Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

U Brzegów Jazzu

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 2 votes
Akcja: 100% - 3 votes
Wątki: 100% - 2 votes
Postacie: 100% - 2 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 2 votes
Okładka: 100% - 2 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

U Brzegów Jazzu | Autor: Leopold Tyrmand

Wybierz opinię:

Doris

Leopold Tyrmand, pisarz i publicysta, przeżywa dzisiaj swój come back. Wznawiane są jego książki, powstają też jego biografie. Trochę to dziwi. Wydawałoby się bowiem, że dłużej niż jego twórczość (pominęłabym tutaj Dziennik 1954 i Złego) przetrwała legenda o Tyrmandzie, wielbicielu jazzu, pięknych kobiet  i kolorowych skarpetek. Kolejność powyższych mogłam pomylić. Dlatego też otwierając „U brzegów jazzu” spodziewałam się zbioru lekkich w tonie, po części nawet plotkarskich felietonów. Ku wielkiemu zdziwieniu dostałam wnikliwe, szczegółowe opracowanie prapoczątków, a potem kolejnych faz rozwoju muzyki jazzowej. Bardzo fachowe, do tego pisane z żarem i oddaniem tematowi. No cóż, od tej strony Tyrmand mile mnie zaskoczył. Kocham jazz i bluesa, ale słucham ich intuicyjnie, raczej sercem niż rozumem, bez głębszego wnikania w ich istotę. Widząc, że mam okazję uporządkować swoją chaotyczną i fragmentaryczną wiedzę, zanurzyłam się w tę książkę i nie ukrywam, że porwała mnie ona całkowicie.

 

Tyrmand ma prawdziwy dar opowiadania i lubi to robić. Tak więc „U brzegów jazzu” to książka nie tylko o muzyce. Jak wiadomo muzyka  nie powstaje w próżni. Tworzą ją ludzie żyjący w określonych warunkach społecznych, politycznych i ekonomicznych. To, jak żyją, jakim wpływom ulegają, co widzą dookoła siebie stanowi inspirację dla ich twórczości. Jest to więc książka o sporym wycinku dziejów Ameryki, mniej więcej od wpłynięcia do portu u jej brzegów pierwszego statku z niewolnikami. Przywieźli oni z sobą tradycje i obrzędy swojego ludu, które uległy transformacji w nowym miejscu. W trakcie lektury „U brzegów jazzu” towarzyszymy niewolnikom na plantacjach bawełny i trzciny cukrowej w Wirginii i Karolinie Północnej wsłuchując się w śpiewane przez nich pieśni. Zabrzmią one też wieczorem przy ognisku przy wtórze rytmu wybijanego stopami i melodii prymitywnych, sporządzonych z byle czego instrumentów. To pieśń łącząca tradycję Czarnego Lądu z wpływami nowej ojczyzny, jeszcze prosta, z gruntu szczera i bolesna, tak jak bolesne jest życie tych jeszcze niedawno wolnych ludzi. Śledzimy ich dalsze losy, kiedy po wyzwoleniu migrują w poszukiwaniu pracy do miast. Tyrmand ilustruje, jak industrializacja, miejska cywilizacja wsącza się w te melodie, przekształca je. Jazz wziął się bezpośrednio z czarnej muzyki pracy. To niesamowita kompilacja starej tradycji Czarnego Lądu, folkloru amerykańskiego i europejskiej muzyki koncertowej. To pierwotna muzyka ulicy, do której później dołączyły instrumenty. Z tego samego pnia wywodzi się blues – po jazzie druga moja fascynacja. Okazuje się, że „Jazz to nie tylko blues, ale blues jest wyłącznie jazzem i nie istnieje bez jazzu”. Blues to nostalgia czarnego człowieka, stan jego udręczonej duszy. Czytam o tym u Tyrmanda i nareszcie uświadamiam sobie, co słyszałam w chropawym głosie B. B. Kinga, wibrującym śpiewie Muddy`ego Watersa czy żywiołowym wokalu Arethy Franklin. Jak pięknie opowiada autor, to „chrapanie ludzkich wraków na stołach brudnych knajp, krzyki pasji rozjuszonych nożowników”, ale też „syreny statków parowych i gwizd lokomotyw”, „dręczące łkanie i szloch owdowiałych matek- niewolnic”, „mechaniczna pianola sprzed namiotu cyrkowego” i wiele więcej odgłosów ulicy, wprawiających nas w trans.

 

Niezwykle ciekawa to opowieść, zarazem merytoryczna i epicka, kompendium i gawęda. Autor stawia w niej szereg pytań i stara się znaleźć na nie odpowiedź. Pytania to bardzo ważkie i podstawowe, choćby to: czy jazz jest sztuką. Przez wiele lat ten rodzaj muzyki był spychany na margines,  między innymi ze względu na jego eklektyzm i nieuporządkowanie. Klasyfikowano go jako muzykę rozrywkową, w domyśle – poślednią. Jednak czy sztuka ma być tylko elitarna i dla elit? Przecież Szekspir, Molier, Dickens czy Balzac tworzyli wielką sztukę dla mas. Kino zaś, uważane pierwotnie za prymitywną rozrywkę, z czasem zyskało poważanie i renomę. Wszystko się zmienia, gusty i poglądy również, a jazz, jak czytamy „to jakaś niezwykle osobliwa jedność w wielości”, „państwo w państwie muzyki”. To potęga swobodnej interpretacji, spontaniczna zabawa dźwięków, w której instrumenty słuchają się nawzajem, odpowiadają sobie, wtrącają swoje trzy grosze. Czasami jeden z nich ma swój monolog. A my słuchamy jak zaczarowani, bo z biegiem czasu jazz wkroczył na salony, do sal koncertowych, a w formie zapisu płytowego także pod nasze strzechy. Tak więc Leopold Tyrmand miał rację trawestując znane powiedzenie i stwierdzając z satysfakcją „Jazz potęgą jest i basta!”.   A ja, zatopiona w dźwięki trąbki Tomasza Stańki, mogę tylko z uśmiechem kiwać potakująco głową.

Sylfana

Jak wiadomo, Leopold Tyrmand to twórca zarówno do przysłowiowego „tańca” jak i do „różańca” – odnajduje się właściwie w sztuce na wielu różnych polach i możemy, my odbiorcy, podziwiać jego pracę oraz kunszt zarówno w literaturze, dziennikarstwie, jak i muzyce. Śledząc historię tej ostatniej dziedziny, szczególnie w kontekście komunistycznej Polski, dowiadujemy się, że wspomniany artysta był ogromnym propagatorem jazzu, którego zadaniem było oblać szare PRL – owskie ulice barwami rytmów, nut, śpiewu i tańca. Jednak tej pięknej i słusznej idei podkładane były ogromne kłody pod nogi, oczywiście przez ówczesne władze, które nie chciały pozwalać na frywolność i  swobodę. Tyrmand jednak udowodnił, nie tylko w swojej książce o tytule U brzegów jazzu, że wolność ducha zawsze będzie buntować się przeciw absurdalnym zasadom i rygorom, także za pomocą dobrej, emocjonalnej muzyki.

 

Wspomniany felieton, czy też specyficzny reportaż to, moim zdaniem, odpowiedź na pytanie, dlaczego Polacy za czasów komunistycznych zakochali się w jazzie. Nie pisze on jednak o tym wprost, odwołuje się raczej do historii tego gatunku muzycznego, jego pochodzenia, oraz okoliczności, które spowodowały, że to właśnie jazz jest melodyjną odpowiedzią na zniewolenie i próbę wdrożenia we wcześniej ustawione ramy. Jak wiadomo, w komunistycznej rzeczywistości ciężko było o swobodę, otwarte wejście do miejsc towarzyskich i rozrywkowych, o entuzjastyczne koncerty i festiwale, które wymykałyby się regulacjom politycznym i państwowym. Odpowiedzią Tyrmanda i wielu innych artystów było właśnie „granie jazzu”, muzyki powstałej z niewolnictwa. Jak wiemy z relacji reportażowych i historii tworzenie i propagowanie jazzu w Polsce było zadaniem trudnym, graniczącym wręcz z niemożliwym do realizacji. Dlatego też powstała ta książka – nie tylko dla wielbicieli samej sztuki i muzyki, ale przede wszystkim dla miłośników nieskrępowanej niczym wolności – materii, ducha, całego ludzkiego jestestwa.

 

Leopold Tyrmand, choć sam nie utożsamia swojej książki z tą nazwą, tworzy swojego rodzaju kompendium wiedzy o jazzie. Dlaczego nie chce on mówić o tym w tych konkretnych kategoriach formy? Być może dlatego, ponieważ jego wersja kompendium różni się trochę od innych pozycji naukowych, czy podręcznikowych w tym temacie – autor mówi o wybranym zagadnieniu tak lekko, swobodnie i melodyjnie, że niemożliwym jest nazwanie tej narracji jałową i suchą, jak bywa w tego typu publikacjach. Każde słowo sugeruje tutaj, że muzyk kocha jazz miłością nieskończoną, jak ukochaną, jak matkę, jak najdroższą formę bytu na świecie. Jego retoryka tchnie czułością, oczarowaniem, bezgraniczną ufnością, że w muzyce człowiek może znaleźć wszystko, nawet sens istnienia. Jak to dobrze, że Tyrmand to także wybitny pisarz, gdyż dzięki temu może on oddać sensualnie i prawdziwie swoje uczucia do tego gatunku muzycznego. Jego entuzjazm jest tutaj tak uroczy i autentyczny, że czytelnik też, nawet jeśli wcześniej nie miał styczności z jazzem, musi się do niego jakoś ustosunkować i najpewniej także się w nim zakocha – bezgranicznie.

 

Choć Tyrmand napisał wiele genialnych książek to ta jest na jakiś swój sposób wyjątkowa i niepowtarzalna. Jest wspaniała, gdyż przekazuje niezbędną wiedzę nawet laikom w tym temacie, a jednocześnie uczy miłości do muzyki. Czy może w literaturze tematycznej przytrafić się coś piękniejszego? Na to pytanie każdy czytelnik już sam musi sobie odpowiedzieć. Ja czuje się przekonana do jazzu, do Tyrmanda, do wszystkiego tego, o czym ta historia opowiada. Polecam gorąco wszystkim!

Klasykiemjestem

Leopold Tyrmand to pisarz, którego dzieła zachwycają dosłownie zawsze. Nie ma znaczenia ile razy by się je czytało, jednakowo trafiają tam gdzie powinny. Osobiście czytałam wszystkie jego książki i to niejednokrotnie. Mają one w sobie coś, co sprawia, że ich odbiór zmienia się z wiekiem lub też liczbą kolejnych lektur. Byłam więc niezwykle zadowolona, gdy okazało się, że czeka nas wznowienie „U brzegów jazzu”.  Takie książki nie tracą na wartości, mogą jedynie zyskać. Ogromnym plusem jest więc to, że możemy je czytać w nowych wydaniach i bez problemu znaleźć w księgarniach.

 

Jestem właśnie po trzeciej już lekturze tej pozycji w moim życiu i mogę śmiało powiedzieć, że za każdym razem zachwyca tak samo lub jeszcze bardziej. To co najbardziej kocham w Tyrmandzie to jego język, to w jak prosty sposób przekazuje czytelnikowi swoje myśli. Nie czytamy bowiem naukowego, profesorskiego wywodu, a zwykłą książkę. I to taką, od której wręcz bije fascynacja tą wspaniałą muzyką jaką jazz jest. To esej stworzony przez prawdziwego miłośnika i skierowany zarówno do innych fascynatów, jak i zwykłych ludzi pragnących trochę tą muzykę poznać.

 

Wydaje mi się, że jest to pozycja wyjątkowa, wyróżniająca się na tle podobnych tytułów. Jest bowiem przepełniona ciepłem, można by wręcz pokusić się o stwierdzenie, że przyjacielską gawędą, jest to rozmowa z bratnią duszą, pełna prawdziwej, szczerej miłości do tematu.

 

Jest to również książka, w której znajduje się dużo historii, wyłożonej w bardzo przystępny sposób, zupełnie nie nużący. Opowieść o samym gatunku, ale również o ludziach walczących o wolność, prawa, wyrażających poprzez muzykę swoje zazwyczaj trudne emocje. Opowieść o smutku, niewolnictwie, o stracie, ale również przezwyciężaniu trudności i poczuciu uwolnienia, jakie dawała gra.  Ukazanie Nowego Orleanu, który jest przecież kolebką jazzu, jego rozwoju, a także rozwoju społeczeństwa. To wszystko wspaniale urozmaica pozycje, ale również daje podłoże do zajęcia się tematem samej muzyki, która to niepodzielnie łączy się z ludźmi.

 

Warto również zwrócić uwagę na sam styl autora, jak już wcześniej wspomniałam dosyć prosty i przystępny dla czytelnika. Jest on jednak także bardzo piękny, kwiecisty, wszystko wydaje się w tekście przemyślane. Rzadko można bowiem wziąć do ręki książkę, która już samym językiem zwala z nóg, w której treść jest jedynie idealnym dopełnieniem całości. Sam temat został ujęty bardzo profesjonalnie, ale zarazem w sposób, który zachęca do czytania, a następnie polemiki, do dialogu z autorem, lub też innymi czytelnikami. Esej ten może być podstawą wielu wspaniałych dyskusji.

 

Ogromnie polecam każdemu, nie tylko „U brzegów jazzu”, ale też inne dzieła Leopolda Tyrmadna, choć ta książka jest jedną z moich ulubionych. Wydaje mi się, że też właśnie ta trafi do bardzo szerokiego grona odbiorców. Rzadko piszę również o samym wydaniu, lecz tu zrobię wyjątek. Szata graficzna książki jest niezwykle prosta i estetyczna, ale zarazem zwraca uwagę, aż przyjemnie wziąć ją do ręki. To pozycja, której można oddać serce, która sprawia, że nie upada w człowieku wiara w literaturę, dobrą literaturę, taką której tekst uskrzydla. Powtórzę więc jeszcze raz, polecam sięgnięcie po ten tytuł, jest to pozycja, którą zapamiętuje się na całe życie i do której można cały czas wracać.

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial