Wersja dla osób niedowidzącychWersja dla osób niedowidzących

Okładka wydania

Moje Córki

Kup Taniej - Promocja

Additional Info


Oceń Publikację:

Książki

Fabuła: 100% - 1 votes
Akcja: 100% - 2 votes
Wątki: 100% - 1 votes
Postacie: 100% - 1 votes
Styl: 100% - 2 votes
Klimat: 100% - 1 votes
Okładka: 100% - 1 votes
Polecam: 100% - 2 votes

Polecam:


Podziel się!

Moje Córki | Autor: Karolina Kasprzak Dietrich

Wybierz opinię:

RedaktorEwa

Mam nieodparte wrażenie, że tytuł tej książki powinien brzmieć „Jej córki”. To po pierwsze. A po drugie, że ktoś przystawił autorce pistolet do skroni i kazał czym prędzej oddać powieść do druku.

 

Sięgnęłam po „Moje córki” Karoliny Kasprzak-Dietrich, ponieważ skusił mnie opis okładkowy, zapowiadający Gniezno jako miejsce akcji. A tu topograficzna lipa: mała zawartość Gniezna w Gnieźnie. Mniejsza z tym – wszak nie dla Gniezna „Moje córki” napisano. Tu miał się trup słać gęsto, w nieznanych okolicznościach ginąć kobiety i małe dziewczynki, miał być romans i wyrzuty sumienia po nim. I jest. Ale wszystkiego mi jakby za mało. Dajcie mi tabletki na zachłanność – dużo, dużo, szybko, szybko.

 

Męczyłam się przez pierwsze trzydzieści stron. Nie pasował mi język, składnia, ale zacisnęłam zęby i czytałam dalej. Przywykłam. Poznawałam bohaterów, próbowałam się wciągnąć.

 

O co chodzi w „Moich córkach”? O to, że facet, policjant Paweł, lat około 35, ojciec 5-letniej dziewczynki, żonaty z kopcącym, kościstym kominem, na boku romansuje z sąsiadką, samotną matką, atrakcyjną Malwiną, prawdziwą femme fatale. Żona się dowiaduje i znika w niewyjaśnionych okolicznościach razem z córką. Wkrótce ślad ginie też po sąsiadeczce. Coś tu jest na rzeczy. Miły policjant przechodzi załamanie nerwowe, trafia do zakładu psychiatrycznego. Po półrocznym zwolnieniu lekarskim, kiedy Paweł obraca dom w Sodomę i Gomorę (bo w kuchni brakuje już tylko krokodyla), zaczyna się śledztwo.

 

Po pół roku? Naprawdę? Jeśli to miałoby przekonać obywatela o skuteczności policji i prokuratury, to raczej się nie udało. Opuszczony przez kobiety swojego życia mężczyzna staje się głównym podejrzanym. Jest niezręcznie, bo śledztwo prowadzi jego niedawny partner Michał z piękną i obdarzoną przez Matkę Naturę gigantycznym biustem, miseczka J, aspirantką Moniką u boku.

 

I uwaga – rozmiar ma kluczowe znaczenie dla fabuły, bo… Michał od 5 lat ma narzeczoną Krysię, która powinna się zwać Tereska – z przodu deska, z tyłu deska. Rzeczona Krysia ma kompleksy, zwłaszcza na tle rozmiaru stanika Moniki. Ale to nic. Między Michałem a powabną policjantką rodzi się… Kurtyna. Nie powiem.

 

No to mamy tak… A raczej czego nie mamy – brakuje żony Pawła i jego córki oraz seksownej sąsiadeczki i jej pyzatej latorośli. Dziwnym zbiegiem okoliczności kobiety i dziewczynki znikają w tym samym czasie. Na scenę wchodzi prokurator Katarzyna. Nie, to nie typ Marii Okońskiej z „Prawa Agaty”, tylko nieogarnięta urzędniczka państwowa bez pomysłu na sprawę.

 

Toczy się śledztwo. Autorka doskonale żongluje retrospekcją, przenosi oko narratora z postaci na postać. Wciągam się, a na trzech czwartych wręcz totalnie.

 

Kamera najeżdża na sąsiadeczkę Malwinę. Z tej to jest numer. Trzech partnerów, z czego jeden świętej pamięci w tragicznych okolicznościach, a jeden uciekł; trzy córki, z czego dwie nie żyją, a ta trzecia okrąglutka jak zawodnik sumo. Matka tłumaczy, że chora. Dzięki temu wścibskie gęby przestają komentować.

 

Wkręcam się, ale…

 

No właśnie. Ale. Spada mi adrenalina, kiedy „panowie policjantowie” pozdrawiają się na pożegnanie, śląc sobie pieszczotliwe „Pa!”. Kiedy bohater okazuje się tak słaby na psychice, że po zaginięciu żony i córki nie wszczyna śledztwa, tylko trafia, znając Gniezno, do Dziekanki, bo najbliżej, a w innej stresującej sytuacji mdleje. Funkcjonariusze nie przechodzą podczas służby jakichś testów? Bo mnie się jawi ów Paweł jak licha „lilija”, a nie postać z krwi i kości.

 

Swoją drogą, kiedy kobieta i dziecko znikają jak kamfora, to nie prowadzi się dochodzenia prokuratorskiego z urzędu? Nikt nie zgłosił zaginięcia? Jej rodzice? Mąż nie, bo podupadł na nerwach. Śledztwo podjęte po sześciu miesiącach, błędy w nim takie, że laik dostrzega; wyjazd 200 kilometrów do Gorzowa, by przesłuchać świadków, a rozmowa przecieka przez palce… Angażuje się psy tropiące po podszepcie dilera, który chce się zemścić na policjancie za to, że ten go zapuszkował? Trochę to słabe. I takich słabych momentów jest kilka.

 

Najmocniejszy akcent komediowy to relacja Moniki i Michała, zaś kryminalny – postać Malwiny i jej chorobliwa fascynacja. Czym? Nie powiem, żeby nie spojlerować.

 

Malwina to clou powieści. Czytelnik dochodzi do tego trochę opłotkami, ale tak ma być – brawa dla autorki. Końcówka bardzo przyspiesza, ale czuję niedosyt z powodu akcji przeprowadzonej w centrum Poznania. Policjanci przygotowują się jak na Unabombera, a tu – cyk - światło na scenie gaśnie.

 

Wiem, ponarzekałam, ale i tak chylę czoła przed autorką – opisała takie przestępstwo, z którym nie spotkałam się w damskim wykonaniu nawet w prasie.

 

Polecam, choć nadal uważam, że ktoś celował do pisarki z broni palnej i popędzał ją, by oddała tekst do druku.

 

Polecam też z innych względów, nazwałabym – wielkopolskich. Rzecz faktycznie toczy się w Gnieźnie, a raczej w podgnieźnieńskiej wsi, trochę w Poznaniu, zahacza o Gorzów i Szamotuły, z lekka o Szczecin i Warszawę. Dla mnie, jako mieszkanki Wrześni, oddalonej od Gniezna o 25 kilometrów, lektura powieści, dziejącej się za miedzą, była ciekawym doświadczeniem.

 

Ponadto powieść to gratka dla miłośników kryminałów rodem z PRL-u. Atmosfera w gnieźnieńskiej komendzie jak w „07 zgłoś się” i absolutnie nie jest to zarzut.

Reasumując: pomysł na 6, wykonanie na 4.

Niedoskonała

Moje córki autorstwa Katarzyny Kasprzak-Dietrich, to książka, która wpadła mi w ręce bardziej z przypadku, niż z ogromnego zainteresowania, ale to wcale nie znaczy, że to zła opcja. To egzemplarz recenzencki, który dostałam od strony Sztukater, za co bardzo dziękuję. Podejrzewam, że w innym wypadku nie sięgnęłabym po tę powieść, ponieważ bardzo rzadko czytam kryminały, a jeżeli już, to są to zazwyczaj te spod pióra mojego ulubionego polskiego autora, natomiast o twórczyni tej powieści nigdy wcześniej nie słyszałam.

 

Pierwsze wrażenie było dobre. Dostałam książkę, okładka nie odrzucała, ale także jakoś specjalnie nie przyciągała. Osobiście uważam, że nie ocenia się dzieła po oprawie graficznej, ale wiem, że bardzo wielu ludzi tak robi, a ja sama, jako że chciałam być grafikiem, również bardzo często zwracam uwagę na różne detale. Tutaj nie ma nic spektakularnego; ot zwykła okładka, mam wrażenie, że zrobiona trochę na odwal się, albo po prostu tak, jakby zabrakło na nią pomysłu. Gdy tak na nią zerkam, to mam wrażenie, że to powieść napisana ze dwadzieścia lat temu, a nie nowość wydana teraz. Dla pewności musiałam sprawdzić datę wydania, bo takie pojawiły mi się w głowie skojarzenia.

 

Moje Córki to raczej standardowa lektura; nie ma nawet trzystu stron, więc jeżeli ktoś się wciągnie, to pochłonie ją w jeden wieczór, maksymalnie do dwóch; tak jak ja. Została wydana przez Wydawnictwo Warszawska Firma Wydawnicza i wydaje mi się, że to jest moje pierwsze zetknięcie z nimi. Czcionka jednak jest przyzwoita, a papier nie kłuje swoją białością po oczach, tylko jest przyjemnie kremowy, a to duży plus, ponieważ nie znoszę książek wydrukowanych na krystalicznie białych stronach. Takie po prostu czyta się gorzej. Jedynie ta okładka, ale o tym już pisałam wyżej. Nie wiem, czy powinnam jeszcze o tym mówić, bo to chyba moje pierwsze zetknięcie z jakimkolwiek egzemplarzem recenzenckim, jednak na wielu stronach jest wada; strony są zagięte, jakby podczas druku maszyna zacięła część papieru. Jeżeli właśnie takie egzemplarze trafiają do nas blogerów, to okej, absolutnie się nie czepiam, jeżeli jednak jest inaczej, to wtedy wypada to dosyć słabo.

 

Fabuła; ona jest dosyć skomplikowana i posiada kilka zwrotów akcji. Na samym początku poznajemy tajemniczą kobietę, która chyba powinna zaintrygować czytelnika. Przez pierwszą chwilę faktycznie tak jest, ale styl pisania autorki skutecznie mnie od tego odciągnął, jednak o tym powiem później. Więc jest kobieta, która intryguje, ale tylko przez moment. Później znika na wiele rozdziałów, aż w końcu się o niej zapomina. Co prawda ona się pojawia, jednak czytelnik nie ma pojęcia, że jest o niej mowa, dopiero później możemy łączyć fakty i snuć domysły.

 

Poznajemy również Pawła; byłego policjanta, którego spotkała ogromna tragedia, ponieważ odeszła od niego żona i córka, a także w tym samym czasie zniknęła jego kochanka z sąsiedztwa, a to wszystko bardzo odbiło się na zdrowiu psychicznym mężczyzny.

Pojawia się także Michał; kolega Pawła również policjant, który stara się przywrócić zapuszczonego kumpla do życia i robi wszystko, aby mu pomóc, co w pewien sposób mu się udaje, ponieważ dzięki niemu były mundurowy postanowił odnaleźć swoją rodzinę i zostało w tej sprawie rozpoczęte śledztwo. Wiele rzeczy wskazuje jednak na to, że to mężczyzna mógł zamordować swoją żonę, córkę i kochankę i staje się podejrzanym o potrójne zabójstwo. Więcej zdradzić nie mogę, aby nie spojlerować, jednak jest jeszcze wiele innych rzeczy, o których muszę wspomnieć.

 

Na początku książka wydawała się okej, gdy zaczęłam ją czytać; intrygująca bohaterka i zgrabne opisy, ale to wrażenie szybko zniknęło, ponieważ dopatrzyłam się, jak wielu powtórzeń popełnia autorka i strasznie mnie to kuło, a same opisy straciły dla mnie na wartości. Ogólnie styl pisania tej pani wydaje mi się dosyć prosty i pojawia się wiele nieskomplikowanych zdań. Tylko w pierwszym akapicie rzuciły mi się aż trzy powtórzenia, o reszcie nie wspomnę.

 

Kolejnym mankamentem są męscy bohaterowie. Matko Święta, ale ja się nairytowałam na Michała i Pawła, choć głównie na Michała. Każdą kobietę przedstawiali bardzo przedmiotowo i w zasadzie wszystko sprowadzało się do seksu. Było tego za dużo i bardzo przerysowane. Nie jestem jakąś feministką ani nic z tych rzeczy, nie jestem także drażliwa na tym punkcie, ale w tej powieści nie było prawie niczego innego. Bohaterowie nie potrafili nic więcej zaoferować. W konkursie na krasza, gdyby takowy istniał, na pewno odpadliby zanim by się zgłosili.

 

Pojawia się także wątek miłosny i to tak infantylna relacja, że widzisz i nie grzmisz. Dziecinna bohaterka; kobieta, żeby nie było, że tylko na mężczyzn pomstuję w tej powieści. W zasadzie to niemal wszystkie postacie są bezosobowe i płytkie, zrobione na jedno kopyto. Jednak jest jeden wyjątek; kobieta z początku powieści. Ona jako jedyna wydaje się przemyślana ze szczegółami i choć znika na wiele rozdziałów, to tak naprawdę ta pani wiedzie prym w tej książce. Momentami mnie obrzydzała, ale byłam jej ciekawa i z niedowierzaniem przerzucałam kolejne strony.

 

Zabawne, bo nie lubię źle mówić o książkach, a na razie to wyłożyłam chyba same wady, których wbrew pozorom pojawiło się całkiem sporo. Jednak powieść miała także swoje dobre strony. Między innymi ciekawy wątek kryminalny, bo to zdecydowanie zasługuje na plus.

 

Powieść posiada w sobie także pewną oryginalność, choć nie mogę powiedzieć, jaki to aspekt, aby nie psuć niespodzianki, ale ma to związek z tą intrygującą bohaterką. Więc to nie jest tak, że ma w sobie same wady.

 

Język jest taki sobie, większość bohaterów również, aczkolwiek Moje Córki przeczytałam bardzo szybko i w zasadzie miałam problem się od nich oderwać. Gdybym miała taką możliwość, to pewnie pochłonęłabym ją za jednym zamachem, więc dlatego mam bardzo mieszane uczucia wobec tej powieści. Nie była zła w gruncie rzeczy, choć trzeba też wziąć pod uwagę, że to prawdopodobnie jest debiut autorki, bo nie znalazłam żadnych innych jej powieści. Z drugiej strony, przeczytałam w swoim życiu już tyle świetnych debiutów, że ten wypada naprawdę słabo na ich tle.

Czy polecam przeczytać tę powieść? Niekoniecznie. Czy odradzam? Tutaj również nie mogę powiedzieć twierdząco. Moja ocena to 3/6. Punkty odjęłam za okładkę, durnych bohaterów, oraz styl pisania autorki. Weź książkę w swoje ręce, przeczytaj recenzję i zadecyduj.

Tysia19

Zapraszam Was dzisiaj do świata głupoty, kiedy to człowiek ma dobrze, natomiast zawsze wydaje mu się, że może mieć lepiej. Tak też pomyślał główny bohater powieści Pani Karoliny Kasprzak – Dietrich, pod tytułem „Moje córki”, który to posiada żonę i dziecko, a mimo to, próbuje ułożyć sobie drugie życie kosztem nieświadomej małżonki.

 Aż w końcu dmuchana przez jakiś czas bańka mydlana pęka i dzieje się katastrofa nieodwracalna w czynach. W konsekwencji czego mężczyzna zostaje sam, pozbawiony sensu życia. Brzmi życiowo? Bo tak właśnie jest! Recenzowana książka opowiada historię egzystencjalną, czyli taką, o której słyszymy niemalże codziennie. Ciekawi wrażeń? Zapraszam zatem do dalszej części recenzji.

Karolina Kasprzak – Dietrich – pisarka pochodząca z Gniezna. Na stałe mieszkająca wraz z mężem i dwójką dzieci w pobliskiej wsi obok miejsca urodzenia. Razem z wybrankiem życia prowadzą własne gospodarstwo domowe. Jej pasją jest pisanie, oraz pielęgnacja własnego terenu zieleni.

 

WFW, czyli Warszawska Firma Wydawnicza powstała w 2008 roku. Ich celem jest łączenie różnych funkcji powiązanych z rynkiem wydawniczym, w tym drukarskim. Firma daje możliwość wydania własnej twórczości w bardzo niskim budżecie. Są członkami Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. O WFW można było przeczytać w między innymi: „Newsweeku”, „Kulturze Liberalnej”, czy „Dzienniku”.   

Paweł Mikito jest policjantem w Gnieźnie, prowadzi poukładane, na swoich zasadach życie. Po jakimś czasie jego na pozór idealna egzystencja zaczyna się rozpadać, a sam mężczyzna nie spodziewa się takiego obrotu wydarzeń. W ciągu kilku dni traci wszystkie ważne dla siebie osoby: żonę Asię, malutką córeczkę Agatkę, oraz kochankę z sąsiedztwa -Malwinę.

 

Sprawy toczą się tak, że podejrzanym, jak się okazuje o potrójne zabójstwo jest nie kto inny, jak sam Paweł. Policjant nie ma pojęcia w co się wplątał, jakie tajemnice skrywają jego najbliżsi, ani na jakie niebezpieczeństwo naraził tych, których chciał za wszelką cenę chronić. Czy uda mu się udowodnić swoją niewinność? Jak wielką cenę będzie musiał zapłacić za swoje czyny?

Ogólnie pisząc to książka nie była sama w sobie tragiczna. Nie można jej nazwać niewypałem, ani też arcydziełem. Myślę, że lektura z pewnością może znaleźć się między tymi dwoma kategoriami, niestety w tej niżej skali. Było kilka elementów, które mi się podobały, ale też sporo takich, przy których nawet przymknięcie oka nie pomagało.

 

 „Moje córki” jest zdecydowanie powieścią na którą trzeba poczekać, ona musi się rozwinąć własnym tempem, niekiedy w moim odczuciu nieco za wolnym. Przez co cyklicznie się nudziłam. Styl pisania nie do końca przypadł mi do gustu, kolokwialnie pisząc był taki drętwy, bez większych emocji. A nawet jak pojawiały się one u bohaterów, to ciężko było je odczuć prywatnie.

Lektura jest podzielona na średniej długości epizody, czyli na urywki, ale nie rozdziały. Fabuła jest prowadzona w trzeciej osobie, jednowątkowa. Mimo, iż powieść nie była zła, to jednak nie do końca spodobała mi się, było w niej za dużo elementów odpychających. Może jest to również przesyt ‘tradycyjną’, może nawet pokuszę się o określenie: uniwersalną powieścią, o standardowym modelu działania.

 „Moje córki” autorstwa Pani Karoliny Kasprzak – Dietrich, niczym mnie nie ujęła, ani też nie zaskoczyła. Taka tam średnia powieść. Z braku innych książek można przeczytać.

 
 

Komentarze

Security code
Refresh

Aby Skomentować Kliknij Tutaj

Comments  

0 # Niedoskonała 2021-05-15 11:18
Redaktorewo, świetnie się bawiłam czytając Twoją recenzję! Fajnie napisana :)
Reply | Reply with quote | Quote | Report to administrator

Współpracujemy z:

BIBLIOTECZKA

Karta Do Kultury

? Jeżeli zalogujesz się na swoje konto, będziesz mógł bezpłatnie:
*obserwować pozycje wydawnicze, promocje oraz oferty specjalne
*dodawać je do ulubionych
*polecać innym czytelnikom
*odradzać produkty, po które więcej nie sięgniesz
*listować pozycje, które posiadasz
*oznaczać pozycje przeczytane/obejrzane
Jeżeli nie masz konta, zarejestruj się, zapraszamy do rejestracji!
  • Zobacz Mini Tutorial