Chris
-
Każdemu z nas, w mniejszym lub większym stopniu, znane jest nazwisko Bond, James Bond. Lata się zmieniają, aktorzy się zmieniają, technologie się zmieniają, być może nawet płeć się zmienia, ale filmy o najsłynniejszym szpiegu świata jak były tak i z pewnością będą nadal. Dzięki popularności tej serii, niejeden dzieciak marzył o tym by pewnego dnia wstąpić w szeregi tajnej agencji, otrzymać super samochód i milion gadżetów by móc uratować planetę przed nikczemnymi złoczyńcami. Jak dobrze jednak już teraz wiemy, rzeczywistość jest zgoła inna i bardzo gwałtownie sprowadza nas z powrotem na ziemie. Kto jednak może zabronić nam lub młodszym pokoleniom marzyć? Dzięki literaturze jesteśmy w stanie zapomnieć o otaczających nas realiach i na nowo poczuć dreszczyk emocji, adrenaliny podczas brawurowej akcji czy też zabawić się w szpiega próbującego rozwikłać zagmatwaną zagadkę. Mimo, że mój tekst dotyczy „tylko” książki dla dzieci, to jednak dzięki „Szkole szpiegów” mogłem to wszystko poczuć na nowo.
Benjamin Ripley to dwunastoletni chłopiec powszechnie uchodzący za klasowego kujona, któremu niestraszne są jakiekolwiek zadania matematyczne. Mimo, że na pozór może wydawać się takim samym nastolatkiem jak jego rówieśnicy, to jednak pozostaje jeden fakt, który go zdecydowanie wyróżnia. Właśnie otrzymał powołanie do tajemniczej i elitarnej Szkoły Szpiegów. W momencie gdy po raz pierwszy sięgnąłem po nową książkę Stuarta Gibbsa, myślałem, że trzymam w ręku dziecięcą powieść sensacyjną, w której odnajdę jedynie zalążki trzymającej w napięciu akcji. Uwielbiam jednak w ten sposób się mylić. „Szkoła Szpiegów” to nieustanne zagadki, tajemnica i fabuła niczym pochodząca z najlepszych tego typu filmów i książek. To także powieść pełna humoru, która niejednokrotnie rozśmieszy nie tylko młodych czytelników, ale z pewnością także niejednego dorosłego. Główny bohater, czyli Benjamin Ripley, samą swoją charakterystyką i sposobem bycia jest pewnego rodzaju karykaturą szpiega aniżeli młodym Jamesem Bondem. Do tego dochodzą świetne teksty, nieoczekiwane zwroty akcji, dialogi pełne ironii i osobliwe pozostałe postacie, które poprzez celowe wyolbrzymienie również podchodzą pod granice absurdu. „Szkoła szpiegów” to jednak nie tylko śmiech, ale także przede wszystkim trzymana w napięciu akcja, która wraz z rozwojem książki i odchylaniem kolejnych rąbków tajemnicy, powoduje całkowite wciągnięcie czytelnika w fabułę. Stuart Gibbs swoją zawiłością i lekkością pióra spowodował, że ani przez moment nie odczuwamy znużenia, a nawet po zakończeniu lektury mamy uczucie niespełnienia. Na szczęście to nie koniec przygód naszego głównego bohatera i już niedługo możemy doczekać się kolejnej części tych wspaniałych przygód. Wydawnictwo oczywiście podaje, że jest to książka dla dzieci w wieku 9-12 lat, ale po przeczytaniu „Szkoły Szpiegów” czekam na dalsze losy Benjamina niczym właśnie czytelnik w tymże wieku. Myślę, że to świetna powieść nie tylko dla młodych odbiorców, ale także niejeden dorosły powinien od czasu do czasu przenieść się właśnie w ten wspaniały, dziecięcy świat.
Stuart Gibbs to, moim zdaniem, dość nietuzinkowy pisarz. Mimo, że jest autorem wielu książek dla dzieci i młodzieży, to jednak mało kto wie, że wykształcił się w kierunku biologicznym. Co więcej, po studiach pracował w zoo w Filadelfii, w którym to badał kapibary. Nie wiem co ma ze sobą wspólnego taka praca naukowa i świetna powieść sensacyjna, ale jeżeli jest to wyznacznik sukcesu to powinien być to obowiązkowy start rozpoczęcia kariery każdego pisarza. Już teraz „Szkoła szpiegów” ogłaszana jest jako bestseller, a jestem wręcz przekonany, że kolejne części tę pozycję jedynie potwierdzą.