Justyna
-
Piękny dom, mroczna historia
Pewnego ciepłego, wrześniowego popołudnia, niespełna dwuletnie bliźniaczki, Violet i Tabitha, bawiły się w ogrodzie. Opiekowała się nimi ich ośmioletnia siostra, Arden. Starsza dziewczynka poszła nazbierać kwiatów dla sióstr, by załagodzić jedną z ich dziecięcych kłótni. Gdy Arden wróciła do ogrodu, bliźniaczek już nie było. Jedyne co zobaczyła ośmiolatka, to blond włosy Vi i Tabby, które mignęły za szybą odjeżdżającego samochodu. Pomimo wnikliwych i długich poszukiwań, dziewczynek nie udało się odnaleźć - ani żywych, ani martwych…
Po blisko dwudziestu latach Arden powraca w rodzinne strony. Poza Arrowood, rodową posiadłością, nie może sobie znaleźć miejsca na ziemi. Tymczasem w sprawie Violet i Tabby pojawia się nowy trop. Swoją pomoc oferuje pasjonat nieodkrytych tajemnic z przeszłości, Josh. Arden postanawia połączyć siły z nowo poznanym chłopakiem i rozwikłać zagadkę rodzinnej tragedii.
Cóż to był za klimat! Bez dwóch zdań, nastrój jest jedną z największych zalet tej powieści. Laura McHugh wyjątkowo zadbała o odmalowanie atmosfery niewielkiego amerykańskiego miasteczka u wybrzeża Missisipi, które lata swojej świetności ma już dawno za sobą. Jeszcze nie miałam przyjemności zobaczenia stanu Iowa na własne oczy, ale dzięki „Rezydencji” mogłam poczuć się tak, jakbym naprawdę tam była. Atmosferę dopełnia opuszczona, jednak wciąż imponująca rezydencja, która pamięta czasy kolonializmu w Stanach Zjednoczonych. Fakt, że akcja dzieje się głównie w czasie jesieni również nie jest bez znaczenia. Nie ma lepszej pory roku na opowiadanie tragicznych historii i rozwiązywanie rodzinnych tajemnic.
W „Rezydencji” podobało mi się również to, że fabuła jest bardzo dynamiczna. Nie ma dłużyzn i czytelnik się po prostu nie nudzi. Książkę czyta się bardzo szybko i jestem pewna, że świetnie się sprawdzi jako odpoczynek od bardziej wymagającej lektury.
Szybkość i łatwość odbioru związana jest również z tym, że nie jest to utwór w żaden sposób nowatorski. „Rezydencja” jest raczej typowym dreszczowcem – stary dom, zaginione dzieci, zbrodnia – nie są to motywy, których literatura by nie znała. Mimo to, powieść czyta się naprawdę dobrze – mam wrażenie, że to właśnie klimat południowego Iowa nadaje tej historii wyjątkowości i odróżnia ją od innych powieści z tego gatunku.
Jedyne co budzi moje wątpliwości w tej powieści, to zbytnia faworyzacja konkretnych bohaterów. Miałam wrażenie, że protagoniści mają o wiele więcej szans i czasu, by wyjaśnić swoje motywacje i emocje. Z kolei antagoniści (zbrodnią byłoby zdradzać, których bohaterów mam dokładnie na myśli) lub bohaterowie względnie neutralni, są moim zdaniem nieco pominięci i przedstawieni jedynie z perspektywy głównej bohaterki. Wpływ na to ma z pewnością narracja pierwszoosobowa, jednak postaciom zawsze można udzielić głosu i pozwolić na swobodny monolog. Mimo wszystko nie jest to wada, która zaważa na ocenie całej powieści.
Koniec końców, „Rezydencję” uważam za bardzo dobry dreszczowiec, który całkowicie pochłonął mnie za sprawą swojego niepowtarzalnego klimatu. Laura McHugh oferuje nam lekturę pełną emocji – nie zabraknie zarówno nostalgii, jak i grozy. Zdecydowanie polecam.