i nie życzy sobie z nim żadnych kontaktów. Ponadto, odnoszę wrażenie, że Anna jest kobietą, którą wszyscy doceniają, kochają i nadmiernie wynoszą na piedestał. Szczególnie utwierdził mnie, w tym fragment, kiedy kobieta spotyka byłego narzeczonego. Choć od ich rozstania minęło wiele lat i obydwoje są zaskoczeni niespodziewanym spotkaniem, tak po kilku minutach rozmowy były partner okazuje, zdecydowaną chęć ponownego wejścia w związek z bohaterką, choć ta nie przebiera w słowach, ukazując swoją niechęć względem jego osoby.

 

Jednym słowem postać Anny w historii przedstawiona jest jako osoba bez wad, które natomiast… z łatwością wychwyci czytelnik.

 

Wracając do wątku miłosnego, który nie jest do końca jasny i płynnie przedstawiony, Robert szybko potrafi przyznać się przed samym sobą, że jest w Annie zakochany, jednak, mając świadomość tego, że przeszła wiele, nie chce na nią zbyt szybko naciskać. Tak naprawdę, po pewnym czasie wręcz błaga o jej uwagę, oczywiście bezskutecznie. Trudno też powiedzieć, w którym momencie Robert oddał serce Annie, bo w większości ich spotkania odbywały się na zasadzie ostrej wymiany zdań, a we wszystkich tych sytuacjach próżno szukać jakichś romantycznych przesłanek, które mogłyby bohaterów do siebie zbliżyć, czy choćby spowodować, że mężczyzna zauroczy się buntowniczą kobietą. Cały ten wątek wydaje mi się mało uporządkowany, posiada luki, przez które wiele elementów traci na autentyczności.

 

Nie mogłabym nie wspomnieć również o często zastosowanych dziwnych, nadmiernie pompatycznych i zupełnie nienaturalnych dialogach. Wypowiedzi bohaterów stanowczo nie przypominają rozmowy, która naturalnie mogłaby nawiązać się w prawdziwym życiu. Co więcej, zwróciłam uwagę, iż w całej ponad czterystu stronicowej powieści pojawiło się tylko kilka didaskaliów dialogowych. W znaczącej większości czytelnik musi sam domyślać się, jaką kwestię wypowiada konkretna postać, co może prowadzić do zwyczajnego pogubienia się w tekście. Liczba powtórzeń pojedynczych słów, zdań, a czasami nawet fragmentów to kolejny minus budowy technicznej powieści.

 

Akcja „Miłości mimo woli” osadzona jest w małym, polskim mieście. Autorka wielokrotnie zwraca uwagę czytelnika na walory turystyczne, jakie prezentuje Wąchock. Muszę przyznać, że osobiście uwielbiam czytać książki, a szczególnie romanse, których tłem jest Polska, a wręcz cierpię na ogromny niedosyt „polskości” w twórczości rodzimych pisarek.

 

Podczas lektury poznajemy szczegółową historię pałacu Schoenbergów, którą za sprawą zastosowanej narracji trzecioosobowej autorka postanowiła obszernie przedstawić. Był to bardzo wartościowy element opowieści, jednakże myślę, że zamiast przy pomocy narratora wszechwiedzącego, który na mniej więcej dwóch stronach przekazuje informacje, jakby skopiowane z przewodnika turystycznego; można takie fakty wpleść w fabułę i dawkować czytelnikowi stopniowo, aby nie przytłaczało i nie powodowało znużenia. Zastosowana forma przekazania wspomnianych informacji przypominała nieco nadmierną ekspozycję.

 

Cała fabuła jest mało dynamiczna, momentami bardzo nudna, sprawia wrażenie niedopracowanej. Na początku powieści autorka wspominała o babci głównej bohaterki, która prawdopodobnie w przeszłości znała jednego ze Schoenbergów. Fragment ten pozwolił przypuszczać, że mogła to być jakaś relacja romantyczna. Szkoda, że ten drobny wątek nie został rozbudowany, bo dodałby atrakcyjności powieści, gdyby podkreślić to, że losy członków rodziny Przybylskich i Schoenbergów połączyły się po kilkudziesięciu latach.

 

Słowem podsumowania chciałabym podkreślić, że doceniam to, że autorka postanowiła osadzić fabułę w małym mieście na wschodzie polski oraz to, że bohaterowie wiekowo są ludźmi dojrzałymi, a główny bohater, choć jego dokładna metryka nie pojawia się ani razu w tekście, tak autorka podkreślała wielokrotnie, że Robert posiada siwe włosy i jest znacznie starszy od czterdziestoletniej Anny. Na uwagę zasługuje, także ogrom emocji, które przedstawione są w pierwszych rozdziałach. Choć przeważa w nich smutek, współczucie, tak z tym aspektem autorka poradziła sobie całkiem dobrze.

