Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Ratowałam Od Zagłady

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 3 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Ratowałam Od Zagłady | Autor: Irene Gut Opdyke

Wybierz opinię:

Doris

Gdy żyjemy w szczęśliwej rodzinie, w poczuciu bezpieczeństwa i miłości, realizujemy plany, spełniamy marzenia, wtedy świadomość zbliżającego się niebezpieczeństwa, a już tym bardziej groźba wybuchu wojny, jawi się nam niczym opowieść rodem z fantastyki. A gdy już się ziści, mamy wrażenie jakiejś nierzeczywistości, halucynacji, jakbyśmy zostali wrzuceni w straszny sen, koszmar, z którego bardzo chcielibyśmy się obudzić. To nie dzieje się naprawdę. To przecież niemożliwe!

 

 Tak właśnie wrzesień 1939 roku postrzegała Irena Gutówna, siedemnastoletnia uczennica szkoły pielęgniarskiej, którą wojna zaskoczyła z dala od rodziny. Jako przyszła pielęgniarka opiekowała się rannymi i wraz z nimi samochodem Czerwonego Krzyża dotarła aż do Kowna. Rozglądała się wokół przerażona, z osłupieniem śledziła wzrokiem kawalerzystę galopującego z uniesioną szablą wprost na jadące czołgi. W dodatku dotarło do niej, że ziemia, na której stoi to już nie Polska, a terytorium rosyjskie: „Utraciliśmy naszą państwowość. Nie ma już Polski”.

 

 Wiele dziewcząt pewnie załamałoby się w takiej sytuacji. Ale nie Irena, u której odwaga szła w parze ze zdrowym rozsądkiem i pomysłowością. Gdy trzeba było, udawała Rosjankę, kiedy indziej zaś Niemkę. Los rzucał ją w różne miejsca. Od Kowna przez Tarnopol, Radom, Kraków, aż w końcu obóz dla przesiedleńców w Niemczech Zachodnich, skąd droga powiodła ją do Nowego Jorku.

 

  Po pierwszym szoku musiała żyć dalej. Pisze: „Musiałam wybrać właściwą drogę albo już nigdy nie być w zgodzie ze sobą” Jaka to będzie droga nie było żadnych wątpliwości odkąd, jako dziewczynka, przyniosła do domu boćka ze złamanym skrzydłem. Zapewne wybór zawodu również wiązał się z jej wrażliwością. Z bólem opisuje zmianę, jaką zaobserwowała w zachowaniu w stosunku do Żydów ze strony ich dawnych sąsiadów, a nawet przyjaciół. Los Polaków pod okupacją niemiecką był niełatwy, jednak prawdziwą tragedię przeżywali właśnie Żydzi, nie tylko pozbawieni praw, stygmatyzowani, ale w końcu zamknięci za murem zwieńczonym drutem kolczastym i przeznaczeni na zatracenie. Irena nie mogła nie myśleć „o biednych, zastrzelonych Żydach, których widziałam i zastanawiałam się, dlaczego oficerowie są w stanie wierzyć, że starzy ludzie w modlitewnych szalach, matki z dziećmi, ojcowie parający się drobnym handlem, mogą być tak niebezpiecznymi wrogami”. Sceny takie widziała z okien hotelu dla Niemców, gdzie pracowała. Z okien wychodzących wprost na getto.

 

 Pierwsze strony książki były dość patetyczne, tak że miałam obawy o ciąg dalszy. Niepotrzebnie. Dalej było już tylko lepiej. Znacznie lepiej. Wspomnienia prawie osiemdziesięcioletniej Irenie pomogła spisać Jennifer Armstrong. Ciekawa jestem, jak wielkie ze zdumienia robiły się jej oczy w miarę słuchania tej opowieści. Tyle tu zawirowań i nieoczekiwanych, zupełnie filmowych, zwrotów akcji. Gwałt, ucieczka przed rosyjską policją, aresztowanie, kolejna ucieczka, partyzantka, kolejne aresztowanie, ucieczka… Irena dojrzewa na naszych oczach. Z beztroskiego podlotka stopniowo wyłania się odpowiedzialna młoda kobieta, która nie boi się ryzykować, choć przy tym wszystkie swoje decyzje dokładnie rozważa. Ryzyko owszem, ale niepotrzebna brawura – w żadnym wypadku. Ma przy tym dużo szczęścia do ludzi, których spotyka na swojej drodze. Z początku zajęta własnymi kłopotami, z czasem zaczyna dostrzegać też to, co dzieje się dookoła. Działanie narzuciło się jakby samo, po prostu nie mogła zareagować inaczej: „kradłam z magazynu, przemycałam uciekających Żydów. Nie mogłam uwierzyć, że to robię”. Wkrótce miała już pod opieką dwanaście osób, które zawierzyły jej swoje życie. Czym, poza strachem i poczuciem ciągłego zagrożenia, musiała to okupić?

 

Trudno było godzić się jej z poczuciem bezsilności, kiedy wiedziała, że nie może zrobić dosłownie nic poza zapisaniem w pamięci scen, jakich jest świadkiem. Wierzyła, że przyjdzie kiedyś taki dzień, gdy będzie mogła o tym głośno opowiedzieć. Lata wojny wydawały jej się koszmarną wiecznością: „Skończyłam dwadzieścia lat i byłam przekonana, że pół życia upłynęło mi w czasie wojny. Czułam się jak stara kobieta. Widziałam okropne rzeczy i okropne rzeczy były robione mnie. (…) Na Boga, to nie było w porządku”. I jeszcze to ogromne zdziwienie, że natura pozostaje obojętna na ludzkie cierpienie i morze nienawiści, które rozlało się dookoła. Słońce nadal wschodzi, gwiazdy oświetlają nocne niebo, pory roku nadchodzą pod sobie nieubłaganie, jak zawsze od wieków. Z tym zdumieniem i niezgodą na to, że świat toczy się nadal, że pojedynczy człowiek , jego życie, cierpienie i śmierć tak niewiele znaczy, że jesteśmy jak te mrówki pod stopą olbrzyma, spotykamy się w wielu utworach literackich. Na co dzień jesteśmy przekonani o swojej wyjątkowości do tego stopnia, że gdy spostrzegamy, iż nasz los nie ma wpływu na „obroty sfer niebieskich” – po prostu trudno nam w to uwierzyć.  Boli świadomość, że możemy wszystko utracić, niczego już nie doświadczyć, nie dokonać, a życie będzie toczyło się dalej.

 

To zastanawiające, że nikt jeszcze nie nakręcił filmu inspirowanego wojennymi losami Ireny Gut. Przecież jej życie to wręcz gotowy scenariusz. Młodziutka, śliczna dziewczyna, wokół wojna, nieprzewidywalne sytuacje wymagające natychmiastowych reakcji, wręcz szalone, następujące po sobie w niesamowitym tempie, niczym na przyśpieszonym biegu. Miłość, przyjaźnie, aresztowania i ucieczki. A przede wszystkim ciągłe narażanie życia , by ratować ludzi przed śmiercią. No i jeszcze szczęśliwe zakończenie. Tak jak ja nie mogłam wprost oderwać się od książki, tak widzowie zapewne z zapartym tchem oglądaliby film.

Ambros

Tematyka Holocaustu jest obecna w literaturze od dawna. Odkąd pamiętam wywołuje skrajne emocje. Holocaust to zło. Śmierć w przerażającym wydaniu. Niesamowity ból i cierpienie. Zostawia blizny, których się nie usunie. Rany, które się nigdy nie zagoją … A to wszystko sprawili ludzie ludziom … I właśnie tym bardziej nie można przejść nad tym zagadnieniem do porządku dziennego, nie można się z tym pogodzić, a zrozumieć jest bardzo trudno …

 

Irena Gut odważyła się podzielić z nami swoimi przeżyciami. Postanowiła, że świat pozna prawdę o Holocauście. Nie pozwoli, aby kłamstwo kwitło i się rozpowszechniało. Poznajemy bohaterkę jako siedemnastoletnią dziewczynę, uczennicę szkoły pielęgniarskiej w Radomiu. Jej życie nie było proste i ciepłe, wiele wycierpiała i szybko dorosła. Jej zachowanie w czasie wojny świadczyło o niesamowitej dojrzałości i nagłej metamorfozie. Przecież była jeszcze dzieckiem, ale nie był jej obojętny los drugiego człowieka, niezależnie czy był to Żyd, Polak czy Niemiec. Liczył się człowiek, jego życie, nie  rasa, narodowość czy wyznanie. Potrafiła się wznieść ponad wyżyny, przymknąć oko na niesprawiedliwą rzeczywistość, która była wszechobecna. Piękny i godny wzór do naśladowania. Czy dzisiaj też mamy takie wzorce? Być może, ale nieliczne i nie tak odważne i skromne, jak w tych trudnych czasach wojennych.

 

Irena Gutówna walczyła o dobro swojego kraju, zaangażowała się w działalność konspiracyjną. Jej nadrzędnym celem było uratowanie jak największej ilości ludzkich istnień, nie zważając na swoje wygody czy potrzeby. Życie ją doświadczyło i nie oszczędzał jej los. Aby przetrwać, poświęcała się, godziła się na poniżanie i akceptowała rozmaite sposoby upokorzenia. Ale to jej nie złamało, wręcz przeciwnie to ją uskrzydlało i dodawało ogromnej mocy i siły. Im bardziej ją krzywdzono tym ona szybciej się odradzała i uparcie parła do przodu. Wspomagała ludzi żyjących za murem, w getcie. Dostarczała im jedzenie i ubrania, wiedząc jaka grozi za to kara. A kara była tylko jedna, nieuchronna śmierć. Ukrywała Żydów w lesie i w domu u majora, u którego była pomocą domową. Pod oczami Niemców pomagała tym, którzy byli dla nich śmiertelnymi wrogami, byli nikim, złem jątrzącym aryjski świat. Ile była w stanie znieść ta młoda i niezniszczalna dziewczyna? Wierzyć się nie chce, ale dla uratowania chociaż jednego ludzkiego istnienia staje się kochanką niemieckiego żołnierza. Niewyobrażalny obraz poświęcenia, nacechowany trudną do ujęcia w słowa odwagą. Czy czasami w ogóle myślała o sobie? Czy się bała o siebie? Jestem przekonana, że nawet przez chwilę nie zastanawiała się nad swoim położeniem i losem. Miała ważniejsze życiowe cele do zrealizowania. Walka z okupantem, zarówno rosyjskim, jak i niemieckim. Wszelkimi możliwymi sposobami, aby jak najbardziej utrudnić im niszczenie ludzkości. Ale los się jej odwdzięczył. Przeżyła wojnę, wyjechała za ocean, gdzie żyła długie lata u boku swojego męża.

 

Lektura jest wstrząsająca i dostarcza wielu emocji. Zresztą tematyka nie jest łatwa. Codzienne ocieranie się o śmierć nie może nie boleć. Dotkliwie wzrusza i przeraża. Dla mnie te wspomnienie to żywe i niezapomniane świadectwo odwagi i męstwa tkwiącego w kruchej młodej kobiecie. Jesteśmy obecnymi świadkami wojennej zawieruchy widzianej z perspektywy walczącej dziewczyny. Zarówno ta, jak i każda inna wojna, często wydobywa z ludzi pokłady miłości i poświęcenia dociera do najgłębszych zakamarków ludzkich dusz. Wspólny wróg łączy ludzi i dodaje im nadziei, że razem są w stanie go pokonać, chociażby ostatkiem sił.

 

Ta piękna historia daje jasny sygnał, aby szczególnie w dzisiejszych czasach, zaniku więzi i wyobcowania się ludzi, zauważyć drugiego człowieka, wyciągnąć do niego pomocną dłoń, nic w zamian nie oczekując. Piękne, ale czasami bardzo trudne do osiągnięcia. Trzeba porzucić własne „ja”, a uwrażliwić się na obecność drugiego człowieka w naszym jestestwie, zaakceptować i zrozumieć, że każdy człowiek jest ważny i ma prawo żyć godnie. Najwyższy kocha każdego i tylko On ma nad nim wszechmocną władzę.

 

Marzy mi się, aby ta mądra, intymna i refleksyjna opowieść nie została przez nas zapomniana. Cieszę się, że Irena Gut zdecydowała się na uzewnętrznienie swoich bolesnych i traumatycznych przeżyć i podzielenie się nimi z nami. Myślę, że miała w tym swój mały cel. Czy został osiągnięty? To już zależy od nas i naszego postępowania … od naszej odwagi i miłości … od naszej wrażliwości …

 

Drogocenna lekcja życia. Bycia wrażliwym i otwartym na ludzi. Dziękuję za tę lekturę, już znalazła honorowe miejsce nie tylko w mojej biblioteczce, ale przede wszystkim w moim sercu ...

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial