Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Wyspa Sachalin

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 3 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 3 votes

Polecam:


Podziel się!

Wyspa Sachalin | Autor: Eduard Wierkin

Wybierz opinię:

Doris

 Od dawna miałam ochotę przeczytać naprawdę dobrą, rasową fantastykę. Najlepiej postapokaliptyczną. Od czasu „Drogi”  Cormaca McCarthy`ego nie udało mi się natrafić na nic równie dobrego. I oto jest. „Wyspa Sachalin” Eduarda Wierkina zachwyciła mnie wizją i klimatem, jednocześnie zaś wzbudziła niepokój i smutną refleksję, że tak naprawdę niewiele potrzeba, by doszczętnie zniszczyć to wszystko, co przez setki lat ludzkość mozolnie budowała. Fantastyka leży czasami zatrważająco blisko życia.

 

Wielka Wojna, którą wywołała Korea Północna, a w którą wciągnięty został cały świat, pozostawiła planetę okaleczoną. Tak naprawdę pozostały z niej tylko resztki, czyli Japonia i tytułowa wyspa Sachalin. Reszta pogrążyła się w radioaktywnej pustce. I tak Sachalin, już dawniej miejsce zsyłek i katorgi, stał się pomostem, lub, jak kto woli, bastionem, między dwoma światami, tym, który wypaliła zagłada oraz tym, który pozostał, ale jest zbyt mały, by pomieścić wszystkich ocalałych.

 

Ponieważ nie działają satelity i inne dotychczasowe metody komunikacji i przekazywania wiadomości, naczelne miejsce zajmuje plotka przekazywana z ust do ust. Nikt do końca nie jest pewien, jak jest na Sachalinie. Wielu wierzy też, że ocalała część Ameryki i mustruje się na płynące tam statki. Żyje się ciężko. Ptaki wyginęły całkowicie, inne zwierzęta zaś w znakomitej większości również. Ogromną atrakcję stanowi „leciwa gęś w Cesarskim ZOO w Tokio, a i ona, gwoli sprawiedliwości, została kiedyś zreplikowana, periodycznie umierała na raka i z tą samą częstotliwością była wskrzeszana przez magików Cesarskiej Akademii Medycznej: w ciele gęsi znajdowało się siedem implantów, ogólnie jednak ich udział nie przekraczał czterdziestu procent, co pozwalało uznawać gęś za żywą. Czasami nawet trochę latała.”.

 

Ekosystem został całkowicie zniszczony, wody zanieczyszczone: „pas przybrzeżny był martwy, powierzchnię wody pokrywała mętna, szara piana, sama woda … właściwie nie woda, ale ciecz, substancja składająca się ze ścieków z kolektorów stacji wzbogacania rud i zbiorników osadów, z odpadków, popiołu i kwasów z beczek, butelek, skrzyń, falowała z mechanicznym odgłosem i roztaczała woń amoniaku”, ryby w niej świeciły jaskrawo.

 

 A jednak nadzieja umiera w ludziach ostatnia. Bo jak inaczej wytłumaczyć istnienie i prowadzenie badań przez wydział futurologii  w tokijskiej katedrze etnografii. Jego doktorantka o wdzięcznym imieniu Lilak, pół Rosjanka, pół Japonka, wybiera się z naukową misją na tajemniczą wyspę Sachalin, by obejrzeć i opisać tamtejszą rzeczywistość.  W najśmielszych wyobrażeniach nie przewidziała tego, co ją tam spotka. Jeżeli zniszczona promieniowaniem, pozbawiona życia północ jest piekłem, Sachalin to prawdziwe przedpiekle. Mówi się nawet: „To Sachalin (…) Tu wszystko jest możliwe”.

 

Niewinna, pełna wiary w naukę i w przyszłość, a także do pewnego momentu w ludzi, Lilak zanurza się więc w coraz gęstszy i bardziej złowrogi sachaliński mrok. I odtąd powieść przeradza się w  coraz bardziej apokaliptyczną prozę drogi, którą wiele łączy z dziełem Cormaca McCarthy`ego, choć w żadnym razie nie można jej określić mianem wtórnej. Lilak przemierza sachalińskie ścieżki w towarzystwie przydzielonego jej do ochrony Artioma oraz uratowanego od niechybnej śmierci albinoskiego chłopczyka bez stóp, dłoni i języka, wystraszonego i dzikiego niczym zwierzątko. Sachalin to miejsce, które wchłania przestępców i nie wpuszcza ich dalej, tym samym „to dobro dla świata i piekło dla jego mieszkańców”, kraina więzień, gangów, wałęsających się byłych katorżników oraz bezkarnych, okrutnych urzędników i wojskowych. Próżno tu szukać współczucia i innych ludzkich odruchów. Każdy może sobie dowolnie odstrzelić Chińczyka czy Koreańczyka, a największą atrakcją jest katowanie Murzyna, stanowiące swoiste święto dla miejscowych. Nic też nie może się zmarnować w świecie, w którym wszystkiego brakuje. Nawet zwłoki, te akurat zalegają wszędzie w ilościach hurtowych, przerabia się na mydło albo na brykiet zasilający miejscową elektrownię.

 

Widząc to wszystko Lilak zaczyna tracić złudzenia. Patrząc na zniszczenia i szary, martwy krajobraz, próbuje czerpać siłę ze wspomnień. Wspomnień świata, który się skończył. Z tego, co było w nim piękne i dobre. Strumyk i pływające w jego nurcie srebrzyste uklejki, pierogi lepione przez babcię, własnoręcznie robione zapałki, mrówki mieszkające na werandzie domu. To wszystko staje się tym cenniejsze, gdy wokół krążą okrutni więźniowie, wyzwoleni z murów więzień przez nagłe, potężne trzęsienie ziemi, i jeszcze bardziej krwiożerczy zakażeni mobilną wścieklizną, do złudzenia przypominający zombie. Trwa więc ucieczka i walka o życie, siły odbiera niepewność, czy zdążą na ostatni statek zdolny bezpiecznie ewakuować ich do Japonii.

 

 W tej książce nic nie jest proste, nie ma się czego uchwycić, by poczuć się choć przez chwilę komfortowo. Człek, przyjaciel Artioma, mówi: „Wymieranie permskie trwało sto tysięcy lat, teraz idzie błyskawicznie, jesteśmy świetnymi uczniami. Dziś Bóg nie musi użerać się z bakteriami i przysyłać meteorytów, dziś ma nas. Jesteśmy skuteczniejsi od meteorytów i szybsi od bakterii.” Bolesna to dla nas wszystkich prawda. Trudno też przebywać nam w tym świecie tak odczłowieczonym, gdzie rządzi tylko przemoc, gwałt i krew. Jednak główni bohaterowie, również twardzi i nie mający zbyt wiele złudzeń, zdolni są jeszcze do przyjaźni, poświęcenia, troski, uczuć, które, jak się wydaje, niemal zanikły. Jest to jakaś, choć niewielka, pociecha.

 

Świat wykreowany przez Wierkina jest bardzo prawdziwy, dopracowany w każdym szczególe i opisany w taki sposób, jakbyśmy mieli do czynienia z reportażem z wędrówki po wyspie Sachalin. „Topielcy Moneronu, trupy Chołmska, kopalnie węgla Uglegorska, Aleksandrowsk i jego ludożercy z kazamatów i bestialstwa katorżników” wydają się tak prawdziwe, że co jakiś czas musimy przerwać lekturę i uszczypnąć się, aby uświadomić sobie, że to nie potworna literatura faktu, a wykreowana przez uzdolnionego pisarza katastroficzna wizja przyszłości naszego globu, która może niechybnie się ziścić, jeśli my, ludzie, nie zdołamy w porę się opamiętać.

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial