Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Kosmos To Nie Jest Miejsce Dla Poważnych Ludzi

Kup Taniej - Promocja

Additional Info

  • Autor: Łukasz Motulewicz
  • Tytuł Oryginału: Kosmos To Nie Jest Miejsce Dla Poważnych Ludzi
  • Gatunek: Fantastyka
  • Liczba Stron: 119
  • Rok Wydania: 2021
  • Numer Wydania: I
  • Wymiary: 125x195 mm
  • ISBN: 9788366533240
  • Wydawca: Wydawnictwo NowoCzesne
  • Oprawa: Miękka
  • Miejsce Wydania: Poznań
  • Ocena:

    2,5/6

    5/6

    6/6


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 1 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 1 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 1 votes

Polecam:


Podziel się!

Kosmos To Nie Jest Miejsce Dla Poważnych Ludzi | Autor: Łukasz Motulewicz

Wybierz opinię:

Pani M

Gdyby Mały Książę dorósł i pracował w korporacji...

 

„Kosmos to nie jest miejsce dla poważnych ludzi” jest zbiorem krótkich opowiadań, których głównym bohaterem jest Hugo House. Hugo z zawodu jest kulturoznawcą, jednak zakres jego pracy znacznie wykracza poza nasze wyobrażenia. Mężczyzna pracuje dla departamentu, który organizuje międzyplanetarne misje badawcze. W ramach tych wypraw, Hugo poznaje i dokumentuje kulturę, obyczaje i inne cechy charakterystyczne dla nowo poznanych cywilizacji. Po godzinach jest raczej poukładanym i dość samotnym człowiekiem, który przy pomocy humoru i dystansu próbuje odnajdywać się w otaczającym go świecie. 

 

„Kosmos...” był bardzo dziwną lekturą. Trudno mi powiedzieć, czy opowiadania Łukasza Motulewicza mi się podobały, czy też nie. Z pewnością nie można potępić ich w czambuł, ponieważ dostrzegam kilka zalet i pewien potencjał. Jednak „Kosmos...” nie jest bez wad, które znacznie studziły mój entuzjazm. Jeśli więc miałabym powiedzieć, czy polecam tę książkę, czy nie, to musiałabym odpowiedzieć „to zależy”.

 

Przede wszystkim zależy, czy szukacie epickich opowiadań, napisanych z rozmachem i zawierających w sobie porywającą intrygę i charyzmatycznych bohaterów. Jeśli tak, to „Kosmos...” was rozczaruje. W moim odczuciu, opowiadania Łukasza Motulewicza są prozaicznymi odpowiednikami fraszek. Krótkie, żartobliwe lub refleksyjne, czasami o zabarwieniu moralizatorskim lub filozoficznym. Z początku irytowała mnie banalność fabuły oraz fakt, że w tych opowiadaniach nie dzieje się praktycznie nic istotnego. Jeśli jednak spojrzy się na to z tej strony, że tak właśnie miało być i prawdopodobnie to „autor miał na myśli”, to frustracja nieco maleje.

 

Wiele zrekompensował mi humorystyczny charakter opowiadań. Jest to humor absurdu, groteski, czasami nieco gorzki, ale właśnie dzięki temu niewymuszony i naturalny. W związku z tym, tytuł i okładka idealnie pasują do treści utworu. „Kosmos...” Łukasza Motulewicza z pewnością nie jest dla poważnych ludzi.

 

I o ile aspekt humorystyczny jak najbardziej trafił w moje gusta, o tyle refleksyjny już nie do końca. Często miałam wrażenie, że przemyślenia głównego bohatera są zbyt pretensjonalne, a nawet nieco boomerskie. Hugo z całą pewnością jest człowiekiem, którego życie w jakiś sposób omija. Bohaterowi brak jakiejkolwiek motywacji do działania. Często oddaje się przemyśleniom, ale ich wnioski wydają mi się zbyt oklepane i tendencyjne. Wszyscy już wiemy, że światem rządzi pieniądz, a sprawiedliwość stoi po stronie bogatych - niczym nowym nas nie oświeciłeś Hugonie. Właśnie te momenty, pozbawione humoru, a wypełnione refleksją i powolną akcją sprawiały, że z ulgą odkładałam książkę i nie miałam ochoty do niej wracać.

 

Stąd też wzięło się moje skojarzenie z Małym Księciem (za którym też niespecjalnie przepadam). Hugo tak jak Mały Książę lata od jednej planety do drugiej i za każdym razem dowiaduje się czegoś nowego, zdobywa doświadczenie, poznaje to, co nieznane. Jednak o ile w Małym Księciu tliła się jakaś iskierka życia, o tyle Hugo wydaje się być zupełnie cyniczny i zrezygnowany. W pewnym sensie jest to nawet (wisielczo) śmieszne.

 

Można również zauważyć kilka błędów w samym tekście. Są to raczej drobnostki w rodzaju braku kropki lub przecinka, jednak nawet takie błahostki wymagają korekty.

 

Podsumowując, nawet po przelaniu wrażeń przez klawiaturę trudno mi powiedzieć, czy te opowiadania były dobre, czy słabe. Na pewno są oryginalne i nietypowe, nigdy wcześniej czegoś takiego nie czytałam. Myślę, że z czystej ciekawości można sięgnąć po „Kosmos...”, ponieważ jest dość skromny objętościowo (117 stron), jednak nie gwarantuję, że dla każdego będzie to udana lektura.

Pani M

Pewnego dnia wyższy urzędnik ministerstwa wyruszył do archiwum, by odnaleźć teczkę numer HB258001. Tam trafił na zbiór dokumentów opatrzonych podpisem „Raport złodzieja żon”. Bohaterem tych dokumentów był Hugo House, pracownik nieistniejącego już departamentu kontaktów z obcymi. Był w nim zatrudniony jako kulturoznawca. Miał badać nowo poznane planety pod kątem rozwinięcia cywilizacyjnego. Urzędnik wraz z Leo Pergamonem postanowił napisać biografię tego człowieka. To zajęcie zajęło go na tyle, że całkowicie się w nim zatracił, tracąc wszystko, co miał do tej pory. Ale czego się nie robi, żeby poskładać ze strzępków informacji obraz niezwykłego człowieka.

 

Od razu przyznam się, że sięgając po tę książkę, nie miałam właściwie żadnych oczekiwań. Opis z tyłu niewiele mi mówił, nie widziałam żadnych recenzji. Nieco obawiałam się tego, że odbiję się od niej z hukiem, bo to nie do końca moje klimaty, ale hej, nie samym kryminałem żyje człowiek, od czasu do czasu trzeba sięgnąć po inny gatunek.

 

Początkowo trudno było mi wczuć się w klimat opowieści o Hugo Housie. Nie od razu trafił do mnie humor autora i nawet zdarzyło mi się odłożyć książkę na półkę, żeby przetrawić słowa autora, nabrać do nich dystansu i zacząć jeszcze raz. A kiedy zaraz na początku książki przeczytałam, że cierpiał na pewien rodzaj lekkiej schizofrenii i nie wszystko, co go spotkało, należy czytać dosłownie – poczułam, że mrozi mi się krew w żyłach, ale podjęłam to wyzwanie.

 

Hugo był dla mnie specyficznych, jednak miał w sobie coś, co mnie do niego przyciągało i sprawiło, że go polubiłam. Totalnie zakochałam się w nim w rozdziale siódmym, który pokazuje także, jak ogromny dystans do siebie ma autor. Nie to, że wcześniej tego nie pokazywał, ale to była dla mnie po prostu wisienka na torcie. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że styl autora może nie trafić do każdego, jednak mnie kupił. Nie od samego początku, o czym zresztą już wam wspomniałam, ale mu się to udało.

 

Zaintrygowało mnie postacie, z którymi spotykał się Hugo. Były nietuzinkowe, zapadały w pamięć. Ogólnie cała koncepcja kosmosu przedstawiona przez autora jest dla mnie jak najbardziej na plus. Bałam się tego, co tutaj dostanę, ale po lekturze jestem jak najbardziej usatysfakcjonowana.

 

Książkę czyta się błyskawicznie. Nie dość, że poszczególne rozdziały są krótkie, to i całość nie jest zbyt obszerna. I nie bójcie się tego, że niewielka objętość cokolwiek ujmuje. Możecie być spokojni, nic takiego się nie dzieje.

 

Na koniec chciałabym pozachwycać się ilustracjami autorstwa Marii Sary Motulewicz. Są piękne w  swojej prostocie i doskonale uzupełniają całość. Bez nich czegoś by jej brakowało. Szkoda tylko, że było ich tutaj tak niewiele.

 

Jeśli szukacie lekkiej, nietuzinkowej książki, to myślę, że to może być propozycja dla was. Owszem, autor ma bardzo specyficzny styl, nie brakuje tutaj sucharów, ale ja nie miałam z nimi akurat większych problemów. Jestem osobą, która przeważnie kręci nosem, jeśli chodzi o opowiadania. Przeważnie czegoś w nich mi brakuje. Mam wrażenie, że są za krótkie, jeszcze dobrze nie zdążę się z nimi zapoznać, wczuć w ich klimat, a już się kończą. Te jednak mnie do siebie przekonały. Były krótkie, treściwe, dobrze bawiłam się w trakcie ich czytania.

Agnesto

 

Moja radość sięga zenitu, albo i wyżej, bo po lekturze „Kosmosu” poczułam się lewitującą w przestrzeni zadowoloną czytelniczką. Takie książki to rzadkość, ale zacznę od początku, by składnie wszystko poukładać w miarę chronologicznie. W końcu na ziemi obowiązuje ład.

 

Hugo House (prawie, jak doktor House lecz od badań kosmicznych, a nie ciał ludzkich) został wskrzeszony (niemalże jak Jezus) przez zupełny przypadek. A wszystkiemu winna była teczka nr HB258001, której szukanie sprawiło natknięcie się na inną teczkę, a raczej zbiór dokumentów opatrzonych nazwą „Raporty złodzieja żon”. Mniemam, że gdyby nie ten opis, to owe dokumenty przepadłyby z kretesem, a tak poznajemy Hugo House, pracownika nieistniejącego już w ministerstwie departamentu kontaktu z obcymi, piastującego stanowisko kulturoznawcy. Jego praca polegała na badaniu obcych (kosmitów, co tu dużo mówić), obserwacji nieznanych planet pod kątem rozwoju cywilizacji i gatunku ludzkiego. Mądry człowiek? Wyjątkowy odkrywca? A może odważny naukowiec? Pewnie wszystkiego po trochu, acz – co należy szybko uściślić – w nikłym procencie też i lekki schizofrenik. I masz babo placek, a raczej planetę! Jak ów rozbiegany umysłowo badacz mógł latać w kosmos? - zapytasz. A ja odpowiem, a no mógł. I nawet latał, a każdą odbytą misję raportował (i to ręcznie!) w swoim ministerstwie. A że miał ciekawe i wyloty i perypetie na obcych planetach i do tego niebywałe wnioski, to było o czym raportować. Ludzkość szuka bowiem nowych miejsc do zaludnienia, powiem wręcz, do osadzenia i zapuszczenia korzeni, bo ziemia zaczyna być ciasna, zaśmiecona i coraz mniej zasobna. Ekspedycje Hugo House`a miały na celu odnalezienie dogodnych miejsc oraz „normalnych” jej mieszkańców, by móc wysłać tam homo sapiens. Jednak świat jest pełen dziwaków, i jak się okazuje – kosmos też.

 

Łukasz Motulewicz pisząc „Kosmos to nie jest miejsce dla poważnych ludzi” sam musiał być lekko niepoważny, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, gdyż pisanie takich opowiadań samoczynnie wymusza takie podejście. Z pewnością i prywatnie ma do siebie i życia roztropny dystans, a w sobie pielęgnuje małego chłopca. Opowiadania zawarte w tej niepozornej książce są nie dość, że abstrakcyjne, czasem nawet niut nierealne, to do tego bawią. Wciągają – i to szybko. A siła grawitacji? Jaka siła? Tu brak jakichkolwiek racjonalności. Czytanie perypetii Hugo House`a sprawia, że twój umysł odbywa podróż około planetarną. Stajesz się badaczem w skafandrze, chodzisz po innych planetach, poznajesz innych ludzi, inne istoty, ba – nawiązujesz komunikację, próbujesz nawet... teleportacji. Te opowieści wywołują uśmiech, umysł dostaje wytchnienie, a ty odlatujesz. Ciało przestaje ważyć, lewitujesz.

 

Tak dobrze napisanych historii (o kosmosie i galaktykach) już dawno nie czytałam. Nie jestem miłośniczką fantastyki, jednak ta... ta jest fantastycznie kosmiczna, albo kosmicznie fantastyczna. Zwał, jak zwał, acz wniosek jest jeden – to świetnie napisana powieść.

 

Do tego rysunki, o których muszę wspomnieć , ołówka Marii Sary Motulewicz, które sprawiają, że książką można się dodatkowo „otumanić”. Dosłownie. Hugo House pisał państwowe raporty, Łukasz Motulewicz pisał o nim – dodając od siebie szczyptę lekkości – a ja z radością przeczytałam te ostatnie. Trio, jakiego próżno szukać we wszechświecie. Trio między stronicowe, ba – powiem nawet międzyplanetarne, które nie wymaga ekspedycji naukowej. Zamieszkujemy planetę, która wymyka się szufladkowaniu.

 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial