Karolina
-
Dalsze losy magicznych sióstr
„Siostra księżyca” to druga część trylogii Trzy czarownice i tym samym kontynuacja powieści „Siostra gwiazd”, autorstwa Marah Woolf. Pierwsza część trylogii zrobiła na mnie całkiem dobre wrażenie, chociaż z tego co pamiętam, czegoś mi jeszcze brakowało do pełni czytelniczego szczęścia. Marah Woolf jednak złamała klątwę drugiego tomu i „Siostrą księżyca” bez dwóch zdań podbiła moje serce. Dla historii Vianne, Maëlle i Aimée po raz pierwszy od dłuższego czasu zarwałam noc.
Pierwszy tom zakończył się (oczywiście) tuż przed kulminacyjną sceną. Ezra, Wielki Mistrz magów ma właśnie poślubić Wegę, demonę pochodzącą z arystokratycznego rodu. Mariaż ma na celu powstrzymanie obu światów, magicznych i demonów, przed krwawą i niszczycielską walką. Jednak pomimo wypowiedzenia sakramentalnego „tak”, w trakcie uroczystości rozpętuje się piekło. Demony odnoszą zwycięstwo, a siostry Vianne, Maëlle i Aimée w wyniku zdrady trafiają do niewoli króla Regulusa. Władca demonów ma wobec nich plan, który porwane czarownice zgodnie określają jako nieludzki i zwyrodniały. Młode kobiety będą musiały odnaleźć się na królewskim dworze i wykorzystać wszystkie swoje atuty, by przeżyć.
Drugie tomy mają to do siebie, że często trudno im podnieść poziom pierwszego tomu, jednak tym razem mamy do czynienia z wyjątkiem od reguły. „Siostrę księżyca” uważam za o niebo lepszą od „Siostry gwiazd”. W poprzedniej części moją największą bolączką było zbyt powolne tempo rozwoju akcji. Bohaterowie wiele mówili, kręcili się z miejsca w miejsce, ale nie działo się nic istotnego dla fabuły. W „Siostrze księżyca” jest już zupełnie inaczej i bardzo mnie to cieszy. Od samego początku mamy zaskakujące zwroty akcji i nowe miejsca wydarzeń. Bohaterki są bardziej zdeterminowane i skoncentrowane na działaniu. Dzięki temu powieść jest dynamiczna i najzwyczajniej w świecie nie nudzi czytelnika. Dobre tempo akcji sprawia również, że książkę czyta się dość szybko, a blisko pięćset stron znika w mgnieniu oka (czego w sumie było mi bardzo szkoda).
Została rozwiązana również jeszcze jedna kwestia, która w poprzednim tomie nie przypadła mi do gustu, mianowicie relacja Vianne i Ezry. W „Siostrze gwiazd” Vianne była nie do zniesienia w swoim bałwochwalczym uwielbieniu dla Ezry. Dziewczyna wręcz żebrała o miłość, jednak Wielki Mistrz, pomimo tego, że odwzajemniał jej uczucia, nigdy nie postawił młodej czarownicy na pierwszym miejscu i nie zdecydował się na oficjalny związek. Jednocześnie nie był w stanie odprawić Vianne z kwitkiem, więc oboje trwali w beznadziejnym zawieszeniu.
Na całe szczęście doszło do zmian w tym wątku. Vianne zaczyna być coraz silniejszą i bardziej opanowaną postacią. Zdarzają się jej jeszcze chwile słabości, ale wyraźnie widać postęp. Ezra z kolei traci rezon i nie wydaje się być już taki wyrachowany. Myślę, że również na tym zyskuje. Zobaczyłam w nim zagubionego i samotnego chłopaka, a nie Wielkiego Mistrza o bezwzględnym sercu. W bohaterach dochodzi więc do wielu przeobrażeń, moim zdaniem na lepsze. Kluczowy moment w ich wspólnej historii niektórzy pewnie uznają za zbyt dramatyczny, jednak ja jestem z niego jak najbardziej zadowolona. Enigmatycznie mówiąc – sprawiedliwości stało się zadość.
Koniec końców, „Siostrę księżyca” szczerze polecam. Jeśli nie mieliście jeszcze do czynienia z tą serią, to zachęcam również do sięgnięcia po „Siostrę gwiazd”. Obie książki zapewniają fascynującą i wciągającą opowieść w niepowtarzalnym klimacie fantasy. Z niecierpliwością czekam na trzeci (i niestety ostatni) tom trylogii Trzy czarownice.