MyCoffeeBooks
-
Jeżeli zastanawialiście się kiedyś, co by było, gdyby tak wychowywać dzieci bez sztywnych ram i znajomości ogólnych zasad społecznych, to w tej książce znajdziecie na to odpowiedź. Iza Klementowska zagrała w tę grę i znalazła dzieci hipisów z lat 70-tych. Takich prawdziwych, którzy na serio wzięli wszystkie zasady „dzieci kwiatów”. Czy wyszło im to na dobre?
Po czym poznać dobry reportaż? Autor pod żadnym pozorem nie może pozwolić sobie na subiektywną ocenę danej sytuacji którą przedstawia. Iza Klementowska poradziła sobie z tym doskonale. To reportażystka, która na swoim koncie literackim ma pokaźny zbiór tekstów, gdzie porusza czasem drażniące, czasem przerażające kwestie. Jedno jest pewne - zawsze są aktualne i mają spory wydźwięk społeczny.
W „Zapach trawy. Opowieści o dzieciach hipisów” Iza Klementowska pokazuje nam jak ideologia hipisów z USA została szybko przejęta przez całą Europę, w tym Polskę. Porzućmy własne dobra na rzecz pracy na rzecz wspólnej komuny. Dzieci kwiaty, miłujące pokój i czyniące dobro, tak naprawdę musiały zderzyć się kiedyś z bolesną rzeczywistością. I konsekwencjami swoich wyborów, które nie zawsze skończyły się dla nich dobrze. Z pewnością rzuciły cień na życie ich dzieci i wnuków. To brzemię, przez jednych będzie wypierane, inni spróbują żyć właśnie w tym rytmie. Jedno jest pewne, nie uwolnią się z niego.
„Zapach trawy. Opowieści o dzieciach hipisów” to książka którą czyta się niezwykle lekko i szybko. Krótkie rozdziały w formie zbliżonej do esejów prowadzą nas w podróż od czasów obecnych, do wspomnień z dzieciństwa głównych bohaterów. Przeskakujemy między Tomkiem, który nie chce znać swojego ojca, przez Jacka, który mieszka w leśnej głuszy. Pojawia się również Anka, mistrzyni organizacji i spokoju oraz Małgosia, miłośniczka zen.
Oni wszyscy są dziećmi hipisów. Mieli kompletnie oderwane od rzeczywistości dzieciństwo, które kiedyś musiało się skończyć. Każde z nich poszło swoją drogą, na swój sposób radząc sobie z otaczającą rzeczywistością. Iza Klementowska z niezwykłym uporem przekonuje ich do siebie, aby w końcu chociaż na chwilę otworzyli się i opowiedzieli o swoich wspomnieniach z czasów życia w hipisowskiej komunie. To urywki, strzępy zdarzeń z których wyłania się ciekawy obraz polskich dzieci kwiatów. Nigdy jednak nie skazałabym na to swoich dzieci ani bliskich.
Podczas czytania momentami aż miałam dreszcze. Dziwiłam się, jak dojrzali ludzie, w imię fanaberii i chwilowej mody na bycie hipisami, przekreślają normalną przyszłość swoich dzieci. Brak stabilizacji, kompletna dezorganizacja oraz poczucia bezpieczeństwa była po prostu przerażająca. Być może nie byłoby to tak krzywdzące, gdyby nie fakt, że te dzieci kiedyś musiały zetknąć się z normalnym światem. Szkoła, rówieśnicy i praca wiąże się z zupełnie innymi zasadami niż te, które zostały wpojone im od dziecka.
Pierwsze chwile w szkole były koszmarne. Samo przyzwyczajenie się do ogólnych zasad współżycia społecznego zajęło czas i pochłonęło sporo emocji. Te dzieci stały się dorosłymi, którzy niejednokrotnie musieli zwrócić się o pomoc do psychologów, aby wszystko poukładać sobie na nowo. Niejednokrotnie rzeczywistość, którą tworzą obecnie, jest zupełnym przeciwieństwem tego, co wynieśli z domu. Ład, porządek, ustalone reguły i przestrzeganie zasad. Kiedyś to, co kojarzyło się z okropnym ograniczaniem, dzisiaj jest poczuciem bezpieczeństwa.