Chris
-
Biorąc pod uwagę literaturę lub kinematografię, bardzo często możemy spotkać się z przypadkami w których kolejne części przynosiły więcej złego aniżeli dobrego. Niejednokrotnie bywało tak, że pierwsza odsłona serii pozostawała pod każdym kątem najlepsza, a jej kontynuacje po prostu przynosiły zawód fanom. Wspominam o tym gdyż miałem nieukrywaną przyjemność przebrnąć przez cały, pięcioczęściowy cykl i ani razu się zawieść. Nie mam tu jednak na myśli żadnego filmu czy też serii książkowej, ale zeszyt ćwiczeń dla dzieci, który choć z pozoru wydaje się mało interesujący to jednak w środku skrywa ogrom tajemnic niczym skarbce Watykanu.
„Kodziaki. Kodowanie na wesoło” to nic innego jak po prostu zbiór kilkunastu łamigłówek dla dzieci, do których rozwiązania będą potrzebowały kredek i chwili skupienia. Każda zagadka ukazana jest w postaci pustego pola na które składają się oznaczone kratki. Do nich z kolei przypisane są, poprzez litery i liczby, odpowiednie kolory dzięki którym młody czytelnik stopniowo tworzy rozwiązanie. Przeważnie hasłem jest zwierzę, postać lub obiekt znany najmłodszym, więc naprawdę warto się nieco przyłożyć by otrzymać takową nagrodę. Oczywiście nie fizycznie, ale jedynie w formie papierowej. Trochę może to przypominać dorosłe życie zawodowe w którym za kilkanaście godzin ciężkiej pracy otrzymujemy papierek, którego za chwilę i tak będziemy musieli się pozbyć. Powracając jednak do naszego głównego tematu to myślę, że najprostsze zobrazowanie tejże formy ćwiczeń to porównanie do popularnej uczniowskiej gry w statki. Też są pola, też są oznaczenia i też należy znaleźć odpowiednie kratki. Różnica polega jednak na tym, że w przypadku „Kodziaków” tworzymy, a podczas naszej papierowej rozgrywki po prostu niszczymy. Warto także dodać, że poprzez takowe rozwiązywanie łamigłówek, nasze dziecko otrzymuje dość sporą dawkę wartościowych lekcji. Przede wszystkim szlifuje cierpliwość, logiczne myślenie i spostrzegawczość. Jak dobrze wiemy nie są to zbyt popularne cechy u współczesnego pokolenia uzależnionego od komputerów i Internetu, ale być może dzięki takiej formie nauki i zabawy, choć trochę będziemy w stanie przekonać ich od bardziej tradycyjnych sposobów na spędzanie czasu. Moim zdaniem „Kodziaki. Kodowanie na wesoło” to także świetna okazja do dokładnego i spokojnego wykonywania zadania, które może skutkować podobnym podejściem do przyszłych obowiązków lub próśb ze strony rodziców. Warto jednak zaznaczyć, że jedynie skrupulatne rozwiązywanie może przynieść upragnioną nagrodę w postaci odgadniętego hasła. Dlatego też w tym wszystkim bardzo odpowiedzialna jest rola rodziców, których zadaniem jest nieco dopilnowanie takowego zachowania u młodych czytelników. Niedbalstwo i brak zaangażowania może doprowadzić do nieodpowiedniej odpowiedzi na łamigłówkę i całkowitego zniechęcenia do takowych form zabawy. Warto także dodać, że wcześniejsze odsłony „Kodziaków” posiadały nieco mniejszy poziom trudności swoich ćwiczeń. Dlatego też w przypadku problemów z omawianą tutaj częścią piątą, warto powrócić do wcześniejszych części. Oczywiście mam tu na myśli dzieciaki. Jeżeli podobny problem występuje u dorosłych to warto po prostu powrócić do szkoły.
Część piąta Kodziaków niczym mnie nie zaskoczyła, ale tak jak wspomniałem na wstępie, jest to przede wszystkim zaleta tejże serii. Nie wiem czy odkodowanie wszystkich łamigłówek zagwarantuje mi miejsce specjalne w szkole dla szpiegów czy też automatycznie awansuje na szefa bardzo ważnej operacji, ale wiem już jak zapewnić dzieciakom wartościową i ciekawą rozrywkę na kilka lub kilkanaście godzin.