 

Jestem pewna, że powieść bezapelacyjnie przypadnie do gustu lokalnej społeczności, która doceni fikcję wymieszaną z tak dobrze znaną im rzeczywistością. Pod względem fabularnym, nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić, czy powieść zainteresuje innych czytelników, którzy tak, jak i ja Wąchock kojarzą tylko z nazwy.

Mirosława

„Życie nie jest takie, jakie chcielibyśmy żeby było. Radość i smutek idą zawsze razem, przeplatając się nieustannie w naszym życiu.”

 

Gdy odchodzi ktoś bliski, z kim wiązało się przyszłość z nadzieją na wspaniałe życie, trudno jest pogodzić się sytuacją, która przekreśla nasze wszelkie plany. Wówczas wydaje się, że nic nie jest w stanie ukoić naszego bólu. Jednak życie nie lubi próżni i szybko zapełnia powstałą lukę nowymi wydarzeniami, osobami i uczuciami, o czym przekonała się bohaterka książki „Miłość mimo woli.”

 

Pani Kinga Szczykutowicz jest specjalistką ds. rodziny i mieszka w Warszawie, gdzie prowadzi restaurację. Zaczęła pisać jeszcze na studiach i powróciła do niej już, jako dojrzała kobieta. Zadebiutowała w 2013 roku powieścią „Galimatias uczuć”, skierowaną do młodych ludzi. Dosyć długo kazała czekać na swoją kolejną książkę, gdyż dopiero w tym roku ukazała się powieść „Miłość mimo woli”.

 

Anna rok temu straciła swego ukochanego męża Witka i cały czas nie może pogodzić się z jego śmiercią. Wraz z nim odeszła nadzieja na szczęśliwe życie. Pozostał smutek, tęsknota i żal, które opanowały jej codzienność przypominająca szarą, rutynową egzystencję. Kobieta nie szuka związków, ani nie ma żadnych marzeń. Odcina się od przyjaciół i dotychczasowego życia. Mimo, że upływającego czasu od tragicznych wydarzeń, ona wciąż tkwi w marazmie i smutku, z którego próbuje wyciągać ją jej przyjaciółka Julka. Ania pochodzi z Wąchocka, ale od kilku lat mieszka w nadmorskiej miejscowości. Regularnie jeździ do rodzinnego miasta, między innymi po to, by zapalić znicz na grobie męża.

 

Pewnego dnia Ania poznaje Roberta, do którego od razu poczuła niechęć, mimo że nie ma ku temu powodów. Robert wprowadza się do sąsiedniego domu, ale wkrótce wyjeżdża do Niemiec, gdzie mieszkają jego rodzice. Ich drogi schodzą się ponownie po jakimś czasie, gdy Ania przeprowadza się do Wąchocka, by tam prowadzić poradnię życia rodzinnego oraz oprowadzać po ruinach pałacu Schoenbergów, którą darzy sentymentalną miłością Anki. Jego historię autorka przybliża nam w dosyć obszernych opisach tekstowych, które zajmują aż 6 stron! Co ciekawe, pałac ten istnieje w rzeczywistości i jest znanym zabytkiem Wąchocka, w którym dzieje się większość fabuły powieści.

 

Okazuje się, że nowym właścicielem pałacu zostaje Robert, który postanawia go odrestaurować i na stałe zamieszkać w Wąchocku. Co wydało mi się dziwne, że gdy dochodzi do spotkania Roberta i Anny, ona go nie poznaje! A przecież przez jakiś czas mieszkali obok siebie w nadmorskim kurorcie i wydawało się, że są na przyjaznej stopie! Zwraca się do niego per „pan”, traktuje oschle, wyładowuje na nim złość i wtrąca się w jego plany remontowe. Jednym słowem, jest irytująca. 

 

Czytanie książki „Miłość mimo woli” bardzo mnie wymęczyła, ze względu na swoją chaotyczność w chronologii wydarzeń, długie wstawki opisowe, ale też postawę głównej bohaterki. Anna od początku była dla mnie postacią działającą na nerwy, ze swoimi żalami, pretensjami i nieuzasadnioną złością na sytuacje, które nie wymagały aż tak gwałtownych reakcji. Natomiast dobrym pomysłem było zaczynanie każdego rozdziału listem, pisanym przez Anię do zmarłego męża. Stanowią one ciekawe wprowadzenie do tego, co dzieje się w danym rozdziale, odzwierciedlając stan, w jakim znajduje się bohaterka książki. Można zauważyć, że im dalej poznajemy jej życie, tym bardziej zmienia się też postrzeganie przez nią rzeczywistości i swojej sytuacji.  Początkowo wyczuwalny jest w jej słowach ból i tęsknota, ale z czasem coraz więcej pojawia się w nich słów optymistycznych, wypełnionych nadzieją. Plusem tej powieści jest pokazanie nieco innego oblicza Wąchocka, który większości z nas kojarzy się z dowcipami o sołtysie.

