Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Dobry Od Listopada

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 4 votes
Akcja: 100% - 5 votes
Wątki: 100% - 3 votes
Postacie: 100% - 4 votes
Styl: 100% - 7 votes
Klimat: 100% - 3 votes
Okładka: 100% - 3 votes
Polecam: 100% - 4 votes

Polecam:


Podziel się!

Dobry Od Listopada | Autor: Mariusz W. Kliszewski

Wybierz opinię:

Agnesto

Są takie momenty w życiu, gdy trzeba skonfrontować się samemu z sobą. Po prostu spotkać się z sobą. Stanąć twarzą w twarz z prawdą. Takie momenty nachodzą najczęściej wtedy, gdy są najmniej prawdopodobne. W sklepie podczas zakupów, przy porannej kawie, czy na widok bezdomnego. Nie ma reguły. Bohatera książki „Dobry od listopada”, Marka Dobrawińskiego taki moment dorwał podczas Powstania Listopadowego. Naród ma dość tyrani, oszustw i biedy, co sprawia, że Polacy łączą się we wspólnej wizji szybkiej rozprawy z wrogiem – Rosjanami, wyznawcami prawosławia oraz z wrogami szerzącymi się w granicach miasta. Wszelkie działania zaczynają się od zbrojnej szarży na Pałac Belwederski. Celem jest zamach na Księcia Konstantego, który w konsekwencji kończy się klapą. Przypadkowym widzem owych starć jest Dobrawiński, zwany Dobrym, który ma arcy-nieziemską przyjemność poznać sam cel owych zamieszek w miejscu nader niestosownym. Wręcz urągającym władzy Konstantego, bo pod suknią księżnej Łowickiej, żony Księcia. Skrytka dobra, jak każda inna, acz wyjątkowa, bo nieodkrycia. Od owego bliskiego poznania „waląc się solidnie łepetynami”, zaczyna się przygoda Dobrego z wojskiem. W sensie sensu stricte. Od tego wieczora zaczynają się działania zbrojne narodu polskiego, który zrzesza się w grupach, układa plany, wybiera przywódców mających podgrzewać ducha walki. I Dobry uczestniczy we wszystkim dbając jednak najpierw o siebie, potem o towarzyszy broni i Polskę. Odseparuje się od szeregów wojskowych, ucieka, lawiruje, chowa się gdzieś w tyle, by przeczekać świst kul. Jest tchórzem, co tu mówić dużo, który ma jednak szczęście głupiego. Zawsze bowiem znajdzie się w takim miejscu i pośród takich ludzi, że jego – najczęściej nieprzemyślany – odruch czyni zeń bohatera. A to kogoś popchnie i ten straci życie, a to nawiąże znajomość z kimś przypadkowym, acz wysoko postawionym, a to pije wódkę z kimś, kto potem okazuje się być prominentem. W zbrojnej walce, siedząc jak mysz w najmniej widocznym kącie, unika walk, a rany jakie odnosi to powierzchowne draśnięcia, które wybijają go na pozycję wielkiego bohatera. Bo nie oszukujmy się, Dobry to tchórz.

 

Powstanie Listopadowe jest mu jakby nie na rękę, bo się go boi. Można sobie zadać pytanie – czy to jest patriota? Czy to jest obywatel Polski, który walczy o wolność narodu? Bo różnie można myśleć. Lecz ocenę tego pozostawię każdemu, kto sięgnie po książkę. Bo – tu muszę wyznać prawdę – choć nie gustuję w powieściach historycznych, to ta mnie porwała. Wlazłam w nią, jak żołnierz na pole walki, poczułam ducha bojowego i to całe zamieszanie dające nadzieję na wolność Naszą udzieliło się i mi. Tematem „Dobrego...” jest Powstanie Listopadowe, które zaczęło się końcem listopada 1830r. w Warszawie i trwało do 1831 roku. Marek Dobrawiński, jako postać umieszczona w całym tym miszmaszu powieściowym, staje się uczestnikiem autentycznych wydarzeń historycznych. Pojawia się pośród znanych, faktycznych ludzi zasłużonych dla Polski, staje się świadkiem przełomowych wydarzeń. Autor, znawca tematu, snuje powieść o 1830 roku, zaznajamia nas z prawdą historyczną, dla wielu obcą lub nieciekawą, a pomaga mu w tym postać Marka. Ten nieudacznik staje się tu kimś, kto przykuwa naszą uwagę i kogo chcemy śledzić, kogo chcemy też poznać.

