Pani M
-
Pewnie wielu z was słyszało choć raz określenie „świadek koronny”. To podejrzany, który postanowił współpracować z policją, składa zeznania w zamian za obniżenie wymiaru kary albo odstąpienie od jej nałożenia. Ten motyw często przewija się w książkach albo filmach. Zawsze intrygowało mnie, co takiego trzeba zrobić, żeby się nim stać, jakie warunki należy spełnić. Wiecie, mnie to kojarzyło się z kimś, kto zmienia swoje dane, miejsce zamieszkania, zaczyna żyć życiem innej osoby w zamian za złożenie zeznań na niekorzyść osób, z którymi działał. Z takimi świadkami koronnymi do tej pory miałam do czynienia w książkach i filmach. Chciałam się przekonać, jak to wygląda na naszym podwórku. Czy świadek koronny może w miarę bezpiecznie czuć się po tym, jak wsypał innych.
Sięgając po tę książkę, nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, nie czytałam opinii, w sumie nawet nie rzuciła mi się nigdzie w oczy. Mam wrażenie, że jej premiera przeszła trochę bez echa, a szkoda, bo to naprawdę porządny kawał literatury faktu.
Jeśli obawialiście się tego, że to będzie taka sucha teoria na zasadzie bierzemy ludzi, którzy zajmują się pracą ze świadkami koronnymi albo świadków koronnych i każemy im o tym opowiadać w podręcznikowy sposób, to muszę was uspokoić. Wszystkie procedury, które opisano w tej publikacji, są przedstawione w bardzo przystępny sposób i nie musicie obawiać się tego, że będziecie znudzeni tym, co czytacie albo nie zrozumiecie, o co właściwie chodzi. To wszystko jest podane w taki sposób, by słowa autorki zrozumieli wszyscy czytelnicy, bez względu na wykształcenie czy obeznanie w tematyce. To na pewno trzeba zaliczyć na plus.
Do plusów według mnie należy także ogólny kształt tej publikacji. Najpierw mamy wprowadzenie do danej kwestii związanej z instytucją świadka koronnego, potem jest rozmowa z osobą związaną z tym środowiskiem albo fragmenty jej wypowiedzi. Dzięki temu ta publikacja nie jest po prostu suchym klepaniem formułek prawniczych, nabiera koloru i pokazuje, jak wygląda to w rzeczywistości.
Muszę przyznać, że mój obraz tej instytucji był nieco zakrzywiony, trochę inaczej sobie ją wyobrażałam i ta książka otworzyła mi w wielu kwestiach oczy. Teraz jeszcze bardziej podziwiam pracę osób, którzy zajmują się świadkami koronnymi. To coś więcej niż praca. O tym, co mam na myśli, przekonacie się, sięgając po książkę, nie chcę tutaj wszystkiego streszczać.
Podziwiam ogrom pracy, jaki wykonała autorka. Przeprowadziła masę rozmów z osobami z tego środowiska, rzetelnie przygotowała się do napisania tej publikacji i to widać. Tu nie ma ani jednego fragmentu, w którym pojawiłaby się kwestia potraktowana po macoszemu. Kiedy przeglądałam tę książkę i widziałam kolejne wypowiedzi, nieco obawiałam się tego, że to będzie stanowiło trzon całości i obuduje się wokół tego całość. Nie byłam pewna co do jakości tych wywiadów, ale tu oddaję autorce należny jej szacunek, bo do każdej rozmowy podeszła jak profesjonalistka. Na maksa wykorzystała materiał źródłowy i stworzyła wyjątkową książkę.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest publikacja dla wszystkich. Ten świat jest specyficzny i trzeba trochę czasu, by się w nim odnaleźć. Jeśli jednak interesujecie się zagadnieniami związanymi ze świadkami koronnymi, chcecie się przekonać, skąd to wzięło się w Polsce i czy faktycznie to u nas działa, to jak najbardziej polecam tę książkę. Kawał rzetelnego reportażu. Pani Gabrielo, czapki z głów.
Doti
-
Świadek koronny to postać znana nam głównie z amerykańskich filmów sensacyjnych. Otoczona odpowiednią legendą, niekiedy wręcz romantyczną, przeżywająca liczne przygody, obfitujące w pościgi i zamachy, poddawana operacjom plastycznym i charakteryzacji, ukrywająca się pod zmienionym nazwiskiem na głuchej prowincji, gdzie w końcu i tak dopada ją zemsta zdradzonych kompanów.
Jak to wygląda w rodzimym wydaniu, w zgrzebnym polskim systemie, dowiemy się z arcyciekawego reportażu Gabrieli Jatkowskiej – „Skruszony gangster, czyli jak się zostaje świadkiem koronnym”. Gabriela Jatkowska to dziennikarka i politolożka, skupiająca swoje zainteresowanie na sprawach kryminalnych, tych dawniejszych i całkiem współczesnych, czemu dała wyraz w wielu artykułach i kilku książkach. Założyła i redagowała też czasopismo kryminalno-literackie „Pocisk”, do którego pisali najlepsi polscy pisarze kryminałów. Widać więc, że temat nie jest autorce obcy, a teraz pragnie ona przybliżyć go czytelnikowi.
Książka „Skruszony gangster” to połączenie wywiadu, dosłownego zapisu rozmowy, z częścią opisową. Problematykę świadka koronnego poznajemy od samej kuchni, czyli z ust gangsterów, funkcjonariuszy Wydziału do Walki z Terrorem i Zabójstw oraz ZOŚK- i czyli Zarządu Ochrony Świadków Koronnych, adwokatów, prokuratorów, oficerów śledczych.
Program ochrony świadków koronnych w Polsce ruszył późno, bo we wrześniu 1998 roku, wcześniej wdrożono zaś zakup kontrolowany. Była to po prostu konieczność wobec gwałtownego wzrostu przestępczości zorganizowanej w latach 90-tych, tuż po transformacji. Polska policja była w fazie reorganizacji i przekształcania się dawnej milicji w nowoczesny resort. Gangsterzy zaczęli sprawnie łączyć się w zorganizowane grupy tak zwanych „ludzi z miasta”, niezwykle operatywnych, wszechstronnych, nie gardzących rozbojem, wymuszaniem, ale też zwykłym złodziejstwem. Polacy wykazywali się wówczas dużą przedsiębiorczością, zakładali na potęgę własne biznesy, wreszcie było im wolno. Wszyscy zachłysnęli się wolnością i zaczynali zarabiać niezłe pieniądze. W ten sposób otworzył się również raj dla przestępców. Drżeli przed nimi handlarze na rynkach, jubilerzy, właściciele kantorów. Na przestępstwie można było łatwo się dorobić. Opłacało się nawet odsiedzieć swoje w więzieniu, a później korzystać z życia, wydając brudne pieniądze. Nowo sformowana policja musiała znaleźć sposób na walkę z nowymi wyzwaniami, rynkiem narkotykowym, haraczami, porwaniami, którymi teraz zajmowały się doskonale zorganizowane, zhierarchizowane grupy przestępcze. O tych trudnych początkach autorka pisze w pierwszych rozdziałach. Wierzcie mi, że czyta się to jak rasowy thriller połączony z reportażem o kryminalistyce, opowieść sensacyjną wzbogaconą o psychologiczne niuanse i delikatny humor sytuacyjny.
Dowiadujemy się, jak wygląda szkolenie na przykrywkowca, czyli policjanta wnikającego do grupy przestępczej. A także, jakie cechy są konieczne do wykonywania tego trudnego i niebezpiecznego zawodu i czy da się go uprawiać bez pasji. Można wyobrazić sobie, jak trudno policjantowi ochraniającemu świadka zachować konieczny dystans, przebywając z ochranianą osobą 24 godziny na dobę, w święta i dni powszednie, wyjeżdżając z nią i jej rodziną na wakacje, jedząc wspólnie jajecznicę, wożąc żonę świadka na zakupy i pilnując jego dzieci. „Przygotowując koronnego spędzasz z nim więcej czasu niż z własną żoną”. Świadkiem koronnym nie zostaje się do końca życia, dlatego konieczne jest, aby taki delikwent nauczył się życia w społeczeństwie. „Większość świadków koronnych wchodzących do programu nie miała zielonego pojęcia, jak wygląda normalne życie”. Do tej pory, dzięki przestępstwom, opływali we wszystko, żyli w luksusie. Taka zmiana połączona z wyrwaniem ze znanego środowiska i poczuciem zagrożenia, jest dla nich trudna. Warunki, jakie jest w stanie zaoferować im program, są dla nich zbyt skromne. Ograniczeń tych nie wytrzymują też często żony świadków koronnych, stając się w ten sposób dla nich przysłowiową kulą u nogi.
Możemy przeczytać, jak przygotowuje się człowieka w programie świadków koronnych, jak wówczas wygląda jego życie w więzieniu, co kieruje przestępcą, gdy podejmuje taką przełomową decyzję i czy każdy przestępca może świadkiem koronnym zostać. Przy okazji poznajemy też metody działania mafii, tych najbardziej legendarnych: pruszkowskiej, mokotowskiej, wołomińskiej, żargon policyjny i przestępczy. Rozmowy z Masą, Sprokerem, Oskarem i Żydem są doprawdy wielce pouczające. Opowiadają oni o swojej przestępczej drodze, o późniejszym więziennym życiu, często w pojedynczych, izolowanych celach, tak zwanych „enkach”. Nie brak informacji o więziennym wikcie, spacerach, widzeniach, szykanach ze strony personelu i współwięźniów, samobójstwach i zabójstwach, samookaleczeniach. Nazwiska, które przewijają się w treści książki są nam znane. Choćby słynna Słowikowa, która nawet sama popełniła jakąś książkę, czy Masa, mający na swoim koncie chyba z pół biblioteczki. Albo generał Papała, którego śmierć do dzisiaj pozostaje zagadką, a kolejni oskarżeni w tym procesie są po kolei uniewinniani przez sądy.
Fascynujące były fragmenty opisujące kamuflaż, jaki stosuje się przy dowożeniu koronnego na rozprawy. Ekipa rzędu nawet kilkudziesięciu policjantów, policjantki udające żony, charakteryzacja, sprawdzanie, czy nie ma „ogona” na trasie. Czytamy: „doczepialiśmy świadkowi bokobrody, nakładaliśmy peruki. Na pewno nie był to szczyt profesjonalizmu, bo koniec końców wszyscy wyglądaliśmy jak, nie przymierzając, Jerzy Połomski”. No cóż, to w końcu tylko polskie wydanie Bonda, takie nasze „07 zgłoś się”. Niemniej jednak naprawdę zajmująca to lektura, świetnie napisana, omawiająca dziedzinę, o której niewiele wiemy, niewiele wiedzą o niej nawet w samej policji, gdyż operacje te są tajne przez poufne. Książka też zawiera tylko to, co można było bezpiecznie, bez zdradzania najważniejszych tajemnic, upublicznić. Ale zapewniam, że i tak jest tego aż nadto, aby zakręciło się w głowie.