KarolkaCzyta
-
Dawno już nie czytałam książki z gatunku fantastyki, chociaż nie wiem czy właśnie do niej zaliczyłabym powieść, którą ostatnio udało mi się przeczytać. Nie jest to również typowa literatura młodzieżowa, mimo że jedną z głównych postaci jest nastolatka. Według źródeł internetowych powieść została zaliczona do gatunku science fiction. Czytając przeszła mi zaś przez głowę myśl, że „Ocalić każdą chwilę" można by było zaliczyć do trochę nietypowego romansu. Jak sami widzicie trudno jest ją przypisać do jednego gatunku literackiego. W mojej ocenie bowiem nie pozwala na to jej wielowątkowość. Ze zdziwieniem jednak zauważyłam, że przeczytanie zajęło mi zaledwie dwa dni, mimo że książka nie należy do cienkich, a wręcz przeciwnie. Jest to spory grubasek, ma ponad 600 stron. O czym dokładnie jest debiutancka powieść Justyny Spałek?
Marcelina Sobczak to typowa nastolatka, która ma swoje sprawy, swoje problemy, paczkę wiernych przyjaciół, przy których czuje się kimś wyjątkowym oraz, wydawałoby si, idealnie kochającą się rodzinę. Po prostu bajka. Jednak pewnego dnia w jej rodzinnym domu pojawia się nieznajomy mężczyzna, za którego sprawą całe znane życie dziewczyny obróci się o 180 stopni. Will, bo tak ma na imię, z jakiegoś powodu bardzo przyciąga nastolatkę. Otacza go aura tajemnicy, która podsyca ciekawość Marceliny. Do tego wszystkiego wygląda na to, że rodzice doskonale znają nieznajomego, jednak nie mają zamiaru nic mówić. Wręcz przeciwnie, milczą jak zaklęci, ucinają temat i tłumaczą to wszystko dobrem dziewczyny.
Will jest alienem, inteligentną istotą innej rasy, który przybył na Ziemię by pomóc jej mieszkańcom obronić się przed totalną zagładą. Manipuluje, oszukuje, kłamie, nie jest zdolny do okazywania emocji. Aby dobrze wykonać swoją misję, potrzebuje pomocy ziemianina, a jego wybór padł na dziewczynę. Co wspólnego z tym wszystkim ma Marcelina? Gdy pozna całą prawdę, okaże się, że wszystko w co do tej pory wierzyła, jest jednym wielkim kłamstwem.
Akcja powieści dzieje się w Polsce w niezbyt odległej przyszłości, bo zaledwie w roku 2030. Przez ten czas nie wiele się zmieniło. Nadal trzeba chodzić do szkoły i zdać egzaminy. Nadal są problemy ze znalezieniem pracy, przez co ludzie emigrują za granicę w jej poszukiwaniu. Nastolatkowie mają swój własny świat, miłosne perypetie i przyjaźń na wieki. W tym normalnym, trochę nudnawym świecie nagle pojawiają się niesamowite istoty z innej planety. Co ja mówię, z innej galaktyki. Inteligentni, szybcy, niekiedy brutalni stają się naszymi sprzymierzeńcami i wrogami. Muszę przyznać, że dość ciekawie to wyglądało. Zapewne nie jest to pierwsza na rynku książka tego typu. Powstało również parę seriali, chociaż na chwilę obecną nie jestem w stanie żadnych wymienić. Tak więc temat ratowania świata jest znany. Justyna Sobczak postanowiła iść odrobinę dalej i w walkę o planetę, brutalne przesłuchania oraz ucieczki, wkręcić również romans, który dość wolno rozwija się między głównymi bohaterami. Chociaż po zastanowieniu mogę stwierdzić, że wątek romantyczny był do przewidzenia, mam wrażenie, że po prostu inaczej nie mogło być.
Minusem książki jest pokazanie wydarzeń wyłącznie z perspektywy Marceliny. Są momenty, kiedy jak Filip z konopii , wyskakują małe wzmianki przemyśleń Willa. Jest ich jednak tak mało, że przechodzą prawie nie zauważalnie. A szkoda. Brakowało mi tu takiego podziału. Wydaje mi się, że czytało by się książkę o wiele lepiej. Drugim minusem są określenia, którymi posługuje się autorka. Zbyt często bowiem używała „blondynka", „szatyn". Wygląda to tak jakby autorka nie potrafiła inaczej zidentyfikować bohaterów. Było to nie dość, że denerwujące to jeszcze nie zawsze wiadomo było o kogo dokładnie chodzi. Zawsze trzeba było się cofać kawałek aby sprawdzić imiona uczestników rozmowy. Przepraszam bardzo, ale jest to nie do zniesienia.
Niezaprzeczalnym plusem są bohaterowie. Widać, że autorka włożyła wiele pracy w ich wykreowanie. Są dopracowani, ciekawi i różnorodni. Temat przewodni książki również przykuł moją uwagę, wyobraźnia na pewno przy tym pracuje.
Podsumowując „Ocalić każdą chwilę" to książka, która można ale nie trzeba przeczytać. Można przy niej spędzić dobrze czas, ale przy okazji również poćwiczyć opanowanie, zwłaszcza gdy po raz enty trafia się na „blondynkę” lub „bruneta” lub też inne określenia nawiązujące do wyglądu. Jeśli więc macie ochotę na chwilę oderwać się od spraw przyziemnych, zajrzyjcie do tej książki. Jeśli nie, to nie namawiam.