MyCoffeeBooks
-
Książka „Nierządnica i mniszka” Iny Lorentz to siódmy tom opowieści o odważnej i sprytnej Marii. Była nierządnica tym razem wplątuje się w sam środek wojny między nienawidzącymi się rodami szlacheckimi w Turyngii. Przez swoje pochopne działania będzie musiała ukrywać się w puszczy, zostanie porwana przez zbójców, a nawet uwięziona. W tej opowieści wątki przygodowe łączą się z erotycznymi. Czy takie połączenie ma sens?
Zacznijmy od rozwiania tajemnicy – Iny Lorentz to pseudonim artystyczny Ingrid Klocke i Elmara Wohlratha. Małżeństwo to pisze wspólnie już od kilku lat, a stworzone przez nich opowieści zostały przeniesione na srebrny ekran. Ich sukces zaczął się właściwie od pierwszej opowieści pt. „Kastratka”. W Niemczech każda ich publikacja jest bestsellerem, a oni sami mają na koncie już całkiem sporo wyróżnień, nagród i samych książek. Specjalizują się w sagach historycznych, w których czują się najlepiej.
To powieść historyczna, jednak chwała autorom, że nie pokusili się o staromodny język. Miałam w rękach kilka książek osadzonych w przeszłości, gdzie na siłę chciano, aby bohaterowie mówili prawie archaizmami. I czytało się to po prostu strasznie. Tu, jakby w opozycji, mamy prosty, właściwie niewyszukany język, który zrozumie każdy. Powieści historyczne najczęściej ubierają znane nam z prozy życia kłopoty w średniowieczne ramy. Podobnie jest w tej książce – jest zdrada, miłość, pożądanie i rozgrywki polityczne. Leje się krew, bohaterowie umierają lub cudem wychodzą z opresji. A nade wszystko muszą stawić czoła kłopotom, które spadają na nich jak grom z jasnego nieba.
Erotyk w takim wydaniu może się podobać, jednak zapomnijmy o subtelnie napisanych scenach miłosnych. To zupełnie nie ten kaliber i nie ta klasa. W przypadku książki „Nierządnica i mniszka” Iny Lorentz wszystko jest napisane prosto i nazwane po imieniu. Przyznam, że podczas czytania tych scen po prostu wybuchałam śmiechem. Rozumiem, że tamte czasy i okoliczności może i nie sprzyjały powolnemu uwodzeniu, ale sceny seksu są zwyczajnie kiepskie. On wyciągnął olbrzymiego członka, ona się zdziwiła, więc on obiecał że nie będzie boleć. I jak potem mówi jedna z głównych bohaterek, nie bolało. Chyba nie muszę więcej nic w tym kontekście dodawać.
Jest jeden aspekt, który mi w tej opowieści przeszkadzał – brakuje tu lekkości pióra. Być może to wina tłumaczenia, jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że brawurowa historia jest trochę za ciężka. Są sceny, które dłużą się niemiłosiernie, a inne z kolei aż proszą się o rozwinięcie. Do tego nie ma tu drugiego planu i scenografii. Jeżeli bohaterka ucieka, to czytelnik powinien mieć poczucie, że ona naprawdę to robi. Brak dobrych opisów nie pozwala więc zanurzyć się do końca w tę opowieść.
Przyznam szczerze, że przed lekturą „Nierządnicy i mniszki” Iny Lorentz nie miałam pojęcia o tym, jak bardzo popularna jest u naszych zachodnich sąsiadów. Nie wiedziałam również, że to część większej sagi. Czytało się ją lekko i bardzo szybko. Prócz żenujących scen erotycznych nawet całkiem przyjemnie. Jednak nie na tyle, abym miała ochotę sięgnąć po wcześniejsze tomy. Niestety, próżno szukać tu dobrej i ciekawej opowieści. To raczej typowa, lekka lektura po ciężkim dniu w pracy, gdy niezobowiązująco chcemy oderwać się od wszystkich stresów. Nie oczekujmy jednak, że losy nierządnicy Marii zapadną nam w pamięć na dłużej.