Bacha85
-
Mówi się, że matematyka jest królową nauk, z nauką też kojarz się najczęściej. Niektórym z taką stricte akademicką i dyskusjami o algebrze Boole’a, innym zaś ze znienawidzonym przedmiotem w szkole, w którym trzeba było liczyć jakąś deltę nie wiadomo po co i na co, no i ogóle bez sensu, bo komu to potrzebne. Znacznie rzadziej łączy się matematyką ze sztuką, czy to z muzyką czy ze sztukami plastycznymi. Ale nie można zapominać, że ona jest w nich obecna. Właśnie na ten aspekt, nie zawsze lubianej przez artystów dziedziny zwrócili uwagę autorzy książki „Obrazy matematyki. Z wizytą w muzeum sztuki”, napisaną przez Majungmula i zilustrowaną przez Kim Yun Ju.
Jest to książka przeznaczona dla dzieci i to zdecydowanie tych młodszych i w moim mniemaniu jest to największą jej wadą. Temat matematyki w sztuce można rozwinąć na wiele interesujących sposobów, doszukiwać się w obrazach geometrycznych prawideł, celowych wzorów i przypadkowych efektów. Tu znajdziemy tylko drobne wyrywki, skromne uwagi, pojedyncze dzieła sztuki, ledwie zarysowanie tematu na bardzo podstawowym poziomie. Wiąże się to ściśle z wiekiem grupy docelowej, do której pozycja jest adresowana. Odbiorca z założenia jest jeszcze przed szkolnym kursem matematyki – jak bardzo by on był niewystarczający. Niemniej jednak skoro takie było założenie to skutki są podobne – uwagi są bardzo ogólne i proste, łatwe do zrozumienia dla mniejszych dzieci, którym mniej problemu sprawi wypatrywanie stożków na obrazie, niż doszukiwanie się symetrii upchniętej gdzieś na dalszym planie.
Siłą tej książki jest tematyka. W systemie nauczania, który mocno skupia się na rozdziale przedmiotów, na segregacji tematów, pokazuje, że można spojrzeć na sztukę z zupełnie innej strony. Że można zaprząc matematykę do tego, by lepiej tę sztukę zrozumieć. Gdy w szkole od początku wbija się dzieciom do głowy podział między wiedzę ścisłą a humanistyczną, taki głos jest niezwykle ważny i cenny. Przedstawienie młodemu odbiorcy, że można połączyć rzeczy tak skrajne, tak zupełnie odmienne jest czymś nie tylko niespotykanym, ale i znaczącym w budowaniu otwartości umysłu.
Książkę czyta się dobrze, choć i lektury w niej nie ma zbyt wiele. Poszczególne strony zawierają rysunki i reprodukcje dzieł sztuki opatrzone bardzo lakonicznym komentarzem, skupiającym się wokół matematycznych tajemnic poszczególnych obrazów. Tu niewiele można zarzucić, ale i równie mało można powiedzieć. Komentarze są trafne, napisane w przystępny dla kilkulatka sposób wprowadzają kilka pojęć z geometrii. Na zakończenie znajdziemy propozycje geometrycznych zabaw ze sztuką, które idealnie mogą się przydać w pracy przedszkolnej.
„Obrazy matematyki. Z wizytą w muzeum sztuki” to dobra i potrzebna książka, ukazująca młodemu odbiorcy, że na świat można spojrzeć zupełnie inaczej, niż prezentowane jest to z perspektywy szkolnej ławki. To również książka, która dorosłym pozwoli lepiej spojrzeć i zrozumieć sztukę. Sprawiłaby mi jednak znaczenie więcej radości, gdyby grupa docelowa była starsza, gdyby była to pozycja przeznaczona raczej dla dziesięcio-, niż pięciolatków. To książka, która sprawdzić się może na lekcjach plastyki, lub kreatywnych przedszkolnych zabawach, bo chociaż pomysły w niej podrzucone są dość proste, to jednak inspirujące.