Doris
-
„Dziecko września” Marka Harnego opowiada o wojnie, o tym, jak wojna poharatała ludzkie losy, podzieliła rodziny, jak wielką rolę odgrywała wówczas miłość i przyjaźń, które często były kotwicą, nie pozwalającą człowiekowi zginąć. To książka o dojrzewaniu w ogniu prób, potykaniu się, upadaniu i ciągłym stawaniu do walki o życie.
Bohaterka książki, Teresa Brzeska, z początku młodziutka, trochę naiwna panienka, bardzo zakochana, tuż przed 1 września 1939 roku bierze ślub. Jej świeżo poślubiony mąż zostaje zmobilizowany tak nagle, że na pożegnanie muszą wystarczyć im 2 godziny. Akurat tyle, aby później narrator, syn- pogrobowiec Andrzeja Borowego, mógł opowiedzieć nam tę historię. Andrzej trafia do oddziału w przekonaniu, że wojna nie potrwa długo. Mamy przecież niezwyciężoną armię, a Niemcy zaledwie tekturowe atrapy czołgów. Jak bardzo się myli, przekona się niebawem.
Marek Harny sugestywnie przedstawia całkowite zaskoczenie polskiej armii, jej nieprzygotowanie we wrześniu `39, błędy taktyczne, brak doświadczenia i chaotyczne decyzje. Tam, gdzie miały być okopy – okopów nie ma, tam, gdzie miały być stanowiska bojowe dla armat – nie ma nic. Żołnierze są przeganiani z miejsca na miejsce, rzucani do samobójczych ataków. Obserwujemy paniczny odwrót rozproszonego i zdziesiątkowanego wojska. Jak również ucieczkę ludności cywilnej, zmierzającej jak najdalej od bombardowanych miast, tłoczącej się na szosach, umykającej do rowów i w pola przed atakami lotniczymi. Panika, chaos, lament uciekinierów, porzucone bagaże i martwe ciała. Ten masowy exodus w stronę Lwowa, ku ocaleniu, byle przeżyć, tę wędrówkę ludów znamy z literatury i filmów. Rodzina Brzeskich chroni się we Lwowie u ciotki, niezbyt zresztą tym zachwyconej. Ze zdumieniem obserwują wojska radzieckie wkraczające na ulice miasta. Dla Polaków zaczyna się na wschodzie trudny czas. Aresztowania, wywózki, prześladowania ze strony Rosjan i Ukraińców. Część niedawnych uchodźców decyduje się więc na powrót pod okupację niemiecką, póki jeszcze otwarta jest granica. Teresa jest wśród nich, już nie sama. Pod sercem nosi dziecko, które urodzi się za kilka miesięcy. Myśli już tylko o nim, żyje z dnia na dzień, tylko dla niego. Ma wrażenie, że przynosi pecha każdemu mężczyźnie, jaki się do niej zbliży. Każdemu, którego obdarzy uczuciem. Jest jeszcze młoda, spragniona miłości, samotna. Jej skomplikowane perypetie uczuciowe śledzimy z zainteresowaniem, a jest ich sporo. W Krakowie, gdzie się zatrzymała, mnożą się aresztowania, ludzie patrzą na siebie z nieufnością. Nie wiadomo, kto jest konfidentem gestapo, a kto działa w konspiracji i może sprowadzić niebezpieczeństwo na rodzinę. Ruszają pierwsze transporty do Oświęcimia, organizuje się getto, młodzież uczy się na tajnych kompletach, a żeby przeżyć szmugluje się żywność ze wsi do miast. Życie trwa, w ciągłym zagrożeniu i niepewności jutra mijają kolejne dni. Więzienie Montelupich pęka w szwach. Jedną z więźniarek zostaje w końcu i Teresa. Przekonuje się tam, jak trudno zachować godność i odwagę. Wielu załamuje się w obliczu tortur albo szantażu, wielu targa się na własne życie.
Wojna nauczyła Teresę wielu rzeczy, odwagi, zaradności, ale przede wszystkim tego, że wszystko w życiu ma swoją cenę. Czasami nie ma wyjścia, trzeba zacisnąć zęby i ją zapłacić. A czasy powojenne wcale nie muszą być łatwiejsze. Niekiedy okazują się jeszcze bardziej niepewne i niebezpieczne, kiedy tracimy czujność. I każda decyzja ma swoje konsekwencje.
Akcja toczy się wartko, poznajemy wiele aspektów wojennej, okupacyjnej rzeczywistości, a także tej późniejszej, socjalistycznej. Opowiada nam o tym narrator, który wie o wszystkim, jakby zza kadru obserwuje rzeczywistość. Drugim narratorem, uzupełniającym, jest syn Teresy. Opisuje on wydarzenia na początku z perspektywy płodu w łonie matki, jednak płodu wszystko widzącego, słyszącego i rozumiejącego, co jest dość sztucznym zabiegiem, który drażni czytelnika, choć z czasem można do niego przywyknąć. Książka „Dziecko września” to zapis losu wielu Polaków, których wojna rzuciła w różne strony i boleśnie doświadczyła, a mimo to starali się z całych sił żyć normalnie, kochać i wychowywać dzieci najlepiej jak potrafili.