Wanda Rajska
-
Przyznaję szczerze, że moją uwagę przykuła jako pierwsza ta niezwykła okładka. Okładka w moim odczuciu piękna i straszna. Okazało się, że zupełnie tak, jak cała ta książka! Uwierzcie, że jest w niej wszystko, co najstraszniejsze, najbardziej ohydne i plugawe na naszym dalekim od doskonałości świecie, a mimo to ta wstrząsająca fabuła i język gęsto naszpikowany wulgaryzmami jest niezwykle bliski prawdziwej poezji.
W małej meksykańskiej wiosce La Matosa grupa dzieci znajduje w strumieniu zbezczeszczone zwłoki lokalnej Wiedźmy - postaci owianej tajemnicą, niezwykłymi pogłoskami i przedziwnymi domysłami. Od lat przepełniała ona trwogą i odrazą lokalnych mieszkańców, a mimo to co chwilę ktoś pod osłoną nocy podążał do jej chaty – i kobiety, i mężczyźni, i młodzi chłopcy… teraz jednak nikomu już nie pomoże, a jej owiana grozą chata stoi pusta. Zbliżając się do rozwiązania tajemnicy zbrodniczej śmierci Wiedźmy szybko zanurzamy się w przeokropnej mieszaninie przemocy, gwałtu, biedy, beznadziei. Poznajemy świat, w którym nie ma najmniejszych szans dla nikogo - narkotyki, alkohol, wykorzystywanie seksualne i kupczenie swoim ciałem, bandy Narcos, skorumpowani policjanci... do tego upał, smród ciał, brud. Być kobietą w takim miejscu to przegrany los, o czym dowiadują się prędko już bardzo małe dziewczynki. Być biedakiem – nie lepiej, a biedni są tu niemal wszyscy. Każdy cierpi i próbuje radzić sobie na swój sposób, dysponując resztkami tego, co posiada – ciałem, przemocą, bezlitosną walką o swoje. Czasem pozostaje tylko rezygnacja i ucieczka – z domu, albo już tylko w głąb siebie. Nie jest to pozycja dla wrażliwych czytelników. Autorka nie ma dla nas żadnej litości. Uwierzcie, że często przechodzą po plecach prawdziwe dreszcze odrazy!
Do tego dochodzi gorączkowy, obłędny wręcz język! Wiem, że dla niektórych czytelników zupełnie nie do przyjęcia. Nie znajdziemy tu żadnych dialogów. Każdy rozdział to długi monolog snuty pośpiesznie przez kolejnego bohatera wkraczającego na scenę. Rozwlekłe, zawiłe, wielokrotnie złożone zdania fizycznie wręcz nie pozwalają zaczerpnąć oddechu, choć jednocześnie wymuszają duże skupienie, bo łatwo pogubić się, zatracić sens, a desperacko chce się ten sens uchwycić. Ja uwielbiam taką prozę! Taki słowny wir porywa mnie i niesie, przyśpiesza mój puls i oszałamia. Dzięki temu ten brutalny, pełen wulgaryzmów język ma mimo wszystko rytm i piękno poezji. Ohyda fabuły i słów przeraża, ale i dziwnie hipnotyzuje, przyciąga. Jestem na tyle dorosła i świadoma, by wiedzieć, że takie miejsca istnieją, że istnieją tacy ludzie... chcę więc o tym czytać, skoro autorka potrafiła to ukazać w taki właśnie, straszny i piękny zarazem sposób.
Nie wiem, czy polecać. Nie spotkacie w tej powieści żadnych szlachetnych postaci, nie będzie kogo specjalnie polubić, nie będzie komu kibicować. Tutaj każdy gotowy jest do tego, co najgorsze. Dobro czasem zabłyśnie, jak niewyraźna iskierka, by szybko zgasnąć przykryta kolejnym plugastwem. Ludzkie uczucia i odruchy tkwią głęboko ukryte, brutalne warunki nie pozwalają na to, by je ujawniać. Nie ma jednak zła bez przyczyny. Historia skłania do pytania: dlaczego? A odpowiedź jest oczywista. Czy bylibyśmy inni, lepsi, gdybyśmy urodzili się i dorastali w takim miejscu?
Przypomnę raz jeszcze, że to pozycja mroczna, brutalna, przekraczająca bez najmniejszego wahania granice naszego dobrego smaku. Jeśli jednak nie jesteście skłonni do szybkiego zgorszenia, a spoza najohydniejszych przekleństw, brudu i zepsucia potraficie dostrzec to, co głęboko wspólne w każdym człowieku, to owszem - polecam. Dla mnie to w pełni wartościowa literatura. Ale nie mówcie, że nie ostrzegałam...