Wanda Rajska

Główną bohaterkę książki – Annę poznajemy niedługo po tragicznej śmierci jej męża. Parę łączyła wielka miłość, więc wielka jest też rozpacz Anny. Kobieta odsuwa się od życia i zanurza w głębokiej depresji. Resztki sił poświęca swojej pracy, w której ma możliwość pomagania innym i w ten sposób może choć na chwilę zapomnieć o własnej tragedii. Z powodu samotności postanawia wrócić do rodzinnego Wąchocka i tam spróbować poukładać swoje życie na nowo. Tymczasem w miasteczku zachodzą poważne zmiany. Stary, zrujnowany pałac powraca w ręce potomka prawowitego właściciela - Roberta. Mężczyzna ma ambitne plany doprowadzenia obiektu do dawnej świetności. Ścieżki Ani i Roberta szybko się w tak małej miejscowości przecinają, tym bardziej, że Anna od zawsze jest miłośniczką Wąchocka i znawczynią jego historii. Między kobietą a mężczyzną od początku dochodzi do wielu nieporozumień, co wcale jednak nie przeszkadza rodzącemu się uczuciu. Na przeszkodzie stoi jednak bagaż doświadczeń każdego z nich i odmienny pogląd na życie w wielu kwestiach.

 

Brzmi poważnie? Nic bardziej mylnego! To nie jest poważna obyczajówka czy literatura moralnego niepokoju. To po prostu romans, żeby nie powiedzieć romansidło. Gdybym miała określić docelowy wiek adresatek tej powieści, to celowałabym gdzieś na przecięciu podstawówki i gimnazjum. Zanim jednak zacznę się na serio pastwić, muszę uczciwie przyznać, że ścieżki moje i tej książki po prostu nigdy nie powinny się przeciąć! Nie jestem odpowiednią osobą, żeby o niej pisać! Niestety, dałam się zwieść przejmującemu opisowi na ostatnie stronie oraz mrocznej, niewyszukanej graficznie okładce. A powinna być taka: piękna kobieta w uścisku przystojniaka o sześciopaku na brzuchu i oczach błękitnych jak niebo po burzy na tle ruin zamku i zachodzącego słońca. Czaicie? Miałam z 15 lat, gdy koleżanka mamy pożyczyła mi stos Harlekinów. Przy drugim mnie już mdliło, trzeci tylko zaczęłam... i to był koniec mojej przygody z romansem. Ponieważ tę musiałam przeczytać (recenzja), postanowiłam podejść do niej na wesoło, dobrze się bawić i pośmiać. I mówię to o książce, w której główna bohaterka opłakuje śmierć męża i powoli otwiera się na nową miłość... (o ja okrutna!). Ale serio... dla mnie to było naprawdę ciężkie - infantylne, naiwne, irytujące i naszpikowane pompatycznymi złotymi myślami o życiu, tak że chwilami krew się w żyłach ścinała. Było też sporo niekonsekwencji. Chociażby główna bohaterka, zaprezentowana na początku jako poważna, inteligentna kobieta, spokojna i „z głową w chmurach” szybko zaczęła zachowywać się jak prawdziwa rozkapryszona świruska, aż mi żal było tego biednego Roberta, a zarazem nie mogłam zrozumieć, co go w tej pretensjonalnej Ani tak pociąga. Słowne utarczki między naszą parą miały zapewne dodać pieprzu historii, ale mnie zwyczajnie irytowały. Nie rozumiałam mówiąc prosto, o co chodzi Ani i czemu tak się wyżywa bez żadnego powodu. Chciałam jej co chwilę radzić, żeby się w końcu uspokoiła. Ciężko czytało się też opis prowadzonych przez Anię grupowych warsztatów terapeutycznych. Takie rozważania na temat życia i miłości prowadzą między sobą chyba właśnie gimnazjalistki. Ten poziom.

 

Ale, ale... muszę być uczciwa. Często słyszę zachwyty czytelniczek nad słodkimi obyczajówkami z lawendą, czereśniami czy zachodami słońca na okładce i rozmarzonymi tytułami: pensjonatami, namiętnościami, tajemnicami itp. – jest to dla mnie gatunek nie do przełknięcia. Trafiłam przez przypadek na kilka tego rodzaju i zawsze odrzuca mnie od nich po kilku pierwszych rozdziałach. To po prostu literatura nie dla mnie. Dobrze jednak wiem, że powieści tego rodzaju cieszą się popularnością i mają swoje miłośniczki, tak więc i "Miłość mimo woli" zapewne znajdzie swoje amatorki.

 

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial