Justyna
-
Sagi historyczne powodują, że opowiedziana w nich historia zyskuje ludzką twarz. Czytając o losach danej rodziny zdeterminowanej wydarzeniami z przeszłości, przestają one być jedynie zbiorem suchych faktów, a zaczynają nabierać realnego wymiaru.
Zbigniew Zborowski wraca z nową książką – „Spotkajmy się zanim przyjdzie zima” – opowiadającą o losach rodów Zaporewicz i Młynarskich. W czasie Powstania Styczniowego Jan Młynarski przechwytuje jedną złotą monetę z transportu rosyjskich rubli. Dzieli ją na dwie części, jedną dla siebie, drugą dla ukochanej Oleńki. Tych dwoje będzie musiało się rozdzielić, a połówki złota będą wędrować przez czas i przestrzeń – moneta będzie łączyć i dzielić, połówki rubla będą chowane z pietyzmem, czasem przekazywane w czarnej godzinie. Mają za zadanie przynieść szczęście i połączyć losy. Akcja powieści galopuje od rewolucji październikowej, przez zamach w Sarajewie, wybuch pierwszej wojny światowej, początki nazizmu, aż do drugiej wojny światowej. Drugim torem biegnie współczesna akcja – w Warszawie młoda kobieta udaje się do psychiatry na sesję hipnozy. Monika Wilczyńska nie pamięta nic ze swojego dzieciństwa, a stan hipnozy ma pomóc uporządkować wiedzę i wypełnić luki. Co dziwne, kiedy zostaje wybudzona, przed oczami staje zdemolowany gabinet...
Co tak naprawdę wydarzyło się w przeszłości? Co spowodowało wybuch agresji u młodej kobiety? Co ma wspólnego Monika z Zaporewiczami i Młynarskimi? Czy połówki złotej monety kiedyś się połączą?
Choć epicką historię o trzech rodach czytało się dobrze, w całokształcie czegoś zabrakło. Liczyłam na rozwinięcie wątków poszczególnych postaci, tymczasem są one traktowane trochę po macoszemu – jedne mocno rozwinięte, inne jedynie dotknięte. To sprawia, że nie mogłam się zżyć z żadną z postaci. Powieść dzielą rozdziały, przy czym bohaterowie z jednego przenikają do innych. Dlatego czytać trzeba uważnie, bowiem zdarza się, że zakończenie losów jednej postaci jest wprost powiązane z zupełnie innym bohaterem, w innym czasie, innym rozdziale. Przed bohaterami jest nie lada wyzwanie – rozrzuceni po całej Europie muszą brać co los niesie, radzić sobie z traumami, szukać własnego miejsca na ziemi, własnej tożsamości. Sporo tu tajemnic i zagadek, wszystko na tle historycznych realiów. Na szczęście zachowany jest balans i umiarkowanie żeby fakty historyczne nie przytłoczyły i zdominowały opowieści. Do tego połówki monety krążą między kolejnymi postaciami, będąc świadkiem ich radości i smutków. Część współczesna będzie miała powiązanie z dawnymi czasami, jednak autor nie wyjaśnia tego w pierwszej części. Szczerze wolę, jak niektóre wątki są pozamykane, a nie przenoszone na kolejne tomy.
Trudno jednoznacznie ocenić „Spotkajmy się, zanim przyjdzie zima”. Z jednej strony powieść ma wszystkie cechy historii doskonałej – akcja, nawiązanie do prawdy historycznej, bohaterowie z krwi i kości. Z drugiej strony mnogość wątków i bohaterów zakotwiczona w ogromnej czasoprzestrzeni sprawia, że nie ma tej przysłowiowej chemii między powieścią, a czytelnikiem. Mnóstwo pogmatwanych sytuacji, trochę romansu, trochę biznesu, sporo wątków osobistych. Momentami miałam wrażenie, że sam autor dryfuje w niewłaściwą stronę, co sprawia że czytelnik lekko się niecierpliwi i odczuwa znużenie losami ZaporewIczów i Młynarskich (szczególnie odczuwalne w drugiej części książki).
„Spotkajmy się zanim przyjdzie zima” przypadnie do gustu wielbicielom sagi historycznej. Mnie nie do końca do siebie przekonała, szczególnie że autor zostawia czytelnika z wieloma niejasnościami. Czy kolejna część będzie bardziej współczesna? Czy pojawia się nowi bohaterowie? Jeśli jesteście ciekawi sięgnijcie koniecznie po historię rodu Zaporewiczów i Młynarskich.