 

Plastyczny język, świetne opisy ludzi (Mochnacki to nikły polski Robespierre, a Książę Konstanty, to solidnej budowy człek, lecz przystojnym nie można by go było nazwać). Styl pisania sprawia, że wciągasz się w lekturę nie zważając nawet, że czytasz o wojnie. I choć zaczynasz lekturę z niechęcią, z konieczności wręcz, to łapiesz się na tym, że już po pierwszych stronach przepadłeś. Idziesz z bagnetem na ramieniu, pijasz w ciemnych szynkach, chowasz się w piwnicy, jesteś świadkiem niszczeń i mordów. Ale i odbudowy kraju. I choć leje się krew, rządzi chaos, a serce nie zawsze pcha ciało na front walk, to nie oderwiesz się od czytania. Bo to świetnie napisana książka. Przemyślana, opracowana i skrzętnie prowadzona. Takich książek winno być zdecydowanie więcej.

Uleczkaa38

  Nakładem Wydawnictwa Novae Res ukazała się właśnie interesująca powieść historyczna spod znaku awanturniczej przygody - "Dobry od listopada". Jej autor - Mariusz W. Kliszewski, oparł jej fabułę na pamiętnikarskiej relacji Marka Dobrawińskiego, który wedle tych zapisków wsławił się w walce o niepodległość Polski w dobie Powstania Listopadowego. I choć dziś wielu historyków poddaje w wątpliwość wiarygodność tych wspomnień, jak i nawet samo istnienie ich autora, to jednak nie przeszkadza to nam w tym, by cieszyć się lekturą barwnej opowieści o jego niezwykłych przygodach!

 

 Wspomniany powyżej główny bohater tej opowieści - Marek Dobrawiński, jest zwykłym, nie koniecznie najbardziej ambitnym i uzdolnionym studentem Królewskiego Uniwersytetu Warszawskiego. Jego bardzo leniwy i zarazem rozrywkowy tryb życia zostaje oto jednak przerwany niefortunnym zbiegiem okoliczności, w wyniku którego "Dobry" zostaje naocznym świadkiem zamachu na wielkiego księcia Konstantego. Od tej chwili w całym mieście rozpoczynają się walki z Rosjanami, w środku których - wbrew swojej woli, znajdzie się również nasz Marek. Co więcej, unikając za wszelką cenę ryzyka popełni kilka czynów, które wyniosą go niemalże do rangi narodowego bohatera...

 

 Niniejsza książka Mariusza W. Kliszewskiego stanowi sobą barwną, efektowną i tętniącą od przygody opowieść historyczną z komediowym akcentem w tle. Z jednej strony jest to bowiem barwna relacja historyczna o przebiegu Powstania Listopadowego, walce skazanej na klęskę i bohaterstwie tych, którzy uwierzyli w wolność Polski..., z drugiej jednak ciekawa i zaskakująca opowieść o losach głównego bohatera, który nie chcąc być narodowym patriotą, stał się nim, a nawet kimś znacznie większym. I jest w tym dla mnie coś z "Przygód dobrego wojaka Szwejka", czy też choćby z naszej świetnej powieści Kazimierza Sławińskiego "Przygody kanoniera Dolasa" - oczywiście z zachowaniem odpowiednich proporcji, co stanowi w mej ocenie komplement dla tej książki.

 

 Konstrukcja powieści przybiera postać pierwszoosobowej narracji głównego bohatera, który dzieli się z nami opowieścią o kolejnych swoich losach. To właśnie sam Marek Dobrawiński ukazuje nam okoliczności zamachu na Księcia i przedziwną sytuację, w jakiej się wówczas znalazł..., a następnie swoje kolejne przygody w już powstańczej scenerii. Cechuje je wielka dynamika, liczne zaskoczenia, porcja dramatyzmu, jak i przede wszystkim dobry humor, który być może nie był zamierzonym celem autora tych wspomnień, ale potrafi nas naprawdę rozbawić i rozśmieszyć. Efektem jest historia, która nas ciekawi, intryguje i przekonuje do tego, byśmy chcieli poznawać ją do ostatniej strony...

 

 Mamy tu tak naprawdę wszystko to, czego od historyczno-przygodowej powieści moglibyśmy tylko oczekiwać. I tak też jest intrygujący, zaskakujący, ciekawie poprowadzony scenariusz, który obfituje zarówno w mocne i dynamiczne sceny, jak i bardziej statyczne, w głównej mierze także romansowe, wątki. Są znamienici bohaterowie z "Dobrym" na czele, który jest postacią o tyleż barwną, że nie idealną i pełną rozmaitych wad i przywar - z tchórzostwem na czele, którą to jednak mimo wszystko darzymy sympatią. I wreszcie jest bardzo przekonujący, dosyć szczegółowy i co istotne - trzymający się historycznych realiów i faktów, obraz ówczesnej Warszawy i zniewolonej Polski. To właśnie te elementy czynią tę książką tak dobrą i interesującą.

 

 Lektura tej powieści autentycznie nas sobą porywa do tego dziwnego, wojennego, ale też i komediowego świata, zapewnia wielkie emocje i gwarantuje znamienitą rozrywkę - od pierwszej do ostatniej strony. I przyznam szczerze, że tak dobra zabawa przy spotkaniu z tym tytułem była dla mnie dużym zaskoczeniem, gdyż sięgając po tę pozycję spodziewałam się raczej poważnej i patriotycznej relacji o Powstaniu Listopadowym. Dlatego też tym bardziej polecam i zachęcam was do sięgnięcia po powieść Mariusza W. Kliszewskiego pt. "Dobry od listopada"!

Doti

       Druga część książki to już konkretna walka, bitwy, kaptowanie sojuszników wśród ludności innych zaborów lub zgoła na terenach administracyjnie rosyjskich, jak Litwa. No i ówczesna Warszawa, pogrążona w anarchii, wypełniona wojskiem, rozbrzmiewająca szczękiem oręża i wybuchami ognia, głośna patriotycznymi pieśniami, okrzykami zagrzewającymi do walki oraz odgłosami szkła z rozbijanych sklepowych witryn. A jednak dalej piękna i tak nam znajoma. Razem z młodymi podchorążymi idziemy od Belwederu pod pomnik Sobieskiego, mijamy Pałac Namiestnikowski. Z Markiem Dobrawińskim wybieramy się na randkę przechodząc obok Łazienek, Pałacu Kazimierzowskiego czy Kościoła Karmelitów. Również pawilony Uniwersytetu Warszawskiego nie mają przed nami tajemnic. Czujemy, jak bardzo w tych pierwszych dniach „Warszawa była radosna, wesoła, wśród obywateli panowało zadowolenie. Gromadzono się na rogach ulic, gdzie wywieszono odezwę Chłopickiego i głośno odczytywano jej treść (…) Wieczorem iluminowano miasto”.

 

       Widać, że autor jest nauczycielem historii, gdyż w książce chciałby przekazać czytelnikowi przebieg powstania bardzo szczegółowo, niemal godzina po godzinie. Swoim przewodnikiem uczynił głównego bohatera, który, zupełnie tego nie pragnąc, bierze udział w najistotniejszych jego epizodach. Jest niczym bomba zapalająca. Wpada, inicjuje coś lub modyfikuje zajście, wychodzi z tego bez szwanku, a nawet z profitami, by za moment powtórzyć to w innym miejscu. Niekoniecznie był to dobry pomysł, gdyż w ten sposób ani nasz Marek, ani my za jego sprawą, nie jesteśmy w stanie tak naprawdę w nic się tutaj zaangażować emocjonalnie, wciągnąć. Przed oczami przelatują nam jakieś migawki, strzępy wydarzeń, które zaraz umykają, by mogły pojawić się następne, równie ulotne. Do bohatera, który lekce sobie waży cały ten narodowy harmider, też nie sposób się przywiązać, poczuć najmniejszej więzi. Aż nie chce się uwierzyć, że rozlewana krew, przyjaciele narażający życie, ich wiara i uniesienie, tak niewiele dla niego znaczą. Może lepiej było wybrać niewielki przedział czasowy, wrzucić w niego młodego Dobrawińskiego, pozwolić mu się w coś zaangażować i przeżyć jakieś katharsis, duchową przemianę, po której wydorośleje. Dla nas byłby wówczas z pewnością o wiele ciekawszą, psychologicznie głębszą i wiarygodniejszą postacią.

 

       Myślę jednak, że zamysł autora był nieco inny. Pragnął napisać książkę dla młodzieży. Taką, która może młodych ludzi zachęcić do poszerzenia wiedzy, do sięgnięcia po inne źródła. Jednocześnie zaś przedstawić im te fragmenty historii w sposób odmienny od dotychczasowego, nie podniosły i tragiczny, a z nutą humoru, bez patosu. I to mu się chyba udało.

 